KSIĄŻKA – Przełam barierę językową.

Kochani 🙂
Dziś premiera mojej drugiej książki! <EXCITED!>

Klikając na okładkę lub tytuł poniżej, zostaniecie przekierowani na stronę wydawnictwa. 😉

 

Break the Barrier
Przełam barierę językową

 

Niżej znajdziecie dedykację oraz jej fragment. 🙂

ENJOY!

 

 

 

Książkę dedykuję tej zahukanej i zakompleksionej Ani sprzed dziesięciu lat. Kto by pomyślał, że upór i przekora wyjdą Ci
na dobre 🙂 ?

 

Przesyłam też masę pozytywnej energii wszystkim innym nieśmiałym „Aniom” (uczniom i kursantom): starszym i młodszym,
z małych wiosek i dużych miast, tych na początku swojej drogi do płynności czy na jej końcu — żebyście to Wy, a nie Wasze
lęki, dyktowali warunki Waszego rozwoju.

Chciałabym również podziękować moim nauczycielom angielskiego, w szczególności Pani Basi Bednarczyk, śp. Jerzemu
Mozolowi oraz Pani Anecie Materniak. Mieliście większy wkład w moją edukację, niż sądzicie.

 

 

 

CICHO SZA! MOŻE SIĘ UPIECZE!

 

Jaka jest największa wada naszego systemu edukacyjnego? Jest nieefektywny, wiadomo. Ale jakie są konkretne przyczyny braku rezultatów, które by nas satysfakcjonowały? Przede wszystkim fakt, że zamiast uczyć się świadomie i z nastawieniem wykorzystania zdobytej wiedzy, stosujemy zasadę 3 x Z, tzn. zakuć, zdać i zapomnieć. Nie trzeba nikomu mówić, że nie ma w tym za grosz logiki. W końcu marnowanie naszych beztroskich lat życia na powtarzanie faktów, które przydadzą się jedynie do wpisania cyferki do kolumny w dzienniku, nie napawa optymizmem.

 

Całokształt jest tym bardziej bolesny, że nasza ścieżka edukacyjna została zaprojektowana na wzór szkieletu ryby: materiał realizowany w różnych szkołach jest (lub powinien być) bardzo zbliżony, z tą jednak różnicą, że w kolejnych klasach jest przerabiany nieco dokładniej. Innymi słowy: uczymy się w kółko tego samego, nierzadko rok w rok, czytamy dziesiątki, jeśli nie setki podręczników, nie pamiętamy z tego nic, po czym kierujemy swoje kroki w stronę wyższej edukacji lub pracy.

 

I po co, pytam? Ale nie o tym chciałam. Do brzegu więc, do brzegu.

 

Moja puenta jest następująca: jeżeli przez lata ucieramy schemat, w którym zakuwamy i zapominamy, i to W PEŁNI ŚWIADOMIE I INTENCJONALNIE, to w jaki sposób mamy się nauczyć języka, który wymaga zdobywania wiedzy tak, aby zagościła ona w mózgu na stałe? Jak mamy poszerzać swoje horyzonty, skoro tak bardzo nawykliśmy do toku rozumowania, w którym „może się upiecze” jest czymś naturalnym? I dlaczego, do cholery, nikt nam nie powiedział na starcie, że MAMY PRAWO NIE WIEDZIEĆ I PYTAĆ? Życie byłoby o wiele prostsze, gdyby dać sobie pozwolenie na braki. Bo w końcu jak inaczej możemy załatać dziury w wiedzy, jeśli nie wiemy, jak to zrobić ani gdzie się one znajdują?

 

W praktyce oznacza to, że w większości przypadków sami nie damy sobie z tym rady, ponieważ nie możemy użyć narzędzi, których nie posiadamy. Nie możemy ich też pożyczyć, bo przecież nie chcemy, żeby o tych dziurach ktokolwiek się dowiedział. Z czym nas to zostawia?

Jak się nie uwstecznić z angielskiego na wakacjach (bez zaglądania do książek)

KŁAMSTWA I KŁAMSTEWKA

 

Bardzo prawdopodobne, że jesteś studentką, licealistką lub lektorem/nauczycielem angielskiego i właśnie nastał dla Ciebie czas wolny od pracy.

Nie ma jednak co się oszukiwać. Nikt nie zagląda do książek na wakacjach. Niby powtarzamy sobie, że „gdy będziemy mieć więcej czasu, podszlifujemy swój angielski”, ale gdy wreszcie mamy przed sobą realną perspektywę 2-miesięcznej laby, to jakoś ciężko jest przełożyć dobre intencje na dobre efekty.

Nie trzeba też geniusza, żeby wiedzieć, że umiejętność nieużywana ZANIKA. Ze znajomością języka obcego włącznie. Z czym więc zostajemy nie mając kontaktu z angielskim w pracy/szkole/na uczelni, a znając siebie też na tyle dobrze, by wiedzieć, że wszystkie podręczniki pójdą w odstawkę?

 

 

 

(CHOĆ TROSZKĘ) SIĘ PRZYGOTUJ

 

Po pierwsze, całe przedsięwzięcie musi być tak automatyczne i tak bardzo NIEwymagające myślenia, jak to tylko możliwe. Wszem, nie będziesz wprowadzać intensywnego rycia na blachę, a jedynie drobne zmiany w codzienności, których prawie nie zauważysz (choć zauważysz ich brak pod koniec wakacji, jeśli zaniedbasz język). Fajnie byłoby jednak na wstępie poświęcić kilka minut na zastanowienie się co sprawdzi się w naszym przypadku oraz co nie sprawdzało się do tej pory (i dlaczego).

Wszak łatwiej jest ominąć pułapkę, o której wiemy.

 

 

 

 

MASZ FORY I NAWET O TYM NIE WIESZ 🙂

 

Wspominałam już o tym wcześniej – nowe nawyki najłatwiej jest wyrobić w momencie, gdy przechodzimy jakieś większe zmiany w życiu.

Wykorzystaj ten fakt. Jeżeli właśnie zaczęły się Twoje wakacje, to oznacza, że na jakiś czas modyfikacji ulegną Twój styl życia i Twoje codzienne rutyny.

***ALE, ALE! Im szybciej tym lepiej. Nie pozwól sobie na labę przez dwa tygodnie, bo Twoja przewaga wynikająca ze zmian w codzienności pójdzie się… paść na zieloną trawkę. 😛

 

 

 

 

ANGIELSKI NA ROZRUCH

 

Planuj swój kontakt z językiem w godzinach porannych. W pierwszej połowie dnia mamy więcej silnej woli (mniejsze tzw. zmęczenie decyzyjne), a co za tym większe szanse na faktyczne zrealizowanie naszego mini zamierzenia.

Co może być taką formą kontaktu z językiem? Na przykład poprzez słuchanie wiadomości po angielsku podczas przygotowywania śniadania. Mogłabym Wam podsunąć BBC, ale dla wielu osób ta opcja wydaje się po prostu mało interesująca.

A co powiecie na ENGLISH NEWS IN LEVELS? Aplikacja, która daje możliwość przeczytania i przesłuchania (do wyboru do koloru) tych samych segmentów wiadomości na trzech różnych poziomach zaawansowania. 🙂

 

 

 

 

KIESZONKI CZASU

 

Zawsze miej na telefonie anglojęzycznego audiobooka lub podcast i słuchaj go w tzw. kieszonkach czasu (np. gdy jedziesz autobusem, podczas malowania się, kiedy zmywasz naczynia czy w porze drugiego śniadania). Tylko nie wykorzystuj wszystkich opcji na raz! W przeciwnym razie zaczniesz odczuwać przymus, prawdopodobnie pozbawisz się chwili relaksu przy ulubionej muzyce, powstanie to wredne poczucie „poświęcania czegoś przyjemnego” i tylko zniechęcisz się do języka. Lepiej mniej, a regularnie.

