2 cechy ludzi sukcesu, które są ważniejsze od inteligencji

WCALE NIE TAKI MĄDRY

 

Wydawałoby się, że jeżeli skompletujemy grupę wyjątkowo inteligentnych ludzi, umieścimy ich w tym samym pomieszczeniu jako zespół i poprosimy o wspólne rozwiązanie problemu, to dzięki ich imponującemu IQ, ujmując kolokwialnie – „rozwalą system”. Prawda?

Fałsz.

Okazuje się, że inteligencja indywidualna nie ma związku z realizacją zadań, a co za tym idzie, zadanie zlecone 10 osobom odznaczającym się wysokim ilorazem inteligencji wcale nie musi doczekać się genialnego rozwiązania.

Najciekawsza część jest taka, że grupy złożone z osób o niższym poziomie IQ osiągnęły lepsze wyniki zespołowe podczas tego eksperymentu.

Uwielbiam takie badania. 😀 Pokazują nam jak wiele błędów jest w systemie edukacyjnym (pierwszy krok do ich naprawienia) i jak różnymi rodzajami inteligencji możemy się charakteryzować. 🙂

No, dobra, już nie trzymam w niepewności i tłumaczę czym się różniły te grupy. 😉

 

 

SPÓJRZ MI W OCZY

 

Wiecie na czym polega test „Reading the Mind in the Eyes”? 🙂 Jego autorem jest Simon Baron-Cohen z Uniwersytetu Campridge, a chciał on sprawdzić naszą zdolność do empatii, czyli wczuwania się w stan emocjonalny drugiej osoby. Test polega na obejrzeniu 30 zdjęć ludzkich oczu i określeniu emocji odczuwanych przez osobę ze zdjęcia. Osoby, które lepiej wypadły na tym teście, tj. trafnie interpretowały mimikę, były też bardziej samoświadome swoich uczuć i chętnie rozmawiały o swoich przemyśleniach i wrażeniach. Nikogo więc nie powinno dziwić, że w tych bardziej empatycznych zespołach przeważały kobiety. 😀

I to jest właśnie pierwsza z 2 interesujących nas cech – wysoka średnia wrażliwość społeczna. Brzmi wyszukanie, ale chodzi tak naprawdę o intuicję grupy – rozpoznawanie stanu emocjonalnego jej członków po wyrazie twarzy, postawie i tonie głosu. Innymi słowy czytanie ludzi. 😉

Ciekawe swojego poziomu empatii? 😉 Taki test możecie sobie zrobić m.in. TUTAJ.

 

 

PRAWO GŁOSU

 

Drugie zjawisko zanotowane przez naukowców wśród grup, które wypadły w badaniach na rozwiązywanie problemów lepiej, było dla mnie lekkim zaskoczeniem.

Zostało ono nazwane „równym prawem głosu”. Badania pokazały, że w zespołach, które wypadły najlepiej, statystycznie członkowie grupy mówili mniej więcej tyle samo. Liczba wypowiadanych słów mogła być różna w poszczególnych ćwiczeniach czy zadaniach, ale całkowita suma była bardzo zbliżona.

Zastanawia mnie czy wynika to bardziej z poszanowania cudzego zdania, tolerancji i otwartości na pracę grupową, z tego, że uczestnicy nie bali się zabrać głosu, ich pewności siebie i chęci do działania, obu tych elementów czy może jeszcze czegoś innego. Jeśli kiedyś uda mi się położyć łapki na bardziej szczegółowej analizie tych badań, napiszę Wam o tym. 😉

 

 

 

 

Present Simple || Angielski dla wzrokowców

Dziś będzie bardzo merytorycznie i mam mocne postanowienie częściej publikować materiały do nauki angielskiego, które (mam nadzieję ;D ) poszerzą Twoje językowe horyzonty w bezbolesny sposób. 😉

 

VIDEO –> 🙂 

 

 

MAPY MYŚLI

Żeby ogarnąć dlaczego uczę czasów w angielskim w taki, a nie inny sposób, musimy wrócić do źródła. 😉 Jeśli znasz moje metody nauczania, od razu możesz zjechać na dół i przejść do czasu Present Simple. 😉

Mapy myśli wymyślił Tony Buzan i w swojej metodzie nauki uwzględnił 2 bardzo istotne fakty: pamiętamy przede wszystkim obrazy (pamięć wzrokowa) oraz ich lokalizację (pamięć przestrzenna).

Mapy myśli rysujemy na kartkach ustawionych poziomo, najlepiej kolorowych, w centrum zapisujemy temat (wielkimi literami, żeby mózg miał mniejsze problemy z odczytaniem) i rozpoczynamy zapis w prawym górnym rogu, a następnie poruszamy wokół tytułu zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

Widziałam, że dużo osób traktuje mapy myśli jak takiego „pajączka” do burzy mózgów.

Gdy pełnią one taką właśnie funkcję – narzędzia do szukania luźnych skojarzeń i rozwiązywania problemów – może i się sprawdzają. Jednak aby taka mapa myśli miała nam służyć do nauki, musimy ją nieco zmodyfikować (i naszpikować obrazkami). Więcej powinno być więc malowania i mazaków/kredek, aniżeli czcionki. 😉

 

DLACZEGO TAK TRUDNO OGARNĄĆ CZASY?

Ponieważ jesteśmy przekonani, że w języku polskim mamy tylko 3: przeszły, teraźniejszy i przyszły. 😉 Zapominamy jednak, że mamy tzw. końcówki fleksyjne (np. poSZŁA, poSZEDŁ, poSZLIŚMY, itd.) i tryb dokonany i niedokonany (np. OBEJRZAŁAM i OGLĄDAŁAM).

Granice między czasami są w innym miejscu. Nie możemy się już ograniczyć tylko do tego KIEDY dana czynność ma/miała miejsce, ale należy wziąć pod uwagę także jej rodzaj (np. długość, skutki, podany czas, itp.).

Ale nie panikujemy, to naprawdę nie jest takie trudne. 😉
Jedziemy. 😉

 

PRESENT SIMPLE – KIEDY GO UŻYWAMY

 

 

 

KSIĄŻKA Z OPISEM 7 PODSTAWOWYCH CZASÓW –>  🙂  

KURS VIDEO (WYJAŚNIENIE ZASTOSOWAŃ PRZY POMOCY MAP MYŚLI)

 

 

 

 

JAK BUDUJEMY ZDANIA

Niektórym (anglistom 😛 ) mój sposób tłumaczenia może nie przypaść do gustu, ale,

jak śpiewa Demi Lovato:

Oooooh! Oooooh! Oooooh! I really don’t care! 😀

 

Sugeruję wydrukować sobie powyższe ściągawki. Jeżeli pracujesz z artykułem, a nie video, które nagrałam, równocześnie czytaj i zerkaj na grafiki. A teraz do rzeczy. 🙂

 

Zdania w czasie Present Simple możemy zwykle przyporządkować do jednej z trzech kategorii:

 

1) Zdania, w których występuje czasownik BYĆ i słychać to nawet w tłumaczeniu. 😉 

Np. Ja jestem Twoją nauczycielką.
I am your teacher.

