To nie moja wina

„Jestem za głupia i niedostatecznie utalentowana.”

„Cały czas popełniam te same błędy.”

„Wypadają mi z głowy najprostsze słówka.”

„Zapominam słownictwa, które kiedyś znałam.”

„Mam słabą pamięć.”

„Nie jestem dość inteligentna.”

„Potrafię budować tylko bardzo proste zdania i wolno się uczę.”

„Cokolwiek tworzę jest słabej jakości.”

„Nie jest dostatecznie dobre.”

Nie wychodzi mi i to MOJA WINA.

 

 

WINA

Według słownika PWN:

1. «czyn naruszający normy postępowania»
2. «odpowiedzialność za zły czyn»
3. «przyczyna, powód czegoś złego»

 LOS NA LOTERII

Prawdziwym powodem, dla którego zostałam modelką, było to, że wygrałam genetyczną loterię. (…)
Otrzymałam spuściznę. Może się zastanawiacie: czym jest spuścizna? Cóż, przez kilka ostatnich stuleci definiowaliśmy piękno nie tylko, jako zdrowie i młodość i symetrię, które podziwiamy, ponieważ tak zostaliśmy zaprogramowani biologicznie, ale również wysoką, smukłą figurę oraz kobiecość i białą skórę. I to jest spuścizna, która została dla mnie zbudowana, i to jest spuścizna, z której czerpię korzyści.
– Cameron Russell
Nie jest naszą winą jeśli rodzimy się z wadą serca. Albo cukrzycą. Albo jesteśmy za niscy, żeby pracować w liniach lotniczych jako steward(essa) czy pilot.

Nie jest naszą winą wzrost powyżej 2 metrów, ani też genetyczna tendencja do choroby nowotworowej.

 

Nie jest nią też, czasem wadliwy, system operacyjny (mózg), którym zostaliśmy obdarzeni. Umysł ludzki jest niesamowitym narzędziem pracy, ale na pewno nie doskonałym. Zapomina. Tworzy mocne połączenia neuronowe nie tam, gdzie byśmy sobie życzyli i nie tworzy ich tam, gdzie byłyby mile widziane. Czasem nie kojarzy faktów lub je ignoruje. Pomija istotne dane i wymaga od nas ciągłych powtórzeń istotnych informacji. Pracuje wolniej, niż byśmy chcieli i nie regeneruje dość szybko. Jest zawodny.

I w takie narzędzie zostaliśmy wyposażeni.Nie mamy żalu do siebie o słabe płuca czy krótkie nogi. To jest „sprzęt”, który został nam przydzielony przy genetycznej loterii. Nie mamy więc wpływu na pakiet potencjału, jaki dostaliśmy, mamy jednak wpływ na to czy go wykorzystamy. A jeśli chcemy zasłużyć sobie na prawo do narzekania na swój los, to przyjmijmy też na swoje barki odpowiedzialność wykorzystywania 100% swoich możliwości.

Gdy więc nadchodzi dzień (lub tydzień, a nawet kilka), gdy myślę, że cokolwiek wychodzi spod moich rąk jest po prostu „słabe” (a zdarza się to bardzo często, ponieważ jestem wyjątkowo krytyczna wobec efektów swojej pracy), staram się praktykować dwie filozofie, które ratują moje zdrowie psychiczne 😀

1)
 'Pierwszy szkic jest zawsze g***niany.’

– Ernest Hemingway

I żeby kiedyś było dobrze, najpierw musi być WIELOKROTNIE do du***y.

 

 

2) W taki system operacyjny zostałam wyposażona. Nie ode mnie zależy jego potencjał, ode mnie tylko zależy czy się zatrzymam czy też będę próbować dalej. Moją winą będzie tylko to, jeśli oleję temat i przestanę się starać. Z całą resztą da się żyć.

Jak się zmotywować do działania

ZACZĘŁO SIĘ JAK ZAWSZE

 

„Chciałabym mieć Twój zapał. Mi jest zawsze tak ciężko się zmobilizować.”

Spojrzałam na ekran komputera i uśmiechnęłam się pod nosem.

Moje nadgarstki na chwilę zawisły nad klawiaturą, ale tylko na sekundę. Słyszałam to stwierdzenie wielokrotnie i niemal za każdym razem odpowiadałam tak samo.

Kwestia samozaparcia i systemów, nie motywacji.”

„Jak to nie motywacji?”

Motywacja to uczucie trwające 15 min, prawdopodobnie gdzieś w okolicy Nowego Roku  ? EXCITEMENT nowego początku ? Szybko przychodzi i równie szybko znika. Zwłaszcza gdy coś się spapra. To kiepski filar do budowania nowego nawyku. Jak to ujął James Clear – nie rośniemy do poziomu naszej motywacji, spadamy do poziomu naszych systemów. I dlatego ja bardzo świadomie i zamierzenie wprowadzam je do swojego życia. Gdybym miała działać tylko wtedy, gdy czuję się zmotywowana, nigdy niczego bym nie zrobiłam.

 

 

CZYM WIĘC JEST SYSTEM?

Wszystkim, co odgórnie zmusi Cię do działania.

 

Wśród moich można znaleźć m.in.:

SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA: zapisałam się na karate. Intensywność treningów wymusza też na mnie minimum 1-2 dodatkowe sesje poza matą (bieganie, siłownia, DVD, itp.) – cokolwiek, co sprawi, że zrobienie np. 30-50 militarnych pompek mnie nie zabije. 🙂


ROZWÓJ BLOGA I BIZNESU: bardzo publicznie (wiedziało o tym 1700 osób z mojej listy mailingowej ;D)  zobowiązałam się, że będę filmować jedną lekcję każdego dnia przez miesiąc. Tak powstało wyzwanie „30 dni z angielskim”.


BRAK CZASU DLA RODZINY I ZNAJOMYCH: obietnica złożona… nawet na tydzień przed odwiedzinami, kawą, piwem czy imprezą urodzinową. Skoro od innych oczekuję słowności, od siebie wymagam jej tym bardziej. Muszę mieć naprawdę dobry powód, by zmienić plany (swoje i cudze).


SAMO-NARZUCONE „NON-NEGOTIABLES”, czyli elementy/rutyny, które nie podlegają negocjacji (nawet gdy negocjuję sama ze sobą 😉 ):
– niedziele dla rodziny, choćby to było kilka godzin (nowość, dla pracoholiczki wyzwanie, ale na razie idzie dobrze ;))
– utrzymanie zdrowej diety 80% czasu
– planowanie całego tygodnia zanim się jeszcze zacznie

 

 

JAKIE SYSTEMY WYBRAĆ?

 

Usłyszałam kiedyś pewną historię o wykładowcy, który przyniósł na swoje zajęcia szklany słój.