Zanim podniosą się głosy dotyczące poziomów audiobooków – wystarczy wpisać w YouTube np. „English audiobook level 3” (im wyższa liczba, tym trudniejszy tekst) i wyskoczą nam takie cuda, jak

Learn English Through Stories Skyjack! Level 3

Learn English Through Stories Sherlock Holmes Level 4

Learn English Through Stories Sense and Sensibility Level 5

 

 

 

 

 KOMENTUJ

 

Na kanałach YouTube ulubionych youtuberów. Boisz się, że się ośmieszysz, bo popełnisz błąd? No problem, załóż nowe konto na gmailu, a następnie na YouTube, 5-6 minut roboty. Nie, nie możesz tylko czytać (tak jak nie powinno się tylko słuchać bez mówienia), ponieważ do opanowania języka niezbędny jest proces PRODUKOWANIA języka. Czytanie będzie oczywiście pomagać w naszym rozwoju językowym, nie zastąpi jednak drugiego kanału komunikacji, jakim jest pisanie i mówienie.

A jakie jest lepsze miejsce do ćwiczenia pisania, niż to, do którego zaglądamy w chwilach relaksu, gdzie panuje nieformalny klimat?

 

 

 

 

OGLĄDAJ FILMY Z ANGIELSKIMI NAPISAMI

 

Śmiało odpalaj filmy ile tylko dusza zapragnie. Rób to jednak mając włączone angielskie napisy.Mogę za to zostać skrytykowana (w żywej komunikacji przecież takich napisów sobie nie włączymy 😉 ). A więc tak: również uważam, że raz na jakiś czas trzeba ukierunkować się WYŁĄCZNIE na słuchanie. Jeśli jednak chcemy poszerzyć zakres słownictwa, oglądanie filmu (słuchanie połączone z akcją, ekspresją, itp.) i „podglądanie” zapisu niezrozumiałych części wypowiedzi, daje nam możliwość przyswojenia nowych słówek wraz z wymową i to w kontekście.

Warto też wspomnieć, że gdy oglądamy filmy z polskimi napisami (lub w ogóle bez napisów), jedynie z oryginalnym anglojęzycznym dźwiękiem, to są spore szanse, że się po prostu „wyłączymy”. A przecież nie o to chodzi. 🙂

 

 

 

 

LYRIC VIDEOS

 

Nastała moda na tzw. LYRIC VIDEOS, czyli przedpremierowe filmy publikowane na YouTubie. Nie przedstawiają pełnych teledysków, a jedynie efekty wizualne, grafikę, animacje i pojawiające się w odpowiednim momencie wersy nowej piosenki.

Nie sugerowałabym fiksowania się na tej metodzie, ponieważ słuchanie piosenek aktywuje inną część mózgu aniżeli ta, która działa przy typowej wypowiedzi. Jest to jednak świetny sposób na nauczenie się kilku bonusowych słówek.

 

 

 

PRZEŁAM BARIERĘ JEŻDŻĄC PO… POLSCE

 

– Do samochodu mamy jakieś 1,5 km. Do Morskiego Oka jest 10. Przed nami jeszcze tylko jakieś 21,5 km marszu. How nice! 😀
– No… ale pogoda nam dopisała. Jest ciepło, ale nie gorąco. Mega nam się poszczęściło z tym weekendem majowym.

Stajemy z Gabi w kolejce do budki, a ja wyginam szyję, żeby zobaczyć ile kosztują wejściówki. Ceny biletów są zapisane w języku polskim i angielskim. Uśmiecham się szeroko. Wiem, że jestem jak dziecko, ale jakoś mi to nie przeszkadza. 😉 Życie jest o tyle przyjemniejsze, gdy przyprószamy je serią wygłupów. 😀 Patrzę na Gabrysię i szepczę.

– Tee… zamów bilety po angielsku. 😉 


– Two normal tickets, please.

😀

Najlepsze ćwiczenia na przełamywanie bariery językowej :)

Dopieszczanie i dopracowywanie stron mojej drugiej książki sprawia, że notorycznie myślę o zagadnieniu przełamywania bariery językowej. I nie tylko o tym, czym jest i skąd się bierze, ale przede wszystkim jak z nią walczyć. Na co dzień pracuję przede wszystkim z osobami dorosłymi i mam szansę z bliska przyglądać się temu, co dzieje się w głowach moich kursantów. Jeśli więc macie jakiekolwiek opory przed mówieniem po angielsku, należycie do zdecydowanej większości. 🙂

Ciekawostka: podczas jednego z prowadzonych przeze mnie szkoleń z metodyki nauczania języka angielskiego dla nauczycieli byłam świadkiem bardzo interesującej sytuacji. Anglistka z wieloletnim doświadczeniem w nauczaniu języka obcego wstydziła się publicznie PRZECZYTAĆ akapit w obawie, że popełni błąd i „zbłaźni się” przed kolegami z pracy. Jeśli więc myśleliście, że problem dotyczy tylko uczniów i to tych na niższych i średnich poziomach zaawansowanie, nie mogliście być w większym błędzie. 😉

 

 

 

TABOO / HEADS UP

Czyli gra dla dwóch lub więcej osób, którą tak naprawdę można dostosować do potrzeb indywidualnego kursanta 😛 Zadaniem gracza jest opisanie partnerowi terminu znajdującego się na kartce (ALE bez używania kluczowych słów). Jeśli więc miałabym opisać czym jest KING (KRÓL), to wśród zakazanych słów najprawdopodobniej znalazłyby się m.in. QUEEN (królowa), CROWN (korona), PRINCE (książę) i PRINCESS (księżniczka).

Ćwiczenie jest świetne z wielu względów. Po pierwsze, ćwiczymy komunikację i przygotowujemy się do sytuacji, w których nie będziemy znać jakiegoś słówka. Bo, spójrzmy prawdzie w oczy – nikt nie zna całego słownictwa świata, również w ojczystym języku.

Mogłabym więc powiedzieć, że:

It is a person who is in charge of the kingdom, who usually lives in a castle and has servants.
Jest to osoba, która stoi na czele królestwa, zwykle mieszka w zamku i ma wielu służących.

Dzięki temu ćwiczymy parafrazę, czyli opisywanie tego samego, ale przy użyciu innych słów. Wszak prawdziwa komunikacja (a głównie to na niej nam przecież zależy) polega na przekazaniu informacji. Narzędzia, jakimi się będziemy posługiwać (konkretne słówka) to sprawa drugorzędna. 🙂

 

*** Alternatywą jest aplikacja HEADS UP, która została wymyślona przez Ellen DeGeneres prowadzącą jeden z najpopularniejszych show w USA. Zawiera ona więcej elementów kulturowych i nadaje się dla kursantów na wyższych poziomach zaawansowania (choć gra ogólnie sprawia więcej frajdy, aniżeli z wyciętymi kartkami ;)).

 

 

 

 

HOW TO

 

Kolejne z moich wymyślnych narzędzi tortur. 😀 Choć najczęściej nim przystąpię do zadania, żeby nie wyjść na lektora rodem z piekła 😀 , przygotowuję kursanta do tego ćwiczenia, tj. zaopatruję go/ją w niezbędne słownictwo. 😉

Wtedy siadam naprzeciwko, biorę do ręki swój telefon, obracam nim na wszystkie możliwe sposoby i mówię po angielsku: Jestem 80-cio letnią babcią, chcę wysłać wiadomość do swojej córki i nie wiem jak. Czy możesz mi pomóc? 😀 I tak moja „ofiara” jest zmuszona powiedzieć mi, bardzo szczegółowo, co mam zrobić.