On nie jest zmęczony.
He is not tired.

Gdzie ona jest?
Where is she?

Tutaj zdanie twierdzące budujemy używając odmienionego przez osoby czasownika być, tj.
I am
you are
he is
she is
we are
you are
they are

Przeczenia tworzymy przez dodanie „not”, czyli
– am not
– are nor (aren’t)
– is not (isn’t)

A pytania przez tzw. inwersję, tzn. zmieniamy kolejność słów w zdaniu i gdy zadajemy pytanie zaczynające się od CZY, czasownik „BYĆ” wędruje na początek.

Np. Czy ty jesteś głodna?  Are you hungry?
Czy oni są w domu? Are they at home?

 

Jeśli nie oczekujemy prostej odpowiedzi TAK/NIE, a chcemy zapytać GDZIE, DLACZEGO, KIEDY, itp., wówczas to właśnie pytanie będzie stało na początku.

Gdzie ona jest? Where is she?
Dlaczego tu jesteś? Why are you here?
Kiedy jest lekcja? When is the lesson?

 

2) Zdania z wszystkimi pozostałymi czasownikami. 😉

 

Biegać, spać, skakać, wstawać, itp., itd. 😉 Mówimy o czasie teraźniejszym PROSTYM, a dlatego prostym, że często nie wymaga od nas żadnych końcówek w zdaniach twierdzących. 😉

Wyjątek stanowią zdania, w których podmiot (czyli wykonawca czynności 😉 ), to ONA, ON lub ONO.
Wtedy dodajemy do czasownika -s
lub -es, jeśli czasownik kończy się na głoskę szeleszczącą, np. -s, -sh, -ch, -ss lub na -o, -x.

Ja lubię czekoladę.
I like chocolate.

On codziennie wstaje o 7.
He gets up at 7 every day.

W przeczeniach używamy operatora DON’T i DOESN’T.

DOESN’T gdy przeczenie dotyczy  HE/ SHE / IT. DON’T do całej reszty. 😉

Ja tu nie mieszkam.
I don’t live here.

Ona nie ma psa.
She doesn’t have a dog.

 

W pytaniach „CZY” operator wędruje na sam początek. No, chyba, że chcemy zapytać GDZIE, JAK , DLACZEGO, itp., to wtedy pytanie szczegółowe będzie na początku. 😉

Czy ty lubisz czekoladę?
Do you like chocolate?

Czy on lubi psy?
Does he like dogs?

Gdzie oni mieszkają?
Where do they live?

Jakiego rodzaju samochód on ma?
What kid of car does he have?

 

3) Pytanie o wykonawcę czynności, czyli WHO lub czasami WHAT.

Struktura tych pytań jest inna on większości. W większości bowiem używamy operatora DO lub DOES. Trzeba jednak nadmienić, że opera dostosowujemy przecież właśnie do OSOBY, a skoro pytamy o wykonawcę czynności, to i operatora nie ma do czego dostosować. 😉 Stąd różnica w pytaniach. 😉

Efekt? Pytanie traktujemy trochę jak zdanie twierdzące i tak, jakbyśmy używali 3 osoby w l.poj. Innymi słowy –> dodajemy końcówkę -s   lub  -es.

Ewentualnie DOESN’T, jeśli pytanie tego wymaga. Np. Kto nie lubi kawy?

Kto tutaj mieszka?
Who lives here?

Kto daje ci kwiaty każdego dnia?
Who gives you flowers every day.

Co buduje kopce i nie za dobrze widzi?
What builds mounds and can’t see very well?

Kto nie lubi kawy?
Who doesn’t like coffee?

 

 

Jak poszerzyć swój zasób słownictwa

Lower your expectations in the short-term so that you can have extremely large goals in the long-term.

Obniż swoje krótkoterminowe oczekiwania, żeby móc ustanawiać ogromne długoterminowe cele.

Tim Ferriss

Na początku napisałam długi i wyszukany wstęp do tego posta, ale w ostatecznym rozrachunku stwierdziłam, że przejdę od razu do rzeczy. 😉  You’re welcome! 😀 😉

 

Jak uniknąć ciągłego zaczynania od nowa?

Nie przerywać. 😀

Jak nie przerywać? Ustawiać sobie (krótkoterminowo) poprzeczkę bardzo, bardzo… BARDZO nisko.

Wybrać ścieżkę najmniejszego oporu, ponieważ to przełamanie tej wewnętrznej niechęci do rozpoczęcia działania jest najtrudniejsze.

Innymi słowy – ucz się JEDNEGO słowa dziennie.

Jedno słowo niczego nie zmieni, powiesz. Przecież poszerzanie zasobu słownictwa, czy to w angielskim czy jakimkolwiek innym języku obcym, to kolosalne zadanie, które nigdy się tak naprawdę nie skończy.

Prawda. Nikt Ci jednak nie każe poprzestać na tym jednym słówku, gdy tylko je „odhaczysz”. Po prostu daj sobie pozwolenie na niższe standardy. Zrobisz więcej? Super. Nie? Luz – plan na dany dzień i tak został zrealizowany.

Dbaj o stawianie pojedynczych cegieł, a mur zadba już sam o siebie.

 

A żeby się łatwiej budowało, niżej lista stron i aplikacji, które są oparte na koncepcji „the word of the day”, czyli słówka na dany dzień. 😉

 

 

STRONY WWW:

Merriam-Webster

Wordthink

Learner’s Dictionary

 

APLIKACJE:

  1. Word of the Day
  2. Vocabulary Builder

 

 

 

 

 

Gdy coś jest wygodne: COMFORTABLE & CONVENIENT

Gdy jeszcze pracowałam w szkole językowej (ach, te czasy prowadzenia zajęć w firmach o godzinie 7 rano, sooooo not missing this 😀 ) w czasie którejś dyskusji wyszło, że jeden z moich kursantów mieszkał 10 minut PIESZO od swojego miejsca pracy. Wszyscy oczywiście skomentowaliśmy, że to bardzo WYGODNE mieć taki niewielki dystans do pokonania każdego dnia. Jeśli jednak określilibyśmy sytuację jako COMFORTABLE, popełnilibyśmy BŁĄD. Dlaczego? 😉

 

VIDEO

 

 

 

Możemy wyróżnić przynajmniej dwa rodzaje słowa WYGODNY w języku angielskim.

 

Pierwszy to COMFORTABLE.

Czyli komfortowy, przyjemny, sugerujący rozluźnienie i relaks.