Wrzucił do niego dostatecznie dużo kamieni, ażeby  sięgnęły brzegów i zapytał studentów czy słój jest pełny. Odpowiedzieli, że tak.

Wtedy on wsypał na kamienie piasek, który oczywiście uzupełnił pustą przestrzeń między kamykami. Wówczas wykładowca spytał raz jeszcze – „czy słój jest teraz pełny?”. Znów usłyszał twierdzącą odpowiedź.

Na co on wylał na piasek wodę, która została wchłonięta przez piasek.

Te duże kamienie to rzeczy w naszym życiu najważniejsze: zdrowie, partner, dzieci, przyjaciele… Piasek to sprawy mniej istotne – może samochód, a może awans w pracy… Woda to rzeczy bez większego znaczenia. Bzdury, które wypełnią nasze życie, jeśli im pozwolimy.

 

A pointa całej historii jest taka – gdybyśmy zaczęli od wody, tj. spraw nieważnych, nie wystarczyłoby już miejsca na nic innego.

Nim więc ustawisz systemy, które na stałe mają zagościć w Twoim życiu i harmonogramie, zdecyduj co powinno się znaleźć w słoju w pierwszej kolejności. Mądrze wybierz swoje kamienie.

Moje klarują się, gdy życie zaczyna pisać swój scenariusz. Wypadek samochodowy, choroba w rodzinie, śmierć kogoś znajomego… Wtedy przystaję, siadam w fotelu (fizycznie) i, jak zawsze, myślę na papierze. A że jestem osobą, która sama kilka razy otarła się o śmierć, za każdym razem zadaję sobie to samo pytanie – gdyby to wszystko się jutro zawaliło, czego żałowałabym najbardziej?

Sekret efektywności. Skąd się bierze motywacja.

BRAMKA NUMER 2?

 

Pewnego wieczoru, jeden z moich kursantów miał w drodze na lekcję ze mną pecha – utknął w korku. Pracuję z ludźmi od lat i już dawno temu nauczyłam się, że rzadko kiedy wszystko idzie zgodnie z planem – za dużo niewiadomych, zbyt wiele czynników niezależnych od nas. Małe spóźnienie. Ot, drobny poślizg. Nic wielkiego.

Całkowicie nieporuszona uśmiechnęłam się w odpowiedzi na jego przeprosiny i wyjaśniłam, że takie sytuacje są całkowicie normalne i że nie powinien sobie tym zaprzątać głowy. Odparł wtedy, że najbardziej frustrującą częścią było bezczynne siedzenie – po stokroć wolałby być w ruchu, nawet gdyby miało mu to zająć dokładnie tyle samo czasu.

Sądziłam wtedy, że takie nastawienie jest efektem nawyku – żyjemy podłączeni do telefonów, w ciągłym trybie akcji i reakcji. Nie lubimy bezczynności i trudno nam usiedzieć w miejscu.

Otóż okazuje się, że to tylko jeden element układanki.Badania pokazują, że jeśli utkniemy w korku na autostradzie i zobaczymy zjazd, dzięki któremu moglibyśmy się z niego wydostać, będziemy mieli nieprzemożną ochotę z tej opcji skorzystać i to NAWET WTEDY, gdy WYDŁUŻYMY sobie w ten sposób drogę do domu.

Czym się więc kierujemy, jeśli nie logiką? Za czym goni nasz mózg?

 

 

TO JUŻ NIE TE CZASY

 

Jak wyglądała rzeczywistość naszych rodziców? Prosto po szkole/studiach szukali jednej pracy, w której mogli spokojnie doczekać emerytury. Jak wygląda nasza? Cóż, według statystyk z 2018 roku, przeciętny Amerykanin w ciągu swojej kariery zmienia pracę 12 razy (średnio co 4 lata). Mało tego, w chwili obecnej ponad 1/3 amerykańskiej siły roboczej to wolni strzelcy, zleceniobiorcy lub wykonawcy innego rodzaju pracy tymczasowej (gdzie kiedyś przecież przedsiębiorcy byli zdecydowanie mniejszością na rynku).

Czym się różnimy od pokolenia „stabilnego zatrudnienia”? Chcąc czy nie, musimy nabyć umiejętność adaptacji, radzenia sobie w nowych sytuacjach, zarządzania swoim czasem i priorytetami, rozwiązywania nieznanych dotąd problemów i podejmowania niezależnych decyzji. Co ciekawe, ci, którzy potrafią modelować własną motywację, zarabiają więcej, są szczęśliwsi oraz bardziej zadowoleni ze swojego życia.

 

 

DIABEŁ TKWI W DECYZJI

 

Wspólny mianownik? Samodzielne podejmowanie decyzji. Tak właśnie powstała teoria motywacji:

(…) wewnętrzna energia rodzi się w ludziach wtedy, gdy mają możliwość dokonywania wyborów – właśnie to daje im poczucie niezależności oraz świadomość prawa do decydowania o własnym losie. W przeprowadzonych eksperymentach naukowych osoby badane chętniej dokańczają trudne zadania, jeśli są one przedstawione w kategoriach wyborów, a nie dyspozycji.

 

Odruch przejmowania kontroli nad sytuacją jest instynktowny i można go zauważyć nawet u dzieci, które uczą się samodzielnie jeść – w chwili, gdy nabywają umiejętność żywienia się bez pomocy rodzica, korzystanie z cudzego wsparcia wydaje im się wyjątkowo nieatrakcyjne.

W czasopiśmie „Cognitive Sience” w Nowym Jorku w 2010 roku ukazał się artykuł przedstawiający badania z Uniwersytetu Columbia. Wykazały one, że gdy ludzie wierzą, iż mają wpływ na własny los, zasadniczo pracują z większą przyjemnością oraz sumienniej. Szybciej też pokonują niepowodzenia, są bardziej pewni siebie i żyją dłużej.

Pointa? Bardzo nie podoba nam się wizja siebie jako ofiar zdarzeń. Nie chcemy być sumą doświadczeń i mieć poczucia, że nie mamy panowania nad własnym życiem. Każdy chce być kapitanem swojego okrętu i wierzyć, że to on sam decyduje dokąd płynie. Jesteśmy wtedy najnormalniej w świecie szczęśliwsi i podejmujemy działania mające na celu kształtowanie naszej własnej rzeczywistości.

Pytanie brzmi: czy można w sobie wykształcić takie przekonanie o panowaniu nad sytuacją, aby w efekcie zapanować też nad własnym poziomem motywacji i satysfakcji z pracy?