Najpierw musisz odblokować telefon… Guzik jest po prawej stronie, wciśnij go. Teraz przesuń palcem po ekranie. Nie, nie tak. Od lewej do prawej. Teraz znajdź ikonkę z chmurką…

 

Opisywanie szczegółowo bardzo podstawowych czynności daje nam dodatkowo możliwość wyłapania luk w naszej wiedzy. Każdy wie jak jest po angielsku telefon, ale co z takimi słówkami jak „odblokować”, „guzik”, „wcisnąć”, „strzałka”, „pole tekstowe”, itp.?

 

 

 

JESTEŚ MOIMI OCZAMI

 

Pamiętaj, jesteś moimi oczami.

– Ale co ja mam robić?!

Uśmiecham się szeroko i obserwuję, jak w siedzącym przede mną kursancie zaczyna narastać panika.

– Już mówiłam. Ja się odwrócę tyłem do komputera, głos jest wyłączony, trailer sobie leci, a Ty ładnie po kolei opisujesz mi w czasie Present Continuous co dzieje się na ekranie. Na tej podstawie muszę odgadnąć o jakim filmie mówisz. Spokojnie, sama w końcu wybrałam zwiastuny, znam swoje opcje. Masz tylko dwa kryteria: nie wolno Ci się zatrzymać w opisie i cały czas masz używać struktury „to be + końcówka -ing”.

– Ale…!

– Nom? 🙂

– No, nic… dobra…

– No, to próbujemy. 🙂

 

Na czym polega cały urok ćwiczenia? Kursant jest tak skoncentrowany na ćwiczeniu, że w jego umyśle nie ma już miejsca na myślenie o lęku przed mówieniem. 😉

Jak zacząć myśleć po angielsku

KROK 1 – ZDEFINIUJ SWÓJ POZIOM

 

Inaczej do sprawy podejdzie osoba początkująca, a inaczej średnio-zaawansowana. Starzy wyjadacze mogą mieć przewagę w kwestii różnorodności materiałów, jednak istnieją też większe szanse, że ich angielski jest naszpikowany błędami i szkodliwymi nawykami. Jeśli więc chcesz przejść na kolejny poziom nauki języka obcego, najpierw musisz ustalić z jakich książek, kursów, filmów, itp. będziesz korzystać. Jak ustalić swój poziom? W pierwszej kolejności można uzupełnić w sieci tzw. placement test. Nie jest on jednak kompleksowy i pomoc kompetentnego lektora może się okazać nieodzowna (zwłaszcza, że chodzi nam przecież o mentalny odpowiednik mówienia, a nie poprawność gramatyczną).

 

 

A POTEM…

 

 

 

 

OGRANICZ POLSKI I ZAPOMNIJ O TŁUMACZENIU

 

Dlaczego? Ponieważ procesy myślowe ucznia tłumaczącego z PL na ANG oraz takiego, który ten element pomija (i od razu buduje zdania w obcym języki), są bardzo różne.

 

Z TŁUMACZENIEM

UFORMOWANIE KONCEPCJI –> BUDOWA ZDANIA W J. POLSKIM –> TŁUMACZENIE SŁOWO PO SŁOWIE –>
(BLOKADA WYNIKAJĄCA Z BRAKU SŁÓW –> ) BUDOWANIE ZDANIA PO ANGIELSKU

 

Nie wspomnę już o energii, którą marnujemy próbując myśleć dwutorowo – pamiętać przekaz i oryginalne zdanie i tłumaczyć wszystkie słowa po kolei.

 

BEZ TŁUMACZENIA:

UFORMOWANIE KONCEPCJI –> BUDOWANIE ZDANIA PO ANGIELSKU

 

 

 

PRZEKALKULUJ WSZYSTKO I WIEDZ NA CO SIĘ PORYWASZ

 

Od czasu do czasu jakiś kursant pożali mi się, że nie widzi dużej poprawy w swoich umiejętnościach językowych. Ironicznie, ten sam kursant spędza ogromne pokłady wolnego czasu na naukę angielskiego – dokładnie aż jedną godzinę w tygodniu, na lekcji ze mną…

Przeliczmy to sobie.

Doba ma 24 h, tydzień 7 dni, co daje nam 168 h w tygodniu. Nie mniej, nie więcej. Umysł człowieka operuje NON STOP. Nawet kiedy wydaje nam się, że mózg nie pracuje, to on i tak pracuje. 😛 Podczas snu następuje m.in. innymi odsiew zbędnych informacji i porządkowanie tych nowych i użytecznych (oczywiście w dużym uproszczeniu). Używamy naszego ojczystego języka nawet we śnie, co oznacza, że taki kursant posługuje się językiem polskim przez 167 h, a angielskim tylko przez godzinę (i to często niepełną przez próby tłumaczenia na głos).

Usiłujemy więc skłonić mózg do posługiwania się zupełnie nowym kodem, aniżeli tym, w którym go szkoliliśmy całe lata. W dodatku liczymy na to, że 0,6% naszego czasu (vs. 99,4 %) wystarczy, żeby wyrobić sobie nowe nawyki.

Acha… 😛

 

 

 

OCZEKUJ ŚCIAN (NA KAŻDYM KROKU)

 

Nie spotkałam ani jednej osoby, która nie próbowałaby mimowolnie wrócić do starych nawyków przy próbie przestawienia się na myślenie po angielsku.

Jeżeli jesteśmy na wyższym poziomie zaawansowania i od początku nie wprowadziliśmy zasady kreowania myśli i budowania zdań w języku docelowym, bunt mózgu będzie naturalny i nieunikniony. W końcu w swoim umyśle już od dawna formowaliśmy ścieżki neuronowe pełne translacji.

Zmiana nawyków? To nie może przebiec bez problemów. 🙂

 

 

 

SŁUCHAJ BIERNIE

 

Czyli otaczaj się językiem. Nawet jeżeli niczego na początku nie ogarniesz. Nie chodzi o słuchanie, a SŁYSZENIE. Zaznajamianie się z melodią języka i jego dźwiękami.

Zupełnie jak z jazdą samochodem – gdy wsiadamy za kółko po raz pierwszy nie robimy tego od tak, od razu. Najpierw patrzymy jak robią to inni. Z brzmieniem języka jest podobnie.

 

 

 

SŁUCHAJ AKTYWNIE

 

Koncentruj się na przekazie, wsłuchuj się w znaczenie.

I znów, nie chodzi o to, aby z marszu tłumaczyć słowo po słowie. Jest to ten sam błąd, co przy formowaniu własnych wypowiedzi, tj. dodawanie sobie roboty i tworzenie szkodliwego nawyku.

Od początku należy nastawić się, że to zdanie, ewentualnie jego część, przenosi informację i trzeba postrzegać je jako całość (dążymy do tzw. big picture, czyli postrzegania całego obrazu, a nie tylko jego fragmentów).

 

 

 

ZAWSZE POWTARZAJ NA GŁOS

 

Po pierwsze, nie obudzisz się pewnego dnia z aparatem mowy gotowym do kreowania nieznanych mu dźwięków. Każdy z nas ma (w samej twarzy) 43 mięśnie, a jak wiadomo mięsień nieużywany zanika lub jest o wiele słabszy od tego regularnie wykorzystywanego.

Po drugie, formowanie myśli w obcym języku jest bardzo zbliżone do wypowiadania ich na głos (i vice versa). Okazuje się, że nawet struny głosowe pracują w taki samo sposób, nawet gdy nie mówimy czegoś głośno, a jedynie to pomyślimy.

 

 

PISZ W TYM JĘZYKU

 

Gdzie się tylko da i jak często się da.

Osobiście, od lat zapisuję swoją listę rzeczy do zrobienia na dany dzień w postaci miksu językowego. Gdyby więc mój terminarz wpadł w ręce przypadkowej osoby, najprawdopodobniej nie zrozumiałaby ona z niego nic. 😀 Mogą to być luźne przemyślenia przy śniadaniu (tzw. morning pages), terminarz, pamiętnik, lista zakupów czy po prostu wiadomości wymieniane z kimś bliskim czy też tzw. penpal’em.