Komfortowy może być więc fotel (a comfortable armchair), pokój (a comfortable room) czy np. pozycja (a comfortable position), w której siedzimy.

Możemy komuś powiedzieć, że dobrze/komfortowo się z nimi czujemy. –> I feel very comfortable with you.

A jak przyjąć znajomą, która wpadła na kawę? Mówimy jej, żeby się rozgościła –> Make yourself comfortable.

 

 

Po drugiej stronie mamy CONVENIENT, czyli słowo, które trafniej przetłumaczylibyśmy jako DOGODNY, tzn. sugerujący coś prostego, łatwego, bezproblemowego i tak po prostu – na rękę. 😉

Jeśli więc pokonanie dystansu między domem, a pracą, zajmuje np. 3 min, możemy powiedzieć, że to bardzo „wygodne”.

This is convenient.

Sama lokalizacja może być określona mianem dogodnej

a convenient location

Co jeszcze może być wygodne w tym tego słowa znaczeniu? Np. parking, który znajduje się blisko sklepu czy domu (a convenient parking) czy podróżowanie samochodem, a nie autobusem (travelling by car is convenient).

Ktoś może mieć też wygodną wymówkę od problematycznego zadania (a convenient excuse).

A jeśli chcemy być grzeczni wobec rozmówcy, z którym ustalamy termin spotkania, powiemy, że możemy się spotkać o czasie i w miejscu najbardziej dla niego dogodnych.

Tj.

We can meet at time and place most convenient to you.

13 błędów, które popełniłam w swojej edukacji

 

 

 

1. ZAKŁADAŁAM, ŻE ISTNIEJE „NORMALNE TEMPO NAUKI” (A JA NIE NADĄŻAM)

Nie brałam jednak pod uwagę perspektywy długoterminowej. Sądziłam, że skoro w skali semestru jestem w stanie opanować mniej, niż koleżanka czy kolega, to znaczy, że jestem słabsza. A co, jeśli byłam w stanie opanować tyle samo, co oni, ale w skali 3 lat? Albo 5? Tempo zapamiętywania jest zależne od wielu czynników i nie determinuje naszych ogólnych zdolności czy potencjału. Odzwierciedla jedynie to, co jesteśmy w stanie zrobić w danym momencie, nie ogólnie w danym przedmiocie czy życiu. Z perspektywy wieloletniej kariery, to, czy uczymy się w danym roku 10% szybciej czy wolniej, niż inni, nie ma najmniejszego znaczenia.

 

 

 

 

2. (NICZYM TEMPA DZIDA) BEZMYŚLNIE CZYTAŁAM TO SAMO

Aktywowałam więc wewnętrznego lektora (nasz własny głos, który słyszymy, gdy czytamy), a nie procesy poznawcze (uczenie się i zapamiętywanie). Wmawiałam sobie, że jeśli przeczytam coś X razy, to „spełnię normę” i przynajmniej nie będę mogła sobie zarzucić, że się nie starałam. Bezmyślne czytanie nie jest niczym innym, jak stratą czasu, ponieważ w żaden sposób nie przyczynia się do aktywnej nauki.

 

 

 

3. NIE SPRAWDZAŁAM SWOICH WIADOMOŚCI PRZED SPRAWDZIANAMI

Głównie przez niewiedzę, że powinnam była to robić, a potem z lęku, że wyszłyby przy tym braki i ewentualne nieprzygotowanie. Skąd więc mogłam określić czarno na białym co mi nie szło? Nie zadawałam sobie pytań i nie odpowiadałam na nie. Nie tworzyłam mini powtórek czy testów i nie wyłapywałam luk w wiedzy. Zapis takich sprawdzających pytań na marginesie książki czy samoprzylepnej karteczce zajmuje mało czasu, a za to utrwala materiał i sprawdza naszą wiedzę, gdy już skończymy pierwszy etap nauki.

 

 

 

4. MYLIŁAM POWTÓRNE CZYTANIE Z AKTYWNYM ODTWARZANIEM

Nawet wtedy, gdy czytałam ze zrozumieniem, nie mogło się to równać z odtwarzaniem wiedzy bez jakichkolwiek pomocy. W języku angielskim nazywamy to „active recall” i wielokrotnie lepiej wzmacnia ścieżki neuronowe w mózgu. Bo w końcu jaki jest lepszy sposób na sprawdzenie czy faktycznie coś pamiętamy, aniżeli powtórzenie definicji, wzoru, słówka czy zastosowania czasu z zamkniętym zeszytem?

 

 

 

5. NIE UCZYŁAM SIĘ POD KĄTEM TYPU ZADAŃ NA SPRAWDZIANACH

Informacja zostanie przez Twój mózg odtworzona dokładnie w taki sposób, w jaki została przyswojona. Wykuta na blachę notatka zostanie więc przez nas wyrecytowana, a związki frazeologiczne mogą sprawiać nam trudność w użyciu w wypowiedziach, gdy uczyliśmy się ich jedynie przez tłumaczenie. Inaczej więc powinniśmy się przygotowywać do testu wielokrotnego wyboru, a zupełnie inaczej do napisania eseju.

 

 

 

6. NIE POWTARZAŁAM MATERIAŁU

I z tym walczę po dzień dzisiejszy, choć z biegiem lat i dużą ilością praktyki, jest lepiej. Uczyłam się materiału raz, a potem go powtarzałam przed sprawdzianem. To nie mogło się sprawdzić. 😛 Ażeby informacja trafiła do pamięci długoterminowej, w zdecydowanej większości przypadków, wymaga ona od nas wielokrotnego powtórzenia. W przeciwnym razie zostanie sklasyfikowana przez umysł jako coś nieistotnego, a następnie wyeliminowana. I bardzo nad tym faktem ubolewam, ponieważ jestem pazerna i chciałabym móc od razu nauczyć się czegoś nowego (przecież skoro już raz to przeczytałam, to nagle zrobiło się to taaaakie nudne ;p). A tu się nie da, mózg płata figle i treść, którą znaliśmy wczoraj, dziś może być tylko mglistym wspomnieniem.

 

 

 

7. WIEDZA SŁUŻYŁA MI DO ZALICZEŃ, NIE ROZWINIĘCIA UMYSŁU

Czyli uczyłam się mając z tyłu głowy, że z tej wiedzy korzystać nie będę poza sprawdzianem. W naszym systemie edukacyjnym nie ma miejsca na wyjaśnienie uczniom w jaki sposób ta wiedza może im się przydać w przyszłości, a jeśli nie uważamy czegoś za użyteczne – do kosza.

 

 

 

8. ZA PÓŹNO OPANOWAŁAM TECHNIKI EFEKTYWNEJ NAUKI…

Mnemotechniki, mapy myśli, pamięć przestrzenna, pamięć zależna od kontekstu, Zadkładkowa Metoda Zapamiętywania, myślenie wizualne… Życie byłoby wtedy o tyle prostsze.