 

 

NIE CHOWAJ SIĘ DO SKORUPKI

 

Pewnie, że można. 😀 Tylko trzeba mieć jaja. 😀 Poczucie kontroli i wspomniane przekonaniu o panowaniu nad sytuacją kształtujemy poprzez…podejmowanie decyzji.

Jak ustalili uczeni z Uniwersytetu Columbia

„Każdorazowe dokonanie wyboru – nawet bardzo drobnego – wzmacnia poczucie kontroli, a zarazem własnej skuteczności” (…). Jeżeli nawet podejmowania decyzja nie pociąga za sobą istotnych korzyści, ludzie i tak pragną swobody wyboru.

Lekcja? Musimy czuć, że to my jesteśmy kowalami własnego losu. A to z kolei możemy osiągnąć jedynie przez aktywne i zamierzone podejmowanie decyzji.

 

 

Artykuł napisany w oparciu o książkę Charles’a Duhigg – „Mądrzej, szybciej, lepiej. Sekret efektywności”

3 aplikacje, które szybko poprawią Twoją koncentrację

BUDŹ SIĘ WE WŁAŚCIWYM MOMENCIE

 

Chciałabym móc powiedzieć, że jestem masterem rutyny i dla dobra swojego zdrowia (fizycznego i psychicznego) mam pięknie uformowaną rutynę – wieczorną i poranną. I byłoby to monumentalne kłamstwo. 😛 Śpię za mało i nieregularnie. Stale zmieniają się moje pory zaśnięcia i pobudki, jak i również liczba godzin snu. Jeśli więc, jak ja, nie masz perspektyw na chodzenie spać o tej samej godzinie, trzeba sobie poradzić inaczej.

 

Wiesz pewnie, że nasz sen składa się z cyklów (faz).

W fazie 1 mózg przechodzi z fal alfa na fale theta – pojawiają się wtedy w umyśle dziwne, nielogiczne skojarzenia, zasypiamy. Fazie 2 również towarzyszą fale theta – zapadasz w sen – następuje wyłączenie świadomości. Faza 3 to faza przejściowa, w której mózg zwalniając swoją pracę z fal theta przechodzi w częstotliwość delta i w nich już pracuje do końca fazy 4. Obie te fazy to sen głęboki, w którym odpoczywasz (spada ciśnienie krwi, temperatura ciała, pojawia się głęboki oddech, itp.).

I uwaga! Na pewno tego doświadczyłaś – jeśli ktoś Cię w czasie trwania tej fazy obudzi, będziesz  senna i rozbita. Czasami tym kimś jest budzik…

 

WSKAZÓWKA: Zainstaluj aplikację Sleep Cycle. Zostawiasz na noc telefon na łóżku (podpięty do ładowarki, bo zżera dużo energii) i ustawiasz najpóźniejszą godzinę, o której chcesz się obudzić. Aplikacja analizuje dźwięk (np. wiercenie się przez sen) i na jego podstawie „ocenia” w jakiej znajdujesz się fazie. Gdy będziesz się zbliżać do końca cyklu oraz ustawionej wieczorem godziny pobudki, włączy się spokojny alarm, a po chwili wibracje.

Oczywiście najlepiej uregulować sen, przesypiać spokojnie 7-8 h w zależności od potrzeb ciała i pozwolić mu, aby samo się obudziło… Bajanie jednak zostawmy na kiedy indzie, bo której z nas uda się to faktycznie wcielić w życie?

 

 

 

TRENUJ UWAŻNOŚĆ (3 MIN DZIENNIE)

 

I tu również biję się w pierś – nie medytuję każdego dnia, choć powinnam. Samo stwierdzenie MEDYTACJA kojarzy nam się z jakimś buddyjskim mnichem… A chodzi po prostu o to, żeby na chwilę spróbować „wyłączyć myślenie” i maksymalnie skoncentrować na „tu i teraz”.

 

Zabawne jak wiele myśli napływa człowiekowi do głowy w ciągu 180 sekund… Bo tyle właśnie trwa podstawowa sesja treningu uważności (mindfulness practice) przy pomocy aplikacji Headspace. Czasem jest to koncentracja na oddechu, a czasem na stopniowym rozluźnieniu wszystkich części ciała.  I sama w ciągu tych 3 minut potrafię przeskoczyć w swojej głowie od japońskich poleceń w karate, do przygotowania obiadu, a potem jeszcze do kolejnego artykułu na bloga. Co tu kryć, jestem w tym do bani. 😛

 

Jednak gdy poświęcam te 3 minutki swojemu umysłowi (zwykle po śniadaniu), nawet gdy jest on szczególnie niezdyscyplinowany, a praktyka dłuuuuży się jak cholera, to potem jestem o wiele spokojniejsza, rzadziej tracę nad sobą panowanie i jestem znacznie produktywniejsza.

I najważniejsze – nie mam, jak to zwykle u mnie bywa, wrażenia, że życie ucieka mi między palcami, dzień po dniu.

 

 

 

RÓB PRZERWY (NA KRÓTKI SPACER)

 

Efektywniej byłoby „rusz d***ę do siłowni” :D, ale obiecałam, że sposoby będą szybkie, a wiele z nas uważa brak czasu za główną przeszkodzę w drodze do regularnych ćwiczeniach.

 

Wysiłek fizyczny, w drodze do poprawy koncentracji i pamięci, bije na głowę wszystkie inne praktyki (m.in. krzyżówki, naukę języków obcych, itp.). Jeśli jednak nie masz możliwości (ani chęci) wciśnięcia 30 min przebieżki czy machania hantlami, zadbaj przynajmniej o to, aby nie być przykutą do biurka.

 

WSKAZÓWKA: Work & Rest Timer – aplikacja przypomina o przerwach (sama możesz ustawić ich częstotliwość i długość) i o tym, że trzeba wstać od biurka. Jeśli jesteś np. w pracy i robienie przysiadów nie wydaje się najlepszym pomysłem ;p, po prostu się przejdź, może odetchnij świeżym powietrzem. Jeśli taka struktura dnia pracy wydaje Ci się niemożliwa (wiem, każda z nas czasami nie ma czasu nawet na zjedzenie czegoś), ustal sobie za cel przynajmniej jeden taki mini-spacer w ciągu dnia. JEDEN! Małymi kroczkami, ale w dobrą stronę. 😉


Cium, bum! 😉
Ania

 

SMALL TALK – jak sobie radzić z niezręczną ciszą

Pół biedy, jeśli jest to koleżanka, której nie lubimy lub przypadkowy przechodzień, z którym utknęliśmy w windzie. Ich możemy zignorować. Co jednak z sytuacjami, w których WYPADA nam coś powiedzieć, a ta niezręczna cisza aż dzwoni w uszach? Nie oszukujmy się – w większości przypadków nie chce nam się z tymi osobami gadać. Rozmowa jest zwykle sztywna, nie mamy wspólnych zainteresowań lub, najczęściej, tak niewiele o tej osobie wiemy, że na horyzoncie nie ma choćby cienia tematu, o który można by zahaczyć.