Obcy język musi się stać naszym narzędziem codziennego użytku, abyśmy mogli się nim w pewnym momencie naturalnie posługiwać.

Daj komuś niedoświadczonemu szlifierkę i nie będzie wiedział jak się nią obsługiwać. Podobnie jest z mózgiem przymuszonym do używania języka obcego.

 

 

 

CZYTAJ KSIĄŻKI I OGLĄDAJ FILMY/SERIALE

 

Zwłaszcza takie, w których występuje język kolokwialny, np. seriale komediowe. 🙂 Nie zawsze mamy wpływ na to, czy w naszym środowisku znajdują się ludzie władający docelowym językiem. Mamy jednak dużo do powiedzenia w kwestii tego, czym karmimy swoje umysły poza pracą.

Jeśli nie masz więc za bardzo z kim pogadać i od kogo się uczyć – odpal Netflix lub zajrzyj na kanał jakiegoś amerykańskiego/brytyjskiego youtubera.

 

 

 

ZAPOMNIJ O SKOMPLIKOWANYCH ZDANIACH

 

Jedna z najważniejszych rzeczy, jakie wyniosłam z lekcji angielskiego w liceum – PROSTOTA! SIMPLICITY!

Nie utrudniaj sobie życia, zwłaszcza na początku. Celem jest przekazanie informacji, nic więcej. Nic nam po bardzo wysoko postawionej poprzeczce i ambicjach, jeśli przez nie podejmiemy nawet próby i.

Zasada jest prosta: nie przechodzisz do zdań złożonych dopóki nie będziesz szastać na lewo i prawo prostymi.

 

 

PARAFRAZUJ. WSZYSTKO!

Parafraza to nic innego, jak opisywanie tego samego, tylko przy użyciu innych słów, zwrotów, struktur. Mogą być to definicje, przykłady zdań z lukami, synonimy, antonimy, opisy sytuacji – wszystkie chwyty dozwolone.

Umiejętność parafrazowania jest jedną z najważniejszych w nauce języka i komunikacji, ponieważ nigdy nie będziemy znać WSZYSTKICH słów w danym języku. Cholera, przecież po polsku jest masa takich, z którymi się wcześniej nie spotkaliśmy. Czemu więc oczekujemy od siebie, że nagle zaczniemy sypać z rękawa wyszukanymi terminami?

Czym jest długopis? To taka rzecz, zwykle zrobiona z plastiku, która służy nam do zapisywania różnych informacji, list i robienia notatek.

Jasne? Świetnie! To teraz po angielsku. 😉

 

 

GOTOWY, DO BIEGU, START!

Czyli zastosuj monolog w swojej nauce języka. Wybierz dowolny temat, najlepiej prosty, niewymagający skomplikowanego i wyszukanego słownictwa, na który możesz mówić przez kilkanaście sekund bez przerwy. Zmierz czas i zanotuj. Następnego dnia przeprowadź to ćwiczenie jeszcze raz (może być ten sam temat, choć długoterminowo trzeba będzie troszkę namieszać 😉 ).

Celem są coraz dłuższe wypowiedzi i zwiększenie poziomu trudności pod względem poruszanego tematu. Presja czasu pomoże wymusić na umyśle posługiwanie się drugim językiem, ponieważ nie będzie czasu na tłumaczenie. Uprzedzam tylko – na początku będziecie mnie przeklinać za ten eksperyment. 😉 Za kilka tygodni podziękujecie. 😉 Nie ma za co. 😀

 

 

24 H Z ANGIELSKIM

 

Nie każdy ma luksus takiej separacji językowej, jednak jeśli ktoś ma – zdecydowanie polecam spróbować. 🙂 Rzecz w tym, żeby „zanurzyć się” w języku na dłuższy okres czasu, niż tylko godzina czy dwie.

Wiele osób dziwi mi się, że byłam w stanie opanować angielski bez wyjazdu za granicę. Wbrew pozorom, jest to bardzo proste – byłam nim cały czas otoczona i zmuszona do posługiwania się nim (studia filologiczne = słuchanie, mówienie i uczenie się po angielsku).

Chcemy więc być bombardowani angielskim, ponieważ mózg nie przeskakuje wtedy z jednego języka na drugi. Nie zmuszamy go do „zmiany kodu”, tylko wymuszamy stosowanie jednego non stop.

I nie trudno zrozumieć dlaczego: jeżeli uczymy się nowej umiejętności, np. jazdy samochodem i ruszania z miejsca, to kiedy będzie nam szło lepiej? W 5-tej minucie ćwiczeń czy w 50-tej?

 

 

 

 

4 błędy, które wszyscy powtarzamy ucząc się angielskiego

BEZMYŚLNE POWTARZANIE

 

W języku angielskim istnieje kilka terminów odnoszących się do powtarzania materiału.

 

REPEAT – oznacza powtórzenie głośno słowa lub wyrażenia, np. Czy możesz powtórzyć? Can you repeat that?

 

REVISE – od którego często pochodzą nazwy repetytoriów maturalnych (np. Matura Revision) odnosi się do odświeżania sobie wcześniej przyswojonego materiału.

 

RECALL – oraz interesujące nas ACTIVE RECALL, czyli AKTYWNE PRZYPOMINANIE SOBIE – jest to samodzielne „wyciąganie” informacji z czeluści umysłu bez posiłkowania się pomocami naukowymi. 😉 Jeżeli więc koleżanka czy kolega odpytują nas z czegoś przed sprawdzianem, wtedy właśnie praktykujemy „active recall”, ponieważ nie zaglądamy do notatek.

 

RECOGNITION – czyli ROZPOZNAWANIE. Prawdopodobnie najbardziej zdradliwy proces w nauce. 🙂 Zdarzyło się Wam kiedyś kartkować zeszyt, zerknąć na jakąś stronę i pomyśleć „tak, wiem o co chodzi, to znam…” i zacząć kartkować dalej bez sprawdzenia się? Jeśli tak, są spore szanse, że mieliście potem problemy z przypomnieniem sobie tego materiału na teście. Okazuje się, że mózg samodzielnie nie jest w stanie rozróżnić RECOGNITION (rozpoznawania) od RECALL (aktywnego samodzielnego przypominania sobie). 

 

Bardzo często „powtarzamy” materiał po raz setny czytając te same zwroty i słówka, ale nie sprawdzamy się z nich bez podglądania. Po prostu odtwarzamy zapisane notatki bez zmuszania umysłu do większego wysiłku. Oczywiście takie aktywne przypominanie sobie, a czasem może nawet tworzenie materiałów powtórkowych z pytaniami, jest wyjątkowo up… orczywe, 😛  ale jeżeli sami nie zweryfikujemy swojej wiedzy przez kartkówką, to niestety zrobi to matura :/

 

 

 

NAUKA Z LISTY

 

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego numery telefonów są zwykle zapisywane w systemie trójkowym? To dlatego, że jest to największa liczba elementów w zbiorze, jaką jest w stanie ogarnąć przeciętny umysł. Zapamiętujemy indywidualne elementy, pary i trójki. Gdy próbujemy zapamiętać więcej elementów, zwykle pojawia się tendencja do „szatkowania” na dwójki. 🙂

 

Jak to się ma do angielskiego? Ano tak, że uczymy się słówek, czasowników nieregularnych, liczb, dni tygodnia, miesięcy i osób (zaimków) Z LIST! Dlaczego jest to szkodliwe? Ponieważ

 

MÓZG ODTWARZA W TAKIEJ FORMIE, W JAKIEJ PRZYSWOIŁ

 

tzn. jeśli chcemy przypomnieć sobie jak jest czwartek, musimy powtórzyć wszystkie dni tygodnia od początku. W pewnym momencie dochodzi do tego, że pamiętamy w którym miejscu znajduje się konkretny czasownik w tabelce czasowników nieregularnych :/

 