 

 

 

9. …I OKREŚLIŁAM SWÓJ PREFEROWANY STYL UCZENIA SIĘ

Moja koleżanka zadawała samej sobie pytania na temat historii, druga przepisywała wszystkie notatki, trzeciej wystarczyło przeczytanie zeszytu, a mój brat, z kolei, powtarzał głośno chodząc po mieszkaniu. Dużo czasu zmarnowałam, nim zrozumiałam, że jestem typowym wzrokowcem, który potrzebuje kolorów, przestrzeni i humoru, żeby coś przyswoić. Jedni potrzebują motoryki, inni uczą się słuchając wykładów, a wszyscy pozostali pamiętają obrazy. Nikt mi wcześniej jednak nie powiedział, że różne mózgi mają różne preferowane kanały informacji i to nie znaczy, że jestem głupsza, po prostu potrzebuje innych metod.

 

 

 

10. NIE ZOSTAWIAŁAM OKRUSZKÓW SWOJEMU MÓZGOWI

Czyli wczoraj pamiętałam, jutro zapomnę. I nie chodzi tu o materiał „łopatologicznego” sortu, takiego jak tłumaczenie. Mowa tu o ćwiczeniach wymagających zrozumienia i logicznego rozumowania. W poniedziałek mogłam rozwalać system i rozwiązywać konkretny typ zadań z matmy, a w czwartek już sprawiał mi on problem, ponieważ nie pamiętałam skąd brały się konkretne liczby. Nie wstawiałam strzałek czy symboli, które pozwoliłyby mi później odtworzyć tok rozumowania niezbędny do rozwiązania danego zadania. Rozpisane, nawet bardzo szczegółowo, zdanie, może nie być wystarczające do powielenia schematu. Czasem mózg potrzebuje dodatkowych okruszków.

 

 

 

11. POWTARZAŁAM BŁĘDY SWOICH NAUCZYCIELI…

Jeśli wiedziałam, że trafiłam na kompetentnego nauczyciela, takie problemy się nie zdarzały. Nikt jednak nie uczył się TYLKO od świetnych nauczycieli, wręcz przeciwnie, tendencja jest raczej odwrotne. Jeśli więc ufałam korepetytorowi, a on mi kazał samodzielnie ćwiczyć zestawy do ustnej matury, żeby móc wyrobić właściwe nawyki – byłam na dobrej drodze. Jeżeli jednak wiedziałam, że ktoś nie był czempionem edukacji, a kazał mi coś wyryć na blachę, należało użyć własnej głowy i poszukać lepszego sposobu (np. fiszek, zabawnych historyjek czy mnemotechnik).

 

 

 

12. …I WIERZYŁAM W ICH OSĄDY, GDY WE MNIE WĄTPILI

A było takich więcej, niż jestem w stanie zliczyć.

Cudza percepcja nas samych, to tylko opinia drugiego człowieka. Nie Sąd Boży, nie wyrok i nie cholerna wyrocznia, która na stówę ma rację. To tylko omylny umysł oceniający możliwości drugiego umysłu. Nic więcej.

W bonusie należy dodać, że większość nauczycieli ma tzw. fixed mindset, czyli mentalność zafiksowaną (stałą), według której nasz talent i nasze możliwości intelektualne są z góry ustalone przez geny i nic nie możemy z tym zrobić. Jest to tok rozumowania, w którym beztalencie historyczne pozostanie takim przez resztę życia. Zabawne, bo coś, czego nie potrafiłam osiągnąć w liceum, dziś, przy znajomości właściwych technik, nie sprawiłoby trudności.

 

 

 

13. NIE ODDZIELAŁAM AWERSJI DO NAUCZYCIELA OD AWERSJI DO PRZEDMIOTU

Trafiłam w życiu na wielu bardzo dobrych nauczycieli języka angielskiego, było też kilku z innych przedmiotów, którzy w ogromnym stopniu przyczynili się do mojego rozwoju. <3  Byli jednak też tacy, którzy, „zdołali” mnie zniechęcić swoim zachowaniem do danej dziedziny na całe lata, jeśli nie całe życie. Dziś włożyłabym więcej wysiłku w zidentyfikowanie co konkretnie było przyczyną problemu. Wbrew pozorom, niektóre przedmioty okazują się czasem użyteczne nie tylko w szkole, ale też w późniejszym życiu. Szkoda to zaprzepaścić tylko dlatego, że nauczycielka ma problemy z opanowaniem złości i odreagowuje na uczniach. 😛

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nauka słówek – jak tworzyć śmieszne skojarzenia, by bezboleśnie zapamiętywać

 

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=sC8EJmADD5M&feature=youtu.be

 

GDY ANIA MIAŁA 13 LAT

– Nauczyłaś się już na jutrzejszy sprawdzian z historii?
– Tak, wszystko już przeczytałam.
– Przeczytałaś?! I ty się tak przygotowujesz?! To pewnie słabo te sprawdziany piszesz…

I choć w tamtym okresie z historii dostawała czwórki i piątki, głupia Ania wbiła sobie do głowy, że nie umiała się uczyć, a przeczytanie materiału było niedostatecznie dobre, aby go zapamiętać. I tak trwała w tym przekonaniu lat kilka.

 

 

GDY ANIA MIAŁA 18 LAT

– No, siedzę i się uczę…! – koleżanka wydawała się kompletnie nie ogarniać pytania.
– Ale jak to się uczysz? Co konkretnie robisz? Czytasz po cichu? Na głos? Kujesz osobno daty?
– Najpierw wszystko czytam, a potem sama opowiadam tą historię.
– I tak po samym przeczytaniu wszystko pamiętasz…? :O
– No, przecież jak coś przeczytasz, to pamiętasz co czytałaś, nie?!

Teraz już nie.

 

 

 

MĄDRE DZIECKO, GŁUPIE DZIECKO

 

Czyli jakimi nas widzi świat, tacy jesteśmy. Jeśli nauczyciel w podstawówce stwierdza, że jesteśmy z czegoś słabi, to w jaki sposób to wpływa na naszą samoocenę?

Dzieci BARDZO łatwo ulegają sugestii, a opinia dorosłych staje się ich własną. Im więcej razy (w szczególności od ważnej dla nas osoby) usłyszymy, że do czegoś się nie nadajemy, to głębiej się to wgryzie w nasze poczucie tożsamości. Podobnie ma się sytuacja z nauką i każde z nas musi samo odpowiedzieć sobie na to pytanie:

czy oceniam swój intelekt przez własny pryzmat czy ten, który został mi narzucony lata wcześniej?