Pisałam artykuł głównie z myślą o kursantach, którzy taki small talk muszą praktykować po angielsku, więc na końcu załączam mini słowniczek przydatnych wyrażeń. 😉

 

MOŻESZ ZACZĄĆ OD PODSTAW

Jeśli jest to ranek, zapytać jak się spało. Poniedziałek? Jak minął weekend. To jest pogawędka, nie debata z prezydentem na temat losów kraju. I ważne – INTONACJA. Zawieszanie głosu i jąkanie nie pomaga 😛  Mówimy zdecydowanie, pracujemy nad uśmiechem 😛

I nie pozwalamy sobie na to, co ja nazywam „rozjeżdżaniem się wypowiedzi”. Będziemy najprawdopodobniej chcieli zrobić coś w stylu „To… jak się Panu spałooooOOO?”, a głos na końcu wędruje o oktawę wyżej 😛

Opcją nie jest też skróceniem jej do absolutnego minimum – mówienie z prędkością1,5 raza większą, niż nasze normalne tempo wypowiedzi. Dodatkowo, albo brak kontaktu wzrokowego albo bardzo krótkie rzucenie okiem na drugą partię – tędy też nie chcemy iść. 🙂

Naturalne jest patrzenie na naszego rozmówcę przez 50% czasu rozmowy. Więc nie panikujemy, że musimy się na kogoś lampić jak sęp czyhający na ofiarę i wiercić mu spojrzeniem dziurę w głowie 😛 Połowa czasu wystarczy 😉

 

SŁUCHAJ (ZE SZCZERYM!) ZAINTERESOWANIEM

Najważniejsze: SŁUCHAJ ODPOWIEDZI! I nie tylko dlatego, że później podsunie Ci ona dalsze pomysły (!). 😛

I tu zwracam się do tej empatycznej i ludzkiej cząstki każdego człowieka 😛 Ponieważ nawet wtedy, gdy spotykamy kogoś, z kim nie nadajemy na tych samych falach, nie oznacza to, że losy czy problemy tej osoby są nam obojętne. Gdy więc pytam któregoś kursanta jak mu minął dzień w pracy, CHCĘ usłyszeć odpowiedź. Oczywiście nie mam większego wpływu na to, czy ktoś ma upi***go szefa lub irytującego kolegę, ale bardzo często wysłuchanie z uwagą wystarcza.

 

NAUCZ SIĘ ZADAWAĆ DOBRE PYTANIA

Pierwsza lub druga wypowiedź naszego rozmówcy zwykle wystarcza, by podsunąć nam jakiś temat, który będziemy mogli pociągnąć.

I tak od weekendu z rodziną możemy przejść do pytania o to, do kogo dzieciaki są bardziej podobne, a od koszenia trawy do plusów i minusów mieszkania w domu czy mieszkaniu. Nie musimy wznosić się na wyżyny kreatywności, ani poruszać osobistych tematów (w większości przypadków nawet nie powinniśmy). Na tym etapie naszym zadaniem jest zwykle jedynie podtrzymanie luźnej rozmowy, a ogródek czy wizyta w Castoramie mają raczej małe szanse wywołania negatywnych odczuć. 😉

 

POWIEDZ KOMPLEMENT …

Znowu: SZCZERY! Na tym polega różnica między komplementem, a pochlebstwem – to drugie kategoryzuje się już jako podlizywanie 😛 Jak Ci się nie podobają buty, to nie mów nic 😛 Ale jak ktoś ma fajny krawat lub szałowe szpilki, to podziel się tą myślą. 🙂

Zawsze wychodzę z założenia, że w naszej polskiej mentalności jest bardzo dużo smutku, stagnacji i narzekań, a za mało mówienia sobie miłych szczerych rzeczy. Każdy ma jakieś kompleksy. Ja mam kompleksy, Ty masz kompleksy i pani w recepcji też ma swoje kompleksy! 😛 Prawdziwy komplement sprawi, że rozmówca poczuje się nieco lepiej w swojej skórze.

Przykładów nie brakuje, trzeba tylko uważać, bo diabeł tkwi w szczegółach. Znam np. dżentelmena, który zawsze pisze konkretnym rodzajem długopisów. 😉 Inny od czasu do czasu zaszaleje ze wzorem koszuli (i zamiast blado-błękitnej ubierze walący po oczach fiolet (w którym jest mu naprawdę fajnie 🙂 ). Inny jest zawsze bardzo stonowany i zrównoważony (starszy znajomy z lotniska) – gdy latałam, uwielbiałam rozmawiać z nim o życiu. Oczywiście nie omieszkałam mu o tym powiedzieć – jego obecność i stoicka postawa działały na mnie bardzo uspokajająco. 🙂

Z paniami jest nieco łatwiej. 😉 Mogą to być oczywiście pięknie pomalowane paznokcie czy fantastyczne perfumy, nie lubię jednak szufladkować kobiet w ten sposób i nie zachęcam do tego innych. Sportowa bluza czy porządek na biurku, to także dobry „conversation starter”. 🙂

 

 

WYCIĄGNIJ Z NIEGO WNIOSKI (+ ZAUWAŻAJ WZORY I TENDENCJE).

Ponieważ ta wspomniana wyżej sportowa bluzka czy porządek na biurku mogą nie być bez znaczenia 😉 Pierwsze może zasugerować aktywny tryb życia, drugie bycie dobrze zorganizowaną osobą 🙂 Komuś często wibruje telefon? Zakładając, że nie jest uzależniony od FB i powiadomień, prawdopodobnie ma dużo pracy – można zahaczyć o podzielność uwagi i dystraktory. Ktoś jest zawsze na czas – pochwalić punktualność (a jeszcze jak ma dzieci i poranną gonitwę z ubieraniem i podwożeniem w różne miejsca – PODWÓJNY KOMPLEMENT 😀 ).

 

ZAWSZE MIEJ COŚ CIEKAWEGO DO POWIEDZENIA

Bo kto powiedział, że „small talk” musi być o niczym i bez treści merytorycznej? Ostatnio przy okazji konwersacji po angielsku o największych wynalazkach wszech-czasów, kursantka wspomniała o filmiku o tematyce naukowej, który niedawno oglądała. Laska nie ogląda w swoim wolnym czasie vloga o tym, że ktoś poszedł do Starbucks (nie, żebym hejtowała, choć mało to kształtuje umysł), a graficzną reprezentację skali wszechświata! HOW COOL IS THAT!? 🙂 <3

Bądź osobą, która chętnie uczy się nowych rzeczy i jest ciekawa świata, a nigdy nie zabraknie Ci tematów do rozmowy. 🙂

 

POPROŚ O REKOMENDACJĘ

Ostatnio jedna z moich kursantek z małopolski, z którą prowadzę zajęcia przez skype’a, wspomniała, że wybiera się do Rzeszowa. Wywiązała się z tego oczywiście krótka dyskusja na temat tego co warto na Podkarpaciu zobaczyć.