Niestety, z własnego lenistwa nie uczymy się na wyrywki i to nas gubi. Nie twierdzę, że musimy wszystkie nieregularne przepisywać na fiszki (choć nie zaszkodziłoby). Wystarczy, że ucząc się ich będziemy je powtarzać na wszystkie możliwe sposoby skacząc po kartce. Z zaimkami, dniami tygodnia i miesiącami jest gorzej, ponieważ te powinniśmy być w stanie odtworzyć w mgnieniu oka. Wierzcie mi, jeśli nie odhaczycie tego teraz, potem będzie się to za Wami ciągnęło latami… :/

 

Dla tych, którzy nie mają chęci inwestować czasu i energii w tradycyjne papierowe fiszki, niżej wklejam link do filmiku 🙂

 

 

 

 

NAUKA ZAPISU

 

DIG DUG DUG

 

CUT CUT CUT

 

FIGHT FOUGHT FOUGHT

 

Mini eksperyment społeczny: ilu z Was przeczytało w głowie powyższe przykłady zgodnie z zasadami wymowy, a ile tak, jak się te słówka pisze? 🙂

 

Zgroza każdego gimnazjalisty i licealisty przed kartkówką. Właśnie – KARTKÓWKĄ. Prawie zawsze byliśmy sprawdzani ze słownictwa w postaci egzaminu PISEMNEGO, uczyliśmy się więc ZAPISU, nie wymowy. A nawet jeśli byliśmy odpytywani przy tablicy, to nauczycielka poprawiła poharatane błędną wymową słówko i… zaliczyła. Skoro nie było błędu, to niby czemu mielibyśmy coś zmieniać?

 

Może dlatego, że z wiekiem będziemy chcieli nauczyć się MÓWIĆ w danym języku? 😀 O maturze ustnej już nawet nie wspominam. I nie, wcale nie musimy się wszyscy uczyć tych śmiesznych chińskich znaczków, to jest zapisu fonetycznego. Sama opanowałam go w wielkich bólach dopiero na pierwszym roku studiów. Słyszałam od niektórych swoich kursantów, że był on obowiązkowy w niektórych liceach, nie jest to jednak normą.

 

Szczerze? Moim skromnym zdaniem… 😉 Po co komu (tj. NIE-filologowi) nauka zapisu fonetycznego, skoro może odsłuchać nagrania na takich stronach jak

 

czy

 

 

Pamiętajcie o jednym: jeżeli uczycie się nowego słówka, zawsze przyswajajcie je KOMPLETNIE, tj. zarówno zapis, jak i wymowę.

 

Po pierwsze dlatego, że kiedyś będziecie się wstydzić czytania „BOŁGHT” zamiast „BOT” ( II forma od czasownika „buy”).

 

Po drugie dlatego, że jest to niewielka inwestycja czasu w porównaniu do efektu i już podjętych wcześniej kroków (przyswojenia zapisu). To tak jak nie kupić drugiego telefonu za jedną-czwartą ceny 😛 Jak nie macie, to nie macie, ale jak już macie, to się przyda 😛

 

Po trzecie, znajomość samego zapisu czy samej wymowy w niefortunnych okolicznościach będzie Was kosztowało połowę punktów na teście albo wstyd w konwersacji. Nie warto. Już lepiej poświęcić dodatkowe 30 sekund na wygooglowanie wymowy czy zapisu.

 

 

 

TAM I Z POWROTEM 

 

„Przerobiłam cały materiał zawarty w podręczniku. Przetłumaczyłam i wkułam wszystkie słówka, których nie znałam i, z poczuciem solidnego przygotowania, podeszłam do egzaminu. Uzyskałam wynik 80%. Dlaczego nie 100?”

 

Biura tłumaczeń wyceniają drożej tłumaczenie z języka polskiego na angielski, aniżeli odwrotnie. Dlaczego?

 

Ponieważ kontekst to władza! 😀 Potrafi on być bardzo sugestywny i świetnie podpowiedzieć nam znaczenie słówka, którego dotąd nie znaliśmy. Niestety, fakt, że potrafimy przetłumaczyć słówko z języka angielskiego na polski wcale nie oznacza, że w drugą stronę pójdzie nam równie gładko. Podobnie ma się sprawa z UŻYWANIEM JĘZYKA, to znaczy odtwarzanie języka nie przekłada się na samodzielną produkcję.

 

A teraz co to oznacza dla nas: często bez problemu tłumaczymy słówko na język polski, ale nie używamy go w swoich wypowiedziach i nie przychodzi nam ono naturalnie. Zupełnie tak, jakby ODBIÓR i KREOWANIE JĘZYKA stanowiły dwa odrębne worki z wiedzą językową i ODBIÓR dziwnym zrządzeniem jest zawsze zacniejszy 😉

 

Jak temu zaradzić? Zadbać o wszystkie możliwe kanały wykorzystywania słówka. Przyswajając nowe wyrażenie powinniśmy sprawdzać się:

 

– z języka polskiego na angielski,
– z angielskiego na polski,
– w kontekście,
– bez kontekstu,
– kreując (wyobrażając sobie czy też zapisując) własne sytuacje, w których takie słówko mogłoby zostać użyte.

 

W przeciwnym razie ryzykujemy jedynie bierny odbiór informacji i niezdolność do wykorzystania jej gdy przyjdzie do rozmowy czy maila.

 

 

 

 

 P.S. Kochani, dotarły do mnie głosy oburzenia związane z określeniem zapisu fonetycznego. To, co widać w komentarzach to jedynie kropla w morzu. Spieszę więc z wyjaśnieniami. 🙂

 


Moją intencją absolutnie nie było podważenie istoty fonetyki (zwłaszcza, że sama kocham bawić się wymową i „skakać” między akcentami) .  Jednak anglistyczną wiedzę przekazuję innym już od prawie

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystkie komentarze.
Ania

 

 

 

 

Jak wrócić do nauki języka po przerwie

LINIA NAJMNIEJSZEGO OPORU

 

Jednym z głównym powodów, dla których tak ciężko jest nam się zabrać do pracy czy nauki, jest wizja wielu godzin pracy. Mamy poczucie, że gdy już zaczniemy nie będziemy mieli odwrotu. Będzie to swego rodzaju zobowiązanie. Można to porównać do przechodzenia na dietę 😀 Zawsze jest łatwiej powiedzieć, że zrobimy coś jutro. Wtedy wyobrażamy sobie prostą ścieżkę do celu i zero odstępstw. W przyszłości przecież wykażemy się silną wolą i od rana do wieczora będziemy jeść zdrowo. Czasem się udaje… :> A czasem Ania skrada się pod osłoną nocy do kuchni, żeby zrobić sobie grzankę ;p Sprawa z nauką języka ma się podobnie 🙂

 

Chcąc, czy to wrócić do nauki, czy ją rozpocząć, stwierdzamy, że całe przedsięwzięcie będzie miało sens tylko wtedy, gdy będziemy się uczyć dużo i regularnie. W końcu chcemy szybko zobaczyć efekty. Potem przypominamy sobie, że „dużo i regularnie” wcale nie jest takie przyjemne. Zaczynamy się odkładanie na potem i cały plan zaczyna odbiegać od naszej oryginalnej wizji.

 

Dlatego też tak ważne jest ustawienie sobie poprzeczki jak najniżej (już o tym pisałam). Nie narzucajmy więc sobie 40 minut dziennie. Zacznijmy od 10 min przy śniadaniu. W przeciwnym razie zostaną nam idealistyczne intencje 40 minut i nietknięty podręcznik. Alternatywą jest 10 min konkretnej roboty. I to wykonanej. 

 

ZACZNIJ OD PODSTAW

 

Zdanie, które wszyscy (dosłownie, wszyscy) moi nowi kursanci słyszą na pierwszych zajęciach brzmi następująco:

 

„Nie będę od Ciebie wymagać niczego, czego sama Cię nie nauczyłam.”