Jak zacząć kwestionować takie negatywne przekonania? Prosto. Wystarczy opisać najwredniejszego i najsympatyczniejszego nauczyciela z czasów szkolnych. O dziwo, takie rzeczy pamiętamy bardzo szczegółowo. Albo najbardziej udaną imprezę w życiu. Pierwszy pocałunek. Sytuacje, w której byliśmy przerażeni. Stłuczkę samochodową. Dźwięki ulubionej piosenki. Kolor okładki ulubionej książki.

Nie jesteśmy głupi. Jeśli czegoś nie pamiętamy, to tylko dlatego, że nie stosowaliśmy spersonalizowanych technik najbardziej przyjaznych dla naszego mózgu.

Uczyliśmy się w sposób linearny, nudny, łopatologiczny, suchy, mało praktyczny. Czyli nieefektywny, ponieważ prawie 70% społeczeństwa najlepiej przyswaja wiedzę wzrokowo. A wzrokowo to znaczy jak?

 

 

EBOOK – WORKBOOK
PREMIERA 10.06.19 R.

ZAPISY NA LISTĘ OSÓB ZAINTERESOWANYCH 

 

 

POPRZEKLINAJ SOBIE I POBRECHTAJ

 

Mnemotechniki (nazywane również mnemonikami, od angielskiego mnemonics) to techniki zapamiętywania nowych informacji przez jaskrawe, skrajne, żywe i wywołujące emocje skojarzenia (bo, nie wiedzieć czemu, mózg zapamiętuje głównie to, co śmieszne, absurdalne, sentymentalne, wulgarne lub zboczone… 😛 ). Wspominałam już o nich TUTAJ.

Nowe informacje zagoszczą więc na stałe w mózgu, jeśli

1) będę działać nam na wyobraźnię,

2) zostaną przyłączone do tego, co już wiemy.

I wszystko pięknie wygląda w teorii, tylko jakoś praktyka tworzenia tych mnemotechnik nam nie wychodzi, a im jesteśmy starsi, tym trudniej (dlatego, że dłużej wyrabialiśmy sobie nawyki nieskutecznej nauki). Im bardziej przywykliśmy do bezmyślnego powtarzania słówek na głos, tym większy stawiamy opór przed stosowaniem skojarzeń.Przez to właśnie słyszę na porządku dziennym, że „Pani jest łatwiej„, „nie wychodzą mi te skojarzenia”, „no, nic mi nie przychodzi do głowy” i „Ty masz do tego lepszą głowę”.

Otóż… g**no prawda, wysoki sądzie! 😛 Nie mam ani większego talentu, ani lepszej głowy do głupich skojarzeń, ponieważ zaczynają też miałam takie trudności. Jedyne co mam, to WIĘCEJ PRAKTYKI. 😉

 

Postanowiłam więc podsunąć Wam kilka ćwiczeń, które pomogą wyrobić umiejętność tworzenia zabawnych asocjacji i historyjek. 🙂

 

 

Ania 😉

 

 

 

  1. Szukamy słów, które wyglądają podobnie. Jeżeli dopiero zaczynamy swoją przygodę z nauką angielskiego, skojarzeń będziemy szukać w języku polskim. Jeśli jednak jesteśmy już na nieco wyższym poziomie zaawansowania, możemy mieszać oba języki.

Np. KNOT   /not/ – węzeł

Jak go sKNOcisz, to lina się rozwiąże. 😉

 

 

 

 

2. Skojarzenia możemy tworzyć w oparciu o zapis lub wymowę. Gdy powtórzymy mnemotechnikę kilka razy, dla naszego mózgu nie będzie miało to mniejszego znaczenia. Tak czy siak, powinniśmy się uczyć zarówno jednego, jak i drugiego, więc to od czego zaczniemy, nie ma większego znaczenia. Haczyk to haczyk. 😉

 

Np. RIBBON  /ryben/   –  kokarda

Ryben? Rybny? 😀  Rybna kokardka? Kokardka na rybie? 😀

              +             

 

 

 

Stwórz własne skojarzenie. 🙂 Znajdź w języku polskim słówko, które będzie Twoim haczykiem do następującego słówka. 😉

 

 

Np. RAILING   /rejling/   –  balustrada, poręcz  (np. przy schodach)

Np. Jakie słowo w polskim zaczyna się od „rej…” ???

… 🙂  Nie przewijaj do dołu, zanim nie stworzysz własnego skojarzenia! 😛 🙂

 

 

 

 

… 🙂

 

 

 

 

… 🙂

 

 

 

 

… 🙂

 

Dla mnie jest to REJs  statkiem. 😉 Mogę też wykorzystać drugą część nowego słówka, w tym przypadku jest to „ling”. LING to dla mnie skojarzenie od LINGWISTYKI lub LINGWISTY, czyli człowieka, który zajmuje się językiem. 😉

 

Wyobrażam więc sobie, że na wakacje popłynę w rejs statkiem, na którym będę uczyła się języków obcych. 😀 A statek, jak to statek, musi mieć barierki i balustrady. 😉

 

 

 

 

Najważniejsza rzecz, jaką musisz wiedzieć o swoim IQ

DAWNO, DAWNO TEMU…

 

Profesor Carol Dweck z Uniwersytetu Stanford rozpoczęła swój eksperyment na uczniach amerykańskich szkół. Zadawała im łamigłówki i zadania na nieco wyższym poziomie trudności, niż ten, na który dzieci były przygotowane. Zdecydowana większość z nich zareagowała frustracją, zniecierpliwieniem i rozczarowaniem własnym brakiem umiejętności. Uczniowie mieli poczucie, że ich zdolności były monitorowany i oceniane, w starciu z ćwiczeniem okazały się niedostatecznie, a więc oni oblali i ponieśli porażkę. Druga, mniej liczna, grupa zareagowała zgoła inaczej. Z ich ust padały takie wyrażenia, jak „lubię wyzwania” i „miałem nadzieję, że to będzie pouczające”. Dla Dweck była to inspiracja do dalszych badań. Okazuje się, że mózgi dzieci o różnym podejściu (nie poziomie inteligencji!) reagowały zupełnie inaczej, niż tych, które czuły się oceniane i niedostatecznie mądre.

 

MENTALNOŚĆ ZAFIKSOWANA

 

Czyli założenie, według którego nasze IQ, już raz ustalone, nie ulegnie zmianom. Zgodnie z tym tokiem rozumowania, dysponujemy konkretnym poziomem talentu i inteligencji i nic nie możemy z tym zrobić. Geniusz będzie geniuszem, a idiota pozostanie idiotą. Jeśli więc rodzimy się nie znając zasad perspektywy i proporcji („nie umiem rysować”), po co próbować i się błaźnić? Jeżeli przyswojenie tabliczki mnożenia w młodym wieku przyszło nam z trudnością, oznacza to, że jesteśmy słabi z matmy i pierwiastki czy różniczkowanie po prostu nie są dla nas. W końcu nie mamy smykałki do matmy… Carol Dweck nazywa to podejście „fixed mindset” czy „mentalnością stałą”, określaną w polskiej literaturze mianem „mentalności zafiksowanej”.