Inny przykład – planujemy z dziewczynami babski wieczór. Większość z nas nie mieszka w Rzeszowie, więc warto pomyśleć o jakimś fajnym planie wieczoru. Które lokale odwiedzić? Jakie atrakcje (np. park linowy) oferuje miasteczko? PORADŹ SIĘ ROZMÓWCY.

Błąd, jaki często popełniamy, to założenie, że od razu musimy zadać jakieś pytanie drugiej stronie. I PYTANIE jest jak najbardziej wskazane (nie chcemy wyjść na egoistycznego dudka, który mówi tylko o sobie), ale możemy zrobić wstęp w postaci krótkiej historii i WTEDY ZAPYTAĆ o zdanie lub poradę.

Naturalnie, trzeba dostosować pytanie do rozmówcy, nie zapytam 50-letniego szefa gdzie zorganizować koleżance wieczór panieński. 😛

BONUS: Wiedzieliście o tym, że jeśli ktoś zdoła nam wyświadczyć jakąś mikro-przysługę (potrzyma coś, odpowie na proste pytanie, itp.), to automatycznie nas bardziej lubi? 😉  <3 Kocham czytać statystyki z psychologii z takimi smaczkami 😀 Wytłumaczenie na to jest proste – lubimy czuć się potrzebni. Spraw więc, żeby druga strona poczuła, że jest użyteczna. 😉

 

 

 

 

***

How have you been? – W przeciwieństwie do „how are you” sugeruje wyższy poziom zaawanzowania językowego. Używamy czasu Present Perfect i pytamy tym samym jak się ktoś miewa(ł) ostatnimi czasy (a nie tylko w chwili obecnej).

How did you sleep? / How was your weekend?

I must say, this is a really nice shirt/tie. 🙂 I noticed you always match your tie with the shirt very well.

I love your perfumes. Very fresh/floral/delicate.

Wow, your desk is so tidy! Rarely do I see somebody so well-organized!

Recently I’ve been thinking about getting a present for my brother, because his 30th birthday is coming. Could you give me any recommendations? He works as a… and likes…

Are you a fan of sports? Recently I’ve read an article about the weirdest and funniest sports in the world.

Yesterday I googled some tips and tricks on how to live more economically and bumped into water filters. Do you use one? I’m wondering if I should buy it as well.

Cechy pracy idealnej (poza kasą :P )

Wiem, wiem, taka praca idealna nie istnieje, nie krzyczcie. 😉 Ale tylko dlatego, że ideał nie istnieje, nie oznacza, że nie możemy się do niego zbliżyć. Jako osoba, która szukała swojej „jednej wielkiej pasji” przez kilka lat (o, głupia ja…), czuję się odrobinkę uprawniona do poruszenia tematu. 😉 A że praktyczna ze mnie bestia, to kocham badania, statystyki, dowody i wszystko, co wyłuszczy mi dane, czarno na białym.

Ilu Waszych znajomych wiedziało już w czasach dzieciństwa kim chcieli zostać? A ilu zmieniało 150 razy zdanie i przeskakiwało od policjanta do Supermana czy od łyżwiarki (to ja! :D) do grafika komputerowego (to późniejsza ja ;p)?

Pompatyczne „podążaj za pasją” dla większości z nas po prostu NIE DZIAŁA! Nie mamy pojęcia jakiej dziedzinie chcielibyśmy poświęcić życie. Tak po prawdzie, to przerażająca wizja. Młody człowiek lat 18 czy 19, który tego życia za dużo jeszcze nie przeżył, nie może wiedzieć gdzie chciałby być za 10 lat. Jeśli są tu wyjątki, to CONGRATS ;), podejrzewam jednak, że są one zdecydowaną mniejszością. Ja należałam do większości i za cholerę nie wiedziałam co robić.

Na chwilę obecną uwielbiam uczyć ludzi i daje mi to satysfakcję, jednak wiem, że z biegam lat moja praca będzie ewoluować, a Ania w wieku 35 lat (wcale nie tak daleko) nie będzie tą samą Anią dnia dzisiejszego.

Co więc się zmieniło w ciągu tych 10 lat, gdy to wyfrunęłam z domu w poszukiwaniu „pasji”? I co mówią nam statystki o ludziach, którym praca daje satysfakcję?

 

Kasy nie uwzględniam. 😛
Absolutnie nie dlatego, że „nie ma znaczenia”, bo bądźmy realistami – ma bardzo duże. Nie jest jednak jedynym czynnikiem determinującym naszą satysfakcję z pracy.

 

Nic nie zabija ducha, jak ubóstwo.

Anonim

 

 

AUTONOMIA

 

Czyli niezależność i możliwość samodzielnego podejmowania decyzji związanych z pracą. Nasz system edukacyjny powstał w dobie industrialnej, gdy celem przeciętnego pracownika było trafienie do fabryki i wykonywanie konkretnych (nierzadko mechanicznych) czynności. Był on przewidywalnym trybikiem w maszynie – działał tak, jak mu kazano. Dzisiejszy świat działa inaczej. Niestety, system ten nie został jeszcze zaktualizowany, a konsekwencje ponosimy wszyscy.

Bo przecież wszyscy lubimy wykonywać polecenia i bez piśnięcia dostosowywać do innych. :> Spędzać 8 h w jednym miejscu, niczym tresowane zwierzaczki na dźwięk dzwonka siadać w wyznaczonym miejscu i po kolejnym dzwonku przechodzić w inne, również wyznaczone nam, miejsce. Sprawia nam niewymowną przyjemność uczyć się w JEDEN wybrany przez nauczyciela sposób i w odgórnie narzuconym tempie.

Uwielbiamy, gdy ktoś nad nami stoi, patrzy nam na ręce i nie dopuszcza nawet krztyny elastyczności. Iście boska wizja… :>

Samodzielność w pracy można osiągnąć na różne sposoby. „Najprostszym” jest samozatrudnienie, ponieważ wtedy nie mamy szefa. Skazujemy się jednak wtedy na brak granic między życiem prywatnym, a zawodowym i choć dla mnie wybór był zawsze oczywisty, większość moich znajomych i kursantów preferuje stabilniejszą ścieżkę. Warto więc pomyśleć już przy wyborze zawodu, a potem przy wyborze pracodawcy i stanowiska, z czym się te decyzje wiążą i czy z biegiem czasu uda nam się „przemycić” nieco autonomii.