 

Bez względu na to jak wiele lat ktoś się uczył i na ilu był kursach językowych, zawsze znajdą się jakieś braki. I owszem, możemy powiedzieć lektorowi w szkole językowej czy swojemu nowemu korepetytorowi, że jesteśmy np. mniej więcej na poziomie B1 (sama nowych klientów też o to pytam), acz nigdy nie będzie to wymierne. Problem tkwi w tym, że na porządku dziennym spotykam ludzi na wyższych poziomach językowych, którzy nie potrafią literować i nie rozróżniają spółgłoski od samogłoski. Jakby tego było mało, nauczyliśmy się, że niewiedza jest powodem do wstydu, więc nawet jeśli będziemy świadomi swoich braków, nie przyznamy się. Po prostu będziemy liczyli, że nam się upiecze i się jakoś prześliźniemy i zamiast sobie pomóc, tylko opóźnimy progres.

 

Zasada numer jeden – mówimy bez wstydu o brakach gdy poznajemy nowego lektora/nauczyciela! Ten dobry powinien być jak lekarz: czego mu nie powiecie, może Wam potem zaszkodzić 😉 No, chyba, że zamierzamy się obijać na lewo i prawo i przychodzimy na lekcje, bo nie mamy co z pieniędzmi robić. Uważam, że niewiedza nie powinna być powodem do wstydu, ponieważ nie znamy jej przyczyn (niewłaściwe techniki, zniechęcający nauczyciel, brak możliwości pójścia na lekcje, żeby nadrobić zaległości, itp.). Wstydzić możemy się natomiast lenistwa, a to czy będziemy pracować zależy już tylko i wyłącznie od nas.

 

Lepiej więc zacząć od podstaw i wyłapać braki, a następnie połatać wszystkie dziury i wtedy pójść dalej. Jeżeli materiał będzie za prosty, zawsze można przyspieszyć lub coś przeskoczyć. Z drugiej jednak strony, jeśli spróbujemy przeskoczyć poziom (co nie jest trudne, podręcznik podręcznikowi nie równy), są spore szanse, że dojdziemy do punktu, gdy nie będziemy ogarniać co się dzieje na zajęciach.

 

ZARYZYKUJ

 

W języku angielskim występuje termin „social accountability”, niestety nie doczekał się jeszcze trafionego tłumaczenia. Oznacza on, że jeżeli pochwalimy się komuś swoimi celami czy postanowieniami, późniejsze ich niedotrzymanie wywoła poczucie wstydu, upokorzenia czy winy. Dlatego tak trudno jest się uczyć samodzielnie – nikt nas nie rozlicza z tego co zrobiliśmy, a czego nie. Nie mamy wtedy nad sobą przysłowiowego kija, nie myślimy więc o potencjalnych negatywnych konsekwencjach. Oczywiście jest pewien odsetek ludzi, którzy potrafią utrzymywać swoją motywację na wysokim poziomie bez żadnych zewnętrznych czynników, jednak jest ich baaaardzo mało. Ryzykujmy więc odrobiną wstydu i pochwalmy się komuś, że chcemy wrócić do nauki. Tylko nie przyjaciółce, która wszystko wybaczy, pokiwa współczująco głową, gdy znowu olejemy temat tłumacząc się brakiem czasu i poklepie przyjaźnie po ramieniu mówiąc „jutro będzie lepiej”. Powiedzcie o tym komuś, kto Was faktycznie rozliczy z niewykonanego zadania. Jak już wcześniej wspomnieliśmy, niech ono będzie malutkie 😉

 

 

 
LESSONS:

 

– zacznij od samych podstaw – łatwiej będzie przyspieszyć lub przeskoczyć znany już materiał, niż potem ZNOWU łatać dziury, które powstały w naszym felernym systemie edukacyjnym. Poza tym solidna powtórka może tylko pomóc, na pewno nie zaszkodzi 😛
– wyznacz sobie mikroskopijny cel, np. 10 min nauki przy pomocy aplikacji (łopatologiczniej się już chyba nie da :P), a następnie powiedz o tym zamierzeniu komuś, kogo szanujesz i kto nie wybaczy Ci łatwo wpadki. 

Jak walczyć z lękiem przed mówieniem krok po proku

Jest bardzo niewielu ludzi, którzy czują się naturalnie będąc w centrum uwagi, zarówno w języku ojczystym, jak i obcym. Jak stopniowo przełamywać swój strach czy to przed mówieniem, czy też zabieraniem głosu będąc w większej grupie ludzi?

 

INTROWERTYK, EKSTRAWERTYK, AMBIWERTYK

 

Zgaduję, że pojęcie introwertyka – osoby cichej, zdystansowanej i raczej skrytej, oraz ekstrawertyka – duszy towarzystwa, która chętnie się udziela w towarzystwie, nie są Wan obce. Czy słyszeliście jednak o trzeciej kategorii? 
 

 

Jeśli więc zdarza się Wam:
 
– czuć swobodnie wśród pewnych grup ludzi lub konkretnych środowiskach, a milknąć i spinać w innych,
i/lub 
– z jednej strony lubić ludzi i spędzać z nimi nieco czasu i ucinać pogawędki, ale potrzebować też czasu dla siebie, 
prawdopodobnie należycie do grupy ambiwertyków.

 

Okazuje się, że to poczucie komfortu w towarzystwie jest pewnego rodzaju spektrum, a na jego środku znajdujemy się właśnie my – ambiwertycy. Przedrostek ambi- oznacza dwoistość, ponieważ nie należymy do żadnej z dwóch skrajności, a łączymy w sobie cechy obu. Oznacza to, że w niektórych sytuacjach przejmiemy pałeczkę i gramy pierwsze skrzypce, a w innych wycofujemy się i pozwalamy komuś innemu przewodzić.

 

WŁAŚCIWI LUDZIE

 

Powiedzmy głośno coś, co jest oczywiste – zachowujemy się inaczej w zależności od tego w czyim jesteśmy towarzystwie. Nie wynika to z dwulicowości, a z tego, że inaczej na konkretne osoby reagujemy. W zależności od tego, czy spędzamy wieczór w towarzystwie nowo-poznanych znajomych swojej drugiej połówki, starej ciotki, która zadaje wszystkie niewłaściwe pytania czy przyjaciółki, z którą moglibyście przysłowiowo konie kraść, nasze samopoczucie, odpowiedzi i reakcje będą inne.

 

Moje pytanie więc brzmi: przy kim czujecie się na tyle swobodnie, żeby „wykorzystać” tą osobę to praktykowania sztuki konwersacji? Po polsku czy angielsku, nie ma znaczenia. Wszystko zależy od tego czy chcecie walczyć z nieśmiałością ogólnie czy krępujecie się mówić w języku obcym. Tu najczęściej wymieniamy przyjaciółki, dobrych znajomych, czasem rodzeństwo.

 

Kto jest poziom wyżej, tzn. kto sprawia, że czujemy się nieco bardziej spięci? Znajomi z roku, z którymi rzadziej spędzasz czas? Koledzy z innego działu w pracy? Nauczyciele, wykładowcy? I wreszcie, kto znajduje się na szczycie tej drabiny i sama myśl o rozmowie z tą osobą wydaje się przerażająca? Ma to ogromne znaczenie, ponieważ gdy uczymy się jazdy na łyżwach, nie zaczynamy przecież od wyskoków i szpagatów podczas jazdy. Jeśli więc chcemy stopniowo wypychać samych siebie poza konwersacyjną czy też językową strefę komfortu, na ile to możliwe, powinniśmy sobie stopniowo podnosić poziom trudności i ilość stresu towarzyszącego wypowiedziom.