Jedno pytanie: skoro nasz poziom intelektu jest ustalony i nie mamy na niego wpływu, a z talentem się rodzimy (lub nie), to dlaczego niektórzy słynni malarze (np. van Gogh czy Monet) rozpoczęli swoją karierę dopiero bliżej 30-stki czy 40-stki (lub później) i jak to możliwe, że słyszymy o 50-paro-latkach, którzy się przebranżowili i założyli własny biznes?

Pierwsza z nich – określana jako teoria niezmiennego bytu (entity theory) – akcentuje nadrzędne przeświadczenie, że inteligencja jest po prostu wrodzoną cechą. Stąd każdy z nas ma jej pewną określoną,większą lub mniejszą, ale niezmienną, niekontrolowaną „ilość”.

 

MENTALNOŚĆ WZROSTOWA

 

Jestem zdolna do rozwoju. Mogę się uczyć nowych faktów i opanowywać nowe umiejętności, a następnie używać ich w praktyce. Punkt startowy nie jest metą, a więc wiedza, z którą rozpoczynam swoją podróż edukacyjną, nie jest tą, z którą skończę. Mam wpływ na to jak jestem inteligentna i czy będę tą cząstkę siebie rozwijać.

 

Druga – wzrostowa teoria (incremental theory) – kieruje się przekonaniem, że inteligencja jest plastyczną jakością, którą można rozwijać, głównie wskutek wysiłku i oddziaływań procesu edukacyjnego

 

ODROBINA NAUKI

Jako narzędzie diagnozy uznawanej „teorii wzrostu” Dweck zastosowała skalę Likerta z możliwościami odpowiedzi od
1 – „całkowicie się zgadzam” do
6 – „zupełnie się nie zgadzam”

 

wobec następujących pozycji:
– „Masz pewną, określoną ilość inteligencji i tak naprawdę, to niewiele możesz zrobić, aby to zmienić”,
– „Twoja inteligencja jest twoją cechą, której nie możesz zmienić”,
– „Możesz nauczyć się nowych rzeczy, ale nie możesz zmienić swojej bazowej inteligencji”

 

W późniejszych pracach Dweck użyła poszerzonych skal, w których uwzględnione zostały wyrażenia powiązane z przekonaniami „wzrostowymi” (na przykład: „Zawsze możesz mieć istotny wpływ na to, jak bardzo jesteś inteligentny”).

 

Co najciekawsze, kolejne lata badań i follow-upu (tj. sprawdzania, co się z tymi dziećmi działo w dalszych etapach życia) ukazały poznawcze i behawioralne konsekwencje kierowania się przeświadczeniami o naturze poziomu inteligencji.

 

 

Okazuje się, że zwolennicy przeświadczenia wzrostowego preferują cele sprawnościowe (tze. learning goals),dzięki którym mogą się rozwijać (zakładają bowiem, iż poziom zdolności jest materią plastyczną).Nierzadko są to cele–wyzwania, gdyż istotnym jest fakt nauczenia się czegoś nowego (oceny wydają się odgrywać rolę drugoplanową).

 

 

Z drugiej jednak strony, osoby przekonane o stałości IQ wolą cele wykonaniowe (performance goals), które prowadzą do demonstrowania wcześniej nabytych kompetencji, a dalszy rozwój często w ogóle nie jest brany pod uwagę. 

 

 

MATURA PISEMNA Z ANGIELSKIEGO – KURS VIDEO ONLINE

JEST! „My baby”, przy którym spędziłam wiele, wiele nocy. 🙂  Ale wiecie co? Warto było! 🙂 Jestem zadowolona z efektu końcowego, a kurs dał mi możliwość wykorzystania moich kreatywnych ciągot. 😉 Dzięki temu mogłam wykorzystać w praktyce swoją wiedzę jako językowiec i trener efektywnej nauki, ale też pobawiłam się w twórcę filmowego, fotografa, a nawet modelkę. ;p Choć, szczerze mówiąc, wolę chyba pisać książki i podręczniki, niż oglądać się na ekranie. ;P

Pomysł na ten kurs zrodził się kilka miesięcy temu, jak zwykle, podczas biegania. 😉 Na początku kompletnie nie wiedziałam jak ugryźć temat. Wreszcie uznałam, że jedynym logicznym rozwiązaniem jest dostarczyć maturzystom coś, co poprowadzi ich za rękę przez najtrudniejsze zagadnienia: połączenie podręcznika dla wzrokowców z filmem video, w którym zdradzę swoje najmroczniejsze sekrety z zakresu efektywnej nauki. ;p

Nadal niezmiennie wierzę w indywidualne lekcje i niepodzielną uwagę lektora, który wyłapie błędy typowe dla nas. Jednak nie wszyscy mają sposobność uczęszczania na korepetycje, czy to ze względu na brak korepetytora w małej miejscowości, czy też koszty zajęć. I to właśnie z myślą o tych młodych ludziach zaprojektowałam ten kurs online.

 

 

Żeby oebjrzeć darmowy fragment i/lub kupić kurs, kliknij poniższą miniaturkę. 😉

 

 

 

 

4 błędy, które wszyscy powtarzamy ucząc się angielskiego

BEZMYŚLNE POWTARZANIE

 

W języku angielskim istnieje kilka terminów odnoszących się do powtarzania materiału.

 

REPEAT – oznacza powtórzenie głośno słowa lub wyrażenia, np. Czy możesz powtórzyć? Can you repeat that?

 

REVISE – od którego często pochodzą nazwy repetytoriów maturalnych (np. Matura Revision) odnosi się do odświeżania sobie wcześniej przyswojonego materiału.

 

RECALL – oraz interesujące nas ACTIVE RECALL, czyli AKTYWNE PRZYPOMINANIE SOBIE – jest to samodzielne „wyciąganie” informacji z czeluści umysłu bez posiłkowania się pomocami naukowymi. 😉 Jeżeli więc koleżanka czy kolega odpytują nas z czegoś przed sprawdzianem, wtedy właśnie praktykujemy „active recall”, ponieważ nie zaglądamy do notatek.

 

RECOGNITION – czyli ROZPOZNAWANIE. Prawdopodobnie najbardziej zdradliwy proces w nauce. 🙂 Zdarzyło się Wam kiedyś kartkować zeszyt, zerknąć na jakąś stronę i pomyśleć „tak, wiem o co chodzi, to znam…” i zacząć kartkować dalej bez sprawdzenia się? Jeśli tak, są spore szanse, że mieliście potem problemy z przypomnieniem sobie tego materiału na teście. Okazuje się, że mózg samodzielnie nie jest w stanie rozróżnić RECOGNITION (rozpoznawania) od RECALL (aktywnego samodzielnego przypominania sobie). 