 

 

 

 

POCZUCIE PRZYNALEŻNOŚCI

 

Nikt nie lubi być alienowany i odrzucany, potrzebujemy więc akceptacji społeczeństwa i poczucia, że przynależymy do jakiejś grupy. Gdy jesteśmy częścią zespołu lub nawet przedstawicielami konkretnej profesji, łatwiej jest nam zdefiniować kim jesteśmy i gdzie jest nasze miejsce w świecie. Zauważyłam, że ten element jest bardzo podatny na emocje i najtrudniej nim zarządzać, ponieważ, choć możemy lubić kolegów z pracy, nie zagwarantuje nam to, że z przyjemnością będziemy siadać każdego ranka przy biurku, aby wypełnić stos papierów, które nie interesują nas w najmniejszym stopniu. Z moich obserwacji wynika, że ten warunek zostaje najczęściej spełniony w sposób naturalny, gdy zadbamy o pozostałe.

 

 

 

CEL

 

Czyli po co to wszystko. Ponieważ łatwiej wstać rano z łóżka, gdy wiemy, że ktoś odczuje nasz brak, jeśli tego nie zrobimy. „Opłacenie głupich rachunków” wydaje się mało ekscytującym powodem. Ten warunek satysfakcji z pracy wymaga od nas stałego monitorowania. Niestety, bardzo łatwo stracić z pola widzenia powód, dla którego w ogóle wybraliśmy konkretny zawód. W życie codzienne wkrada się rutyna i kwestionujemy swoje motywy. Nie chodzi więc o wybór pracy, dzięki której będziemy zbawiać świat, a raczej o to, by każdego dnia zauważać, że komuś ułatwiliśmy życie.

 

 

 

KOMPETENCJE / BIEGŁOŚĆ

 

Czyli świadomość tego, że tak po ludzku jesteśmy w czymś dobrzy. Potrzebujemy poczucia, że wiemy, co robimy. Pozytywny odzew ze strony środowiska i pochwały podnoszą naszą samoocenę, nadają większej wartości naszej pracy, a nam samym pomagają w określeniu swojej tożsamości. W końcu jedną z pierwszych informacji, jakie podajemy nowo-poznanym osobom, jest właśnie nasz kierunek studiów czy też zawód. Ten składnik może być zwykle osiągnięty jedynie poprzez repetę, upór i ciężką pracę. 🙂 Książki same się nie przeczytają, kursy nie przerobią, a grafiki nie zaprojektują. Tylko praktyka prowadzi do biegłości w fachu.

 

 

 

KREATYWNOŚĆ

 

W niektórych statystykach się pojawia, inne całkowicie ją ignorują. Ważne jest jednak, żeby na wstępie podkreślić, że niemal każda praca wymagająca od nas rozwiązywania problemów, wiąże się też z kreatywnością. Nie jest ona niczym innym, jak nieszablonowym myśleniem i tworzeniem koncepcji czy kombinacji, które wcześniej nie istniały. Kreatywny jest więc nie tylko malarz, ale też doradca klienta, który dostosowuje sposób wypowiedzi do rozmówcy czy stolarz wyrabiający nasze meble. Jako ludzie nie lubimy monotonii i nudy, ponieważ wtedy najczęściej zaczynamy na nowo zadawać pytanie „po co to wszystko”.

Najważniejsza rzecz, jaką musisz wiedzieć o swoim IQ

DAWNO, DAWNO TEMU…

 

Profesor Carol Dweck z Uniwersytetu Stanford rozpoczęła swój eksperyment na uczniach amerykańskich szkół. Zadawała im łamigłówki i zadania na nieco wyższym poziomie trudności, niż ten, na który dzieci były przygotowane. Zdecydowana większość z nich zareagowała frustracją, zniecierpliwieniem i rozczarowaniem własnym brakiem umiejętności. Uczniowie mieli poczucie, że ich zdolności były monitorowany i oceniane, w starciu z ćwiczeniem okazały się niedostatecznie, a więc oni oblali i ponieśli porażkę. Druga, mniej liczna, grupa zareagowała zgoła inaczej. Z ich ust padały takie wyrażenia, jak „lubię wyzwania” i „miałem nadzieję, że to będzie pouczające”. Dla Dweck była to inspiracja do dalszych badań. Okazuje się, że mózgi dzieci o różnym podejściu (nie poziomie inteligencji!) reagowały zupełnie inaczej, niż tych, które czuły się oceniane i niedostatecznie mądre.

 

MENTALNOŚĆ ZAFIKSOWANA

 

Czyli założenie, według którego nasze IQ, już raz ustalone, nie ulegnie zmianom. Zgodnie z tym tokiem rozumowania, dysponujemy konkretnym poziomem talentu i inteligencji i nic nie możemy z tym zrobić. Geniusz będzie geniuszem, a idiota pozostanie idiotą. Jeśli więc rodzimy się nie znając zasad perspektywy i proporcji („nie umiem rysować”), po co próbować i się błaźnić? Jeżeli przyswojenie tabliczki mnożenia w młodym wieku przyszło nam z trudnością, oznacza to, że jesteśmy słabi z matmy i pierwiastki czy różniczkowanie po prostu nie są dla nas. W końcu nie mamy smykałki do matmy… Carol Dweck nazywa to podejście „fixed mindset” czy „mentalnością stałą”, określaną w polskiej literaturze mianem „mentalności zafiksowanej”.

Jedno pytanie: skoro nasz poziom intelektu jest ustalony i nie mamy na niego wpływu, a z talentem się rodzimy (lub nie), to dlaczego niektórzy słynni malarze (np. van Gogh czy Monet) rozpoczęli swoją karierę dopiero bliżej 30-stki czy 40-stki (lub później) i jak to możliwe, że słyszymy o 50-paro-latkach, którzy się przebranżowili i założyli własny biznes?

Pierwsza z nich – określana jako teoria niezmiennego bytu (entity theory) – akcentuje nadrzędne przeświadczenie, że inteligencja jest po prostu wrodzoną cechą. Stąd każdy z nas ma jej pewną określoną,większą lub mniejszą, ale niezmienną, niekontrolowaną „ilość”.

 

MENTALNOŚĆ WZROSTOWA

 

Jestem zdolna do rozwoju. Mogę się uczyć nowych faktów i opanowywać nowe umiejętności, a następnie używać ich w praktyce. Punkt startowy nie jest metą, a więc wiedza, z którą rozpoczynam swoją podróż edukacyjną, nie jest tą, z którą skończę. Mam wpływ na to jak jestem inteligentna i czy będę tą cząstkę siebie rozwijać.