 

WŁAŚCIWE OTOCZENIE

 

Sale szkoleniowe są dla mnie naturalnym środowiskiem. Ucząc angielskiego i szkoląc nauczycieli, w takich salach spędziłam około 1500 h, o zajęciach indywidualnych już nie wspominam. Jeśli jednak spróbowalibyście mnie wyciągnąć do klubu, mogłoby Was spotkać rozczarowanie. Choć uwielbiam tańczyk i raz od wielkiego dzwonu spędzam w ten sposób wieczór z koleżankami, bardzo głośna muzyka, dym i wstawieni faceci próbujący mnie poderwać po kilku głębszych nie są czymś, co nazwałabym czynnikami sprzyjającymi komunikacji i rozluźnieniu, przynajmniej nie dla mnie. Kameralne wyjścia w z trójką czy czwórką znajomych? Super, piszę się. 15 osób, z czego znam tylko jedną? Może lepiej zostań my w domu i obejrzyjmy jakiś film.

 

Reasumując, w jakiego typu środowisku czujemy się najswobodniej, a jakie nas stresują i, co za tym idzie, znacząco utrudniają zabieranie głosu? Trudno, żebyśmy eksperymentowali swoje zdolności konwersacji podczas rozmowy kwalifikacyjnej o pracę, na której nam zależy. Możemy natomiast się pokusić o namówienie najbliższych znajomych na mały towarzyski wypad z kimś, kogo słabo znamy. Oczywiście możliwości jest wiele i będą zależały od tego co konkretnie jest naszym celem (tu, rozwijanie umiejętności językowych czy walka z nieśmiałością ogólnie). Niemniej, zawsze warto brać pod uwagę w jakim otoczeniu będzie nam najłatwiej się przełamać i zabrać głos. 

Nauka angielskiego dla nieśmiałych #3

MUSCLE MEMORY, CZYLI PAMIĘĆ PROCEDURALNA 

 

Każdy, kto uczył się jakiejś czynności motorycznej, np. jazdy na łyżwach, skakania na skakance czy nawet jazdy samochodem, doświadczył w życiu działania pamięci proceduralnej. Jej zadaniem jest automatyzacja procesu do tego stopnia, że mięśnie wydają się same pracować bez naszej wiedzy czy intencji. Podczas jazdy na rolkach czy łyżwach, po pewnym czasie nie zastanawiamy się już „lewa, prawa, lewa prawa, pochylaj się do przodu, nogi ugięte w kolanach…”. Po pewnej dozie ćwiczeń (u mnie była ona spora :D), wykonujemy sekwencję naturalnie i bez zastanowienia. Gdy prowadzimy samochód i na przejście dla pieszych wchodzi przechodzień, nie musimy myśleć o hamowaniu, noga sama intuicyjnie ląduje na właściwym pedale. To jest właśnie pamięć proceduralna, inaczej nazywana pamięcią ruchową (którą ja poznałam z j. ang. jako „muscle memory”). 

Jak to się ma do nauki języka i walki z nieśmiałością? Otóż musicie przyzwyczaić CAŁE swoje ciało do konwersacji i wypowiadania się na głos. Powtarzanie słownictwa po cichu lub w myślach nie wystarczy. Do tego zalecam nagrywanie się co jakiś czas i po kilku miesiącach pracy odsłuchiwanie nagrań. Nikt nie lubi brzmienia własnego głosu i na początku czujemy się BARDZO niekomfortowo gadając w próżnię. Odtwarzanie jest jeszcze bardziej traumatyczne 😀 ale wierzę w metodę małych kroczków, a mówienie do siebie jest czymś pomiędzy milczeniem, a konwersacją z drugim człowiekiem. Bo niby jak chcecie znaleźć odwagę na rozmowę z Brytyjczykiem, skoro nie chcecie przełamać strachu rozmawiania ze sobą? 😉

 

POSTĘP PONAD PERFEKCJĘ

Jakie wyrażenie powinno zostać całkowicie wyeliminowane z naszego słownika, gdy się rozwijamy? „W porównaniu do osoby XYZ”. W rozmowach z innymi, gdy próbujemy zmierzyć gdzie znajdują się nasze umiejętności, przyjmujemy poziom kompana za punkt odniesienia, a z tego nie może wyniknąć nic pozytywnego. Gdy Twój rozmówca włada językiem o wiele lepiej, jesteś „debilem”. Gdy to TY odznaczasz się większą płynnością, stwierdzasz, że nie jest z Tobą jeszcze aż tak źle i to on jest słaby z angielskiego. 

 

Jest takie powiedzenie w języku angielskim
Comparison is the killer of joy.
W wolnym tłumaczeniu:
 
Porównywanie jest złodziejem radości.
I z przykrością stwierdzam, że ta tendencja porównywania się do innych dotyczy wszystkich dziedzin życia. Żyjemy w społeczeństwie i czasach, gdzie to facebook informuje nas o tym „jakie zajebiste życie mają inni”. I choć wszyscy wiemy, że to jedna wielka lipa, pic na wodę, fotomontaż, to wciąż dajemy się nabrać. Nie ważne, że tydzień temu widzieliście znajomą, która była zdołowana i nienawidziła swojej roboty, skoro dziś wrzuciła fotkę z ciepłych krajów (gdzie spędzi zaledwie tydzień, góra dwa, a rok ma ich 52, ale o tym zapominamy :P).

 

Na nasze nieszczęście, z nauką języka robimy to samo. Oceniamy się przyjmując cudzą skalę i to pod każdym względem: jak płynnie mówią, ile popełniają błędów gramatycznych, jak wyszukanym słownictwem szastają, itd. Spotkałam się też z kursantką, która oceniała jak dużo potrafiła zapamiętać z zajęć porównując się do koleżanki z grupy. Po pierwsze, nawet jeśli kolega obok zapamiętuje ciut szybciej, nie znaczy to, że Wy nie możecie tego zapamiętać. Po drugie, kursantka ta, raz za razem, odpływała myśląc a to o obiedzie,a  to o weekendzie, a jej koleżanka poświęcała temu, co mówiłam 100% swojej uwagi.

 

Reasumując, jedyna osoba, do której powinniśmy się porównywać, jest naszym lustrzanym odbiciem dnia wczorajszego. Nie musisz mówić po angielsku lepiej od kolegi z grupy. Nawet jeśli jest to zaledwie 1% lepiej od samego siebie sprzed tygodnia, idziesz w dobrą stronę 😉

Nauka angielskiego dla nieśmiałych #2

KONTEKST MA ZNACZENIE

 

Miałam w życiu ogromne szczęście do dobrych nauczycieli języka angielskiego. W gimnazjum Pani Aneta, choć cicha i niepozorna, była bardzo wymagająca i konkretna. Pani Basia (nota bene, moja wychowawczyni w liceum), ewidentnie lubiła swoją pracę. Typ człowieka z jejem, który potrafi podejść z humorem do swoich zajęć, ale również kładzie nacisk na praktyczny aspekt nauki. Pan Jurek, z którym niestety nigdy nie będzie mi już dane wymienić paru docinek, był chodzącym uosobieniem sarkazmu i czarnego humoru, ale bardzo go za to z bratem lubiliśmy – był moim korepetytorem przez 12 lat. Pamiętam jednak niektórych nauczycieli z innych przedmiotów (również na studiach), którzy bardzo skutecznie mnie do nich zniechęcili i sprawiali, że głos zamierał mi w gardle. Dziś, po paru latach budowania swojej samooceny i pewności siebie, na ich upokarzające komentarze odpowiedziałabym zupełnie inaczej. Mam jednak szczątkowe ilości przyzwoitość 😛 , żeby zachować ich nazwiska dla siebie.