 

Bardzo często „powtarzamy” materiał po raz setny czytając te same zwroty i słówka, ale nie sprawdzamy się z nich bez podglądania. Po prostu odtwarzamy zapisane notatki bez zmuszania umysłu do większego wysiłku. Oczywiście takie aktywne przypominanie sobie, a czasem może nawet tworzenie materiałów powtórkowych z pytaniami, jest wyjątkowo up… orczywe, 😛  ale jeżeli sami nie zweryfikujemy swojej wiedzy przez kartkówką, to niestety zrobi to matura :/

 

 

 

NAUKA Z LISTY

 

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego numery telefonów są zwykle zapisywane w systemie trójkowym? To dlatego, że jest to największa liczba elementów w zbiorze, jaką jest w stanie ogarnąć przeciętny umysł. Zapamiętujemy indywidualne elementy, pary i trójki. Gdy próbujemy zapamiętać więcej elementów, zwykle pojawia się tendencja do „szatkowania” na dwójki. 🙂

 

Jak to się ma do angielskiego? Ano tak, że uczymy się słówek, czasowników nieregularnych, liczb, dni tygodnia, miesięcy i osób (zaimków) Z LIST! Dlaczego jest to szkodliwe? Ponieważ

 

MÓZG ODTWARZA W TAKIEJ FORMIE, W JAKIEJ PRZYSWOIŁ

 

tzn. jeśli chcemy przypomnieć sobie jak jest czwartek, musimy powtórzyć wszystkie dni tygodnia od początku. W pewnym momencie dochodzi do tego, że pamiętamy w którym miejscu znajduje się konkretny czasownik w tabelce czasowników nieregularnych :/

 

Niestety, z własnego lenistwa nie uczymy się na wyrywki i to nas gubi. Nie twierdzę, że musimy wszystkie nieregularne przepisywać na fiszki (choć nie zaszkodziłoby). Wystarczy, że ucząc się ich będziemy je powtarzać na wszystkie możliwe sposoby skacząc po kartce. Z zaimkami, dniami tygodnia i miesiącami jest gorzej, ponieważ te powinniśmy być w stanie odtworzyć w mgnieniu oka. Wierzcie mi, jeśli nie odhaczycie tego teraz, potem będzie się to za Wami ciągnęło latami… :/

 

Dla tych, którzy nie mają chęci inwestować czasu i energii w tradycyjne papierowe fiszki, niżej wklejam link do filmiku 🙂

 

 

 

 

NAUKA ZAPISU

 

DIG DUG DUG

 

CUT CUT CUT

 

FIGHT FOUGHT FOUGHT

 

Mini eksperyment społeczny: ilu z Was przeczytało w głowie powyższe przykłady zgodnie z zasadami wymowy, a ile tak, jak się te słówka pisze? 🙂

 

Zgroza każdego gimnazjalisty i licealisty przed kartkówką. Właśnie – KARTKÓWKĄ. Prawie zawsze byliśmy sprawdzani ze słownictwa w postaci egzaminu PISEMNEGO, uczyliśmy się więc ZAPISU, nie wymowy. A nawet jeśli byliśmy odpytywani przy tablicy, to nauczycielka poprawiła poharatane błędną wymową słówko i… zaliczyła. Skoro nie było błędu, to niby czemu mielibyśmy coś zmieniać?

 

Może dlatego, że z wiekiem będziemy chcieli nauczyć się MÓWIĆ w danym języku? 😀 O maturze ustnej już nawet nie wspominam. I nie, wcale nie musimy się wszyscy uczyć tych śmiesznych chińskich znaczków, to jest zapisu fonetycznego. Sama opanowałam go w wielkich bólach dopiero na pierwszym roku studiów. Słyszałam od niektórych swoich kursantów, że był on obowiązkowy w niektórych liceach, nie jest to jednak normą.

 

Szczerze? Moim skromnym zdaniem… 😉 Po co komu (tj. NIE-filologowi) nauka zapisu fonetycznego, skoro może odsłuchać nagrania na takich stronach jak

 

czy

 

 

Pamiętajcie o jednym: jeżeli uczycie się nowego słówka, zawsze przyswajajcie je KOMPLETNIE, tj. zarówno zapis, jak i wymowę.

 

Po pierwsze dlatego, że kiedyś będziecie się wstydzić czytania „BOŁGHT” zamiast „BOT” ( II forma od czasownika „buy”).

 

Po drugie dlatego, że jest to niewielka inwestycja czasu w porównaniu do efektu i już podjętych wcześniej kroków (przyswojenia zapisu). To tak jak nie kupić drugiego telefonu za jedną-czwartą ceny 😛 Jak nie macie, to nie macie, ale jak już macie, to się przyda 😛

 

Po trzecie, znajomość samego zapisu czy samej wymowy w niefortunnych okolicznościach będzie Was kosztowało połowę punktów na teście albo wstyd w konwersacji. Nie warto. Już lepiej poświęcić dodatkowe 30 sekund na wygooglowanie wymowy czy zapisu.

 

 

 

TAM I Z POWROTEM 

 

„Przerobiłam cały materiał zawarty w podręczniku. Przetłumaczyłam i wkułam wszystkie słówka, których nie znałam i, z poczuciem solidnego przygotowania, podeszłam do egzaminu. Uzyskałam wynik 80%. Dlaczego nie 100?”

 

Biura tłumaczeń wyceniają drożej tłumaczenie z języka polskiego na angielski, aniżeli odwrotnie. Dlaczego?

 

Ponieważ kontekst to władza! 😀 Potrafi on być bardzo sugestywny i świetnie podpowiedzieć nam znaczenie słówka, którego dotąd nie znaliśmy. Niestety, fakt, że potrafimy przetłumaczyć słówko z języka angielskiego na polski wcale nie oznacza, że w drugą stronę pójdzie nam równie gładko. Podobnie ma się sprawa z UŻYWANIEM JĘZYKA, to znaczy odtwarzanie języka nie przekłada się na samodzielną produkcję.

 

A teraz co to oznacza dla nas: często bez problemu tłumaczymy słówko na język polski, ale nie używamy go w swoich wypowiedziach i nie przychodzi nam ono naturalnie. Zupełnie tak, jakby ODBIÓR i KREOWANIE JĘZYKA stanowiły dwa odrębne worki z wiedzą językową i ODBIÓR dziwnym zrządzeniem jest zawsze zacniejszy 😉

 

Jak temu zaradzić? Zadbać o wszystkie możliwe kanały wykorzystywania słówka. Przyswajając nowe wyrażenie powinniśmy sprawdzać się:

 

– z języka polskiego na angielski,
– z angielskiego na polski,
– w kontekście,
– bez kontekstu,
– kreując (wyobrażając sobie czy też zapisując) własne sytuacje, w których takie słówko mogłoby zostać użyte.