 

Druga – wzrostowa teoria (incremental theory) – kieruje się przekonaniem, że inteligencja jest plastyczną jakością, którą można rozwijać, głównie wskutek wysiłku i oddziaływań procesu edukacyjnego

 

ODROBINA NAUKI

Jako narzędzie diagnozy uznawanej „teorii wzrostu” Dweck zastosowała skalę Likerta z możliwościami odpowiedzi od
1 – „całkowicie się zgadzam” do
6 – „zupełnie się nie zgadzam”

 

wobec następujących pozycji:
– „Masz pewną, określoną ilość inteligencji i tak naprawdę, to niewiele możesz zrobić, aby to zmienić”,
– „Twoja inteligencja jest twoją cechą, której nie możesz zmienić”,
– „Możesz nauczyć się nowych rzeczy, ale nie możesz zmienić swojej bazowej inteligencji”

 

W późniejszych pracach Dweck użyła poszerzonych skal, w których uwzględnione zostały wyrażenia powiązane z przekonaniami „wzrostowymi” (na przykład: „Zawsze możesz mieć istotny wpływ na to, jak bardzo jesteś inteligentny”).

 

Co najciekawsze, kolejne lata badań i follow-upu (tj. sprawdzania, co się z tymi dziećmi działo w dalszych etapach życia) ukazały poznawcze i behawioralne konsekwencje kierowania się przeświadczeniami o naturze poziomu inteligencji.

 

 

Okazuje się, że zwolennicy przeświadczenia wzrostowego preferują cele sprawnościowe (tze. learning goals),dzięki którym mogą się rozwijać (zakładają bowiem, iż poziom zdolności jest materią plastyczną).Nierzadko są to cele–wyzwania, gdyż istotnym jest fakt nauczenia się czegoś nowego (oceny wydają się odgrywać rolę drugoplanową).

 

 

Z drugiej jednak strony, osoby przekonane o stałości IQ wolą cele wykonaniowe (performance goals), które prowadzą do demonstrowania wcześniej nabytych kompetencji, a dalszy rozwój często w ogóle nie jest brany pod uwagę. 

 

 

Zarządzasz 4 walutami, nawet jeśli o tym nie wiesz

PIENIĄDZE

 

Gdy ćwiczę z kursantami tryby warunkowe, uwielbiam obserwować ich konsternację następującą po tym pytaniu: gdybyś mógł kupić 3 dowolne FIZYCZNE rzeczy, co byś kupił? Wszyscy wymieniają oczywiście domy i samochody. Tylko, że wybór mieszkania wiąże się zwykle z poczuciem bezpieczeństwa (–>mamy gdzie mieszkać) a samochód z komfortem dojazdu do pracy. Gdy te dwie opcje zejdą nam z drogi, baraniejemy i nie wiemy co powiedzieć. Dopiero w takich chwilach widać czarno na białym, że fizyczne rzeczy większego kalibru nie dają nam znaczącej frajdy, w każdym razie nie długoterminowej.

 

Pieniądze dają „szczęście” gdy oznaczają wolność, elastyczność, wybór i spokój ducha. Nie potrzebujemy ich, by kupować apartamenty, a żeby kłaść się z poczuciem, że rachunki będą zapłacone i stać nas na dentystę.

 

 

 

CZAS

 

Mawiają, że czas jest ważniejszy od pieniędzy, ponieważ kasy można zawsze zdobyć więcej, a czasu nie. Wspominałam już o tym – w pewnym okresie życia zapędziłam samą siebie w kozi róg, pracowałam non stop, miałam więcej kasy, niż potrzebowałam, a czasu NI HU HU. Najprostsza droga do tego, żeby znienawidzić własne życie i zakochać się w swojej poduszce. Nic nam po pieniądzach, jeśli nie będziemy mieli czasu, ani ochoty ich wydawać. Rodzina też szczęśliwa nie będzie, bo zielone dowody miłości rzadko kiedy się sprawdzają. W każdym razie nie na dłuższą metę.

 

 

 

ENERGIA

 

Śmiem twierdzić, że najczęściej przeoczana waluta w życiu człowieka. Jeszcze gdzieś tak do 25 roku życia jest ok. Chodzimy na imprezy, wykłady, pracujemy, zarywamy noce, rano strzelamy sobie dwie mocne kawy i jedziemy dalej. Prawdziwa frajda zaczyna się potem 😛 Gdy ciało domaga się 6-7 godzin snu (alternatywą jest „dzień żywych trupów”), głowa przestaje tak dobrze tolerować alkohol, żołądek śmieciowe jedzenia i zdobywamy doświadczenie z pierwszej ręki na temat problemów z ciśnieniem. Czysta przyjemność 😛 Można więc mieć czas i pieniądze, ale będą one bez znaczenia, jeśli nie będziemy mieć siły, by wstać rano z łóżka. 

 

 

 

UWAGA/KONCENTRACJA

 

I z drugiej strony: mogę być wyspana, mieć w sobie pokłady niewykorzystanej energii, nie narzekać na brak kasy, mieć akurat dzień wolnego… i nadal ignorować siedzącą naprzeciw przyjaciółkę. Co mi się nie zdarza 😛 Ale czysto teoretycznie może 😛 Ta waluta sprowadza się do panowania nad własnym umysłem – na czym się koncentrujesz i gdzie kierujesz swoją uwagę. Osobiście byłam mistrzynią w unieszczęśliwianiu się przez „bycie w dwóch miejscach w  tym samym czasie” – fizycznie w jednym, a myślami w drugim. Ćwiczenie koncentracji i trening uważności pomogły, jednak wiem, że mnie osobiście tego nawyku prawdopodobnie nigdy nie uda mi się wyeliminować i zawsze będę musiała uważać gdzie jest mój punkt skupienia, zwłaszcza gdy chodzi o spędzanie czasu z bliskimi.

 

 

 

Jak wziąć się do pracy, gdy tak bardzo się nie chce ;)

KOGNITYWNY SKNERA

 

Zacznijmy od korzeni, tj. zrozumienia dlaczego w ogóle nam się nie chce 😉 Mózg człowieka jest tzw. kognitywnym sknerą (z j.ang. cognitive miser) – jest to termin używany w psychologii i oznacza, że nasz umysł ma naturalną tendencję do oszczędzania energii. Innymi słowy, gdy tylko nie znajdujemy się w sytuacji „życia lub śmierci” kiedy to cała nasza uwaga musi zostać poświęcona przetrwaniu, lubimy iść na łatwiznę. Tak zostaliśmy zbudowani biologicznie. Oczywiście, nie zmienia to faktu, że musimy z tym walczyć, ażeby nie zostać leniwcami roku, niemniej – warto wiedzieć 😉

 

 

2 MINUTY, CZAS START

 

Czyli ustawiamy minutnik w telefonie na 2 min i pozwalamy sobie przerwać pracę/naukę po upływie tego czasu. Gdyby się nad tym zastanowić, to początkowa faza całego procesu jest najtrudniejsza. Po przełamaniu pierwszej bariery lecimy już siłą rozpędu i nie odczuwamy takiego dyskomfortu koncentrując się na mało przyjemnym zadaniu. Sęk w tym, żeby przechytrzyć własny umysł i w ogóle zacząć. Mało prawdopodobne, że po tych dwóch minutach naprawdę przerwiecie pracę 😉 To pozwolenie samej sobie na jej przerwanie zrobi całą robotę i pomoże w ogóle zacząć 😉

 

 

WORK/STUDY TRIGGERS

 

Trigger (również z j. ang., oznacza wyzwalacz), czyli jakiś bodziec prowadzący do reakcji. Wszyscy uczymy się w liceum o behawioryzmie, wyrabianiu nawyków i szkoleniu psa jak się ślinić na dźwięk dzwonka. Łatwiej będzie nam się wprowadzić w „tryb pracy”, gdy ustalimy swój własny „sygnał startu”, tj. właśnie taki wyzwalacz. Dla mnie jest to włączenie aplikacji „Forest”, która daje mi znać gdy przychodzi czas na przerwę. Nie musi to mieć jednak nic wspólnego z telefonem. Może to być coś tak prostego, jak zamknięcie wszystkich zbędnych okienek na komputerze czy wypicie szklanki wody. Umysł z czasem automatycznie połączy bodziec z następstwem – pracą/nauką i szybciej wejdzie w stan skupienia.

 

 

ZASADA 5 SEKUND

 

Mel Robbins (komentatorka CNN i autorka książki „5 Second Rule”) odkryła, że za każdym razem, gdy zaczynamy się wahać podejmując jakąś decyzję (nawet najmniejszą), nasz mózg znacząco wyolbrzymia problem. Dla niego niezdecydowanie jest równoznaczne z niebezpieczeństwem. 5 sekund to czas, którego potrzebuje, żeby do niego dotarło, że powinien „zbudować mur”. Innymi słowy, za każdym razem, gdy stajemy przed jakimkolwiek wyborem i dajemy sobie więcej, niż 5 sekund na podjęcie decyzji, podświadomość (a konkretnie to nasz kora przedczołowa i okołooczodołowa) mózg krzyczy „Nie rób tego! Zagrożenie!”. Pointa? Nie daj sobie czasu na myślenie. 

 

 

I NA KONIEC: PRZESTAŃ SIĘ ZE SOBĄ PIE***YĆ  😉

 

Chodziłam w liceum, gdy niżej opisana sytuacja miała miejsce. Był to wieczór, środek tygodnia, a ja zmagałam się ze sobą wewnętrznie, żeby ruszyć tyłek i wrócić do nauki. Zrobiłam sobie akurat chwilę przerwy i położyłam na sofie w gościnnym, gdzie rodzice oglądali jakiś polski serial kryminalny. Po raz n-ty próbowałam samą siebie przekonać, żeby wrócić do siebie i jeszcze trochę pouczyć przed sprawdzianem. Gdy byłam w połowie tego swojego wewnętrznego dialogu (muszę wstać… ale nie chce mi się…) serialowy komendant policji wydał swojemu podwładnemu rozkaz. Kiedy tamten wyraził swoje niezadowolenia, usłyszał jedynie „Marek, do jasnej chol***y, przestań się ze sobą piep***yć”. Idealne „wyczucie czasu” 😉 I tak właśnie doszłam do wniosku, że nie ma co się ze sobą obchodzić jak z delikatnym kwiatuszkiem 😉 W końcu nikt nie chce być użalającą się nad sobą niedojdą życiową 😉

Odkładanie na później tego, co ważne

 

Gdy tylko napiszę pracę licencjacką… Gdy tylko skończę studia… Gdy tylko dostanę przyzwoitą pracę… Gdy tylko stracę na wadze… Gdy tylko spotkam właściwego faceta…

 

Brzmi znajomo?

 

Wszyscy używamy tego typu sformułowań, ponieważ łatwiej jest zacisnąć zęby i znosić mało komfortową sytuację, gdy powiemy sobie, że jest ona krótkoterminowa. Do moich ulubieńców należało „ukończenie uniwerku” i „nawał pracy”. Dopiero gdy zorientowałam się jaką głupotę robiłam, zastanowiłam się nad całym procesem i rzeczami, których nie mówimy głośno.

 

Gdy tylko zrzucę na wadze…  poczuję się atrakcyjna.
Gdy tylko napiszę pracę i skończę studia…   będę mogła zająć się rzeczami, które mnie naprawdę interesują.
Gdy tylko spotkam właściwego faceta…  poczuję się kochana i będę szczęśliwa.

 

A teraz krok do tyłu i pełna perspektywa.

 

Znam masę atrakcyjnych kobiet i noszą one bardzo różne rozmiary, jedne 34, inne 44 – nie ma reguły. Ich atrakcyjność nie opiera się na rozmiarze.

 

W życiu nigdy nie ma tak, że cały czas będę mogła robić tylko to, na co będę miała ochotę. Zawsze znajdzie się coś kłopotliwego i mało przyjemnego. Zawsze. Rzeczywistość idealna, bezproblemowa nie istnieje.

 

Spotkam mężczyznę, który sprawi, że poczuję się wyjątkowa. Super, tylko opieranie poczucia własnej wartości na cudzych emocjach i zachowaniu nie wydaje się najlepszym pomysłem. Raz, że motylki w brzuchu wiecznie trwać nie będą. Dwa, facet może okazać się dupkiem i z kobiety przenoszącej góry zostanie tylko zakompleksiona dziewczynka dająca się tłamsić partnerowi. Ups… Dlatego też samoocena powinna być budowana na tym, co MY SAME o sobie myślimy, nie co inni o nas myślą.
 

 

Zawsze przyjdzie kolejne „gdy tylko”. Nawet jeśli jakimś cudem wszystko pójdzie po naszej myśli, to po studiach trzeba będzie się stale doszkalać, a po wciśnięciu się w tą cudną obcisłą kieckę, wciąż trzeba będzie chodzić na siłownię i jeść zdrowo.

 

I nie w tym rzecz, aby się dołować problemami codzienności i nieustającym wysiłkiem, 😉  a w tym, by w tej gonitwie nie odkładać na później zadowolenia z życia.