 

Moja pointa – wiem jak bardzo jedna osoba potrafi wpłynąć na naszą zdolność do nauki i wysławiania się. Poznałam na własnym przykładzie jak bardzo człowiek może się jąkać podczas rozmowy z wykładowcą, gdy tamten na każdym kroku podkreśla swoją „wyższość”. Wyczulam więc wszystkich razem i każdego z osobna – jeśli tylko macie na to wpływ, bardzo uważajcie na to, kto Was uczy! Wiem, często nie mamy w tej kwestii nic do powiedzenia. W takich sytuacjach jednak niezmiernie ważna jest świadomość, że człowiek poniżający uczniów, nie powinien w ogóle pracować w szkole czy na uniwerku, a jego komentarze i opinie w żaden sposób nie określają Waszego intelektu czy wartości!

 

Spotkałam w życiu wielu bystrych kursantów, którzy cierpieli  powodu bariery językowej nie dlatego, że nie radzili sobie z językiem per se. Po prostu nie trafili dotychczas na lektora/nauczyciela, który pomógłby im ją przełamać. MEGA istotne jest, aby kursant/uczeń czuł się swobodnie na zajęciach i nie bał popełniania błędów. Jeśli ktoś ma utarte błędne nawyki czy schematy, jedynym sposobem na ich korektę, jest ich zidentyfikowanie. Do takich poprawek nie dojdzie, jeśli nie będziecie mówić, a nie będziecie mówić, jeśli będziecie się bać. Respekt jest wskazany, owszem. W przeciwnym razie nie zdyscyplinujecie się do pracy i zaczniecie odpuszczać zadania domowe wiedząc, że nie czekają Waz z tego tytułu z poważniejsze konsekwencje. Jest jednak ogromna różnica, między zastraszaniem kogoś, popisywaniem się i upokarzaniem, a pomocą i oczekiwaniami wynikającymi z tego, że Wasz nauczyciel w Was wierzy.

 

PARĘ SŁÓW O AFIRMACJACH (PODOBNO DZIAŁAJĄ :P)

 

Pamiętam jeden z wykładów Tony’ego Robbins’a, w którym opowiadał o afirmacjach. Z tematem spotkałam się wielokrotnie, za każdym razem jednak podchodziłam do sprawy z OGROMNYM dystansem. Nie widzę po prostu jak chodzenie w kółko po awanturze z bliską osobą i powtarzanie „I’m happy, I’m happy, I’m happy, I’m happy!”, ma mi pomóc poradzić sobie w gniewem. Wolę po prostu powiedzieć głośno, że mam ochotę komuś przyłożyć, proszę więc, żeby zostawić mnie na jakiś czas w spokoju i w celu pozbycia się nadmiaru adrenaliny – idę pobiegać 😛

 

Nie mogę jednak zaprzeczyć, że widzę pewne różnice w swoim samopoczuciu, gdy kontroluję się (lub nie) w tym, w jaki sposób prowadzę swój wewnętrzny monolog. Odkąd pamiętam zwykłam być dla siebie najsurowszym krytykiem. Gdy popełniałam najdrobniejszy błąd, wyzywałam się w duchu od idiotek. Kiedy czułam się zmęczona lub chora, zmuszałam się do pracy rzucając w myślach kilka epitetów dotyczących swojej „słabości”. Chcemy czy nie, tworzymy w swoich głowach swoiste środowisko, w którym tylko my „mieszkamy” i działa ono na bardzo podobnych zasadach, jak to zewnętrzne. Przebywając z jazgoczącymi zgredami, koniec końców, sami staniemy się zgorzkniali. Z drugiej jednak strony, humor wyraźnie nam się poprawi, gdy spotkamy na swojej drodze kogoś pozytywnego. Czy wierzę w afirmacje? Nie. Sądzę jednak, że każdy powinien uważać jak surowo traktuje samego siebie (lub, gdy sobie pofolgujemy, czy potrafimy się trzymać w ryzach). Stawianie sobie wysoko poprzeczki jest jak najbardziej wskazane i to pochwalam 😉 Jednak bycie swoim własnym tłamszącym tyranem nikomu jeszcze nie pomogło. 

 

Nauka angielskiego dla nieśmiałych

POCHODZENIE NIEŚMIAŁOŚCI Z NAUKOWEJ PERSPEKTYWY
Trudno jednoznacznie ustalić, skąd bierze się nieśmiałość. Wielu psychologów skłania się ku przekonaniu, że odpowiedzialne za nią jest wyłącznie wychowanie. Niektórzy jednak udowadniają, iż istnieje coś takiego jak gen nieśmiałości, co w połączeniu z zestresowanymi rodzicami daje w konsekwencji reakcje nadmiernej lękliwości dziecka w sytuacji ekspozycji społecznej.
Lidia Głowacka-Michejda, Cała prawda o nauce języka angielskiego 
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak wpływają na ludzki charakter takie czynniki, jak wychowanie, geny, a jaka część zależy od nas samych? Kilkakrotnie spotkałam się z badaniami, według których ok. 40 % naszej osobowości stanowi genetyka. Pewnie zauważacie to na własnym przykładzie. W rodzinie ukierunkowanej na intelekt rzadziej się spotka sportowca i vice versa. Osobiście wiem, że brak cierpliwości i ognisty temperament (delikatnie ujmując) zawdzięczam w znacznej mierze właśnie takiej „spuściźnie” (dzięki, tato, super prezent :P). Ile więc z całej reszty stanowi wychowanie? Pewnie większość z Was bardziej zasmuci, aniżeli ucieszy fakt, że wkład rodzicielski, to nawet 50% osobowości. Niektórzy uważają, że więcej, a my sami mamy guzik do powiedzenia i jesteśmy jedynie sumą tych dwóch składowych. Stąd mamy dwie drogi. Pierwsza, to uznać, że skoro urodziliśmy się nieśmiałkami i statystyki są przeciw nam, to nie ma sensu walczyć z „przeznaczeniem”. Nie podoba mi się to 😛

 

WIEM SWOJE

 

Osobiście wolę bramkę numer dwa, w której skrzętnie pracuję nad swoją filozofią „nieśmiałość jest oznaką kompleksów, a kompleksy mamy wszyscy, nawet jeśli nie wszyscy o nich mówimy” 😀 Niechęć przed rozmową z drugim człowiekiem zwykle wynika z obawy przed ośmieszeniem, a tego boi się każdy. Choć niektórzy potrafią okłamywać środowisko, a nawet samych siebie, że jest inaczej. Jesteśmy zwierzętami stadnymi, potrzebujemy innych ludzi, żeby funkcjonować i się rozwijać.

 

W latach 40-stych przeprowadzono eksperyment. Amerykanie postanowili sprawdzić jaka byłaby reakcja noworodków, gdyby zaspokoić ich wszystkie podstawowe fizjologiczne potrzeby bez okazywania im jakichkolwiek uczuć. Dwadzieścioro dzieci otrzymywało żywność, było kąpane, przewijane i przetrzymywane w sterylnych warunkach, ażeby uniknąć infekcji. W wyniku eksperymentu połowa dzieci zmarła i przerwano go po 4 miesiącach. Potrzebujemy, i to fizycznie, akceptacji i miłości drugiego człowieka, ażeby przeżyć. Nic więc dziwnego, że panicznie boimy się odrzucenia. I to wszyscy. U ludzi nieśmiałych ten lęk jest po prostu wzmożony, co za tym idzie bardziej widoczny dla osób trzecich. Ten jeden raz pokuszę się o pompatyczne stwierdzenie: jeśli więc boisz się oceny innych, to nie dlatego, że jesteś tchórzem, tylko dlatego, że jesteś normalnym, zdrowo myślącym człowiekiem. Powtórzę więc: każdy się boi, nie każdy się do tego przyznaje.

 

3 X P

 

Czyli z angielskiego „Pain and Pleasure Principle” – zasada bólu i przyjemności.
Według Wikipedii
Zasada przyjemności, to zasada, którą kieruje się nieświadoma część osobowości – id. Gdy dochodzi do stanów napięcia i wzrasta poziom stymulacji, id usiłuje przywrócić organizmowi niski poziom energii – uniknąć