 

W przeciwnym razie ryzykujemy jedynie bierny odbiór informacji i niezdolność do wykorzystania jej gdy przyjdzie do rozmowy czy maila.

 

 

 

 

 P.S. Kochani, dotarły do mnie głosy oburzenia związane z określeniem zapisu fonetycznego. To, co widać w komentarzach to jedynie kropla w morzu. Spieszę więc z wyjaśnieniami. 🙂

 


Moją intencją absolutnie nie było podważenie istoty fonetyki (zwłaszcza, że sama kocham bawić się wymową i „skakać” między akcentami) .  Jednak anglistyczną wiedzę przekazuję innym już od prawie

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystkie komentarze.
Ania

 

 

 

 

5 mega prostych nawyków, które poprawią Twoją pamięć w 2018 roku

STAWIAJ MAŁĄ BUTELKĘ Z WODĄ NA SWOIM TELEFONIE

 

Wszyscy jęczą i smęcą, że należy pić wodę i dbać o nawodnienie organizmu. Sama jestem pewnie większym grzesznikiem w tej materii, niż ktokolwiek inny. Dzięki naturalnym antybiotykom i bieganiu w niskiej temperaturze mam wysoką odporność. Niestety, średnio raz na 2 lata dopada mnie wyjątkowo paskudna wersja grypy żołądkowej i nie jestem wtedy w stanie przyjąć jakichkolwiek płynów. W efekcie bardzo szybko się odwadniam (zaniedbanie picia wody dodatkowo przyspiesza proces) i kończy się na kroplówce.

 

W tym roku postanowiłam więc wreszcie zapobiegać takim przypadkom zawczasu i poszłam za radą jednych z youtuberek – zaczęłam stawiać butelkę z wodą na swoim telefonie. Za każdym razem, gdy muszę zadzwonić lub wysłać/odczytać smsa, jest to dla mnie sygnał, że powinnam ją nieco opróżnić i wziąć kilka łyków. Stawianie wody na biurku, nawet praktycznie pod samym nosem, po prostu na mnie nie działa.
Prosty system i przyspieszenie procesów mentalnych o 14% 😉

 

 
MYJ ZĘBY I OTWIERAJ DRZWI LEWĄ RĘKĄ

 

 
Właściwie to powinnam napisać NIEDOMINUJĄCĄ ręką 🙂 Wykonywanie prostych czynności w sposób niestandardowy pobudza partie mózgu odpowiedzialne za kreatywne i nieszablonowe myślenie oraz zmusza do koncentracji. Łatwiej jest nam się pilnować rano, gdy nasz „kanister z zapasem silnej woli” jest jeszcze pełny. Im bardziej będziemy zwlekać z ćwiczeniem w koncentracji w ciągu dnia, tym mniejsze szanse, że w ogóle coś w tej sprawie zrobimy.

 

No i kto z nas ma w codziennej bieganinie czas i chęci, żeby rozwiązywać regularnie krzyżówki? Niektórzy twierdzą, że jest to również dobre ćwiczenie na poprawę samodyscypliny, choć nie dokopałam się jeszcze do badań potwierdzających tą teorię. 😉

 

DOPISZ MIGDAŁY I PISTACJE DO LISTY ZAKUPÓW

 

Yyyy… Tylko uwaga na ilość. 😀 Są diabelnie kaloryczne 😀 Ale za to TAKIE PYSZNE! 😀 Alternatywą jest masło orzechowe (które osobiście mogłabym pochłonąć w dwa dni), choć wtedy trzeba uważać na ewentualną zawartość szkodliwego oleju palmowego. Jeśli jednak mamy możliwość sięgnąć po wspomniane pistacje czy migdały w czystej postaci, tym lepiej, ponieważ masło orzechowe, choć zdrowe, nie daje tylu samo korzyści dla mózgu.

 

Dodatkowo, pistacje przyspieszają metabolizm, więc spożywane z umiarem wspomagają utratę wagi lub jej utrzymanie na zdrowym poziomie 🙂 Są przyjazne sercu, zapobiegają wysuszaniu skóry, zawierają usprawniający procesy trawienia błonnik oraz antyoksydanty (zapobiegają chorobie nowotworowej).

 

Migdały, w bonusie, obniżają poziom cholesterolu, usprawniają procesy poznawcze (naukę) oraz zmniejszają prawdopodobieństwo demencji. Są również badania potwierdzające, że ich spożywanie spowalnia rozwój choroby Alzheimera.

 

Smacznego! 😉

 

PIJ PORANNĄ KAWĘ NIE MYŚLĄC O NICZYM

 

Pisałam nie raz i nie dwa o treningu uważności (medytacji), która w badaniach wypada świetnie z perspektywy poprawy koncentracji. Otóż taki trening może przyjąć bardzo różne formy, a jedną z nich jest uważne jedzenie lub picie 🙂 Na co dzień mamy tendencję do „pochłaniania” jedzenia nie czując nawet jego smaku. Ot, mamy 5 minut na przełknięcie kilku kęsów kanapki i biegniemy dalej. Większość z nas i tak pije rano kawę lub herbatę, warto więc ją wykorzystać do ćwiczenia swojej zdolności do koncentracji.

 

*Nie zdziwcie się tylko, gdy zauważycie, że przy koncentracji na czynności picia, smak wyda Wam się nieco inny 😉 Serio, serio. 😉

 

WYCHODŹ Z DOMU 5 MINUT WCZEŚNIEJ

 

I zrób kółko lub dwa wokół domu czy bloku 🙂 Jest to połączenie niewielkiego wysiłku fizycznego i dopływu świeżego powietrza (zakładam, że nie traficie na dzień uprzykrzony smogiem). Jedno, jak i drugie, znacząco przyczynia się do pobudzenia płata przedczołowego odpowiedzialnego m.in. za koncentrację, planowanie, złożone zachowania i zdolność do ignorowania „rozpraszaczy”.

 

Na początku wymaga to odrobiny uwagi i wysiłku, ponieważ jeżeli od miesięcy czy lat jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że opuszczamy dom/mieszkanie o określonej godzinie, mimowolnie będziemy chcieli wykorzystać te dodatkowe 5 min na coś innego (drzemka, muzyka, dłuższe śniadanie, itp.). Jeśli jednak przypilnujemy się przez pierwszy tydzień lub dwa, potem wcześniejsza pobudka i odrobinę zmieniona poranna rutyna wejdą nam w krew. Kto wie, może nawet z czasem zechcecie odrobinę wydłużyć spacer 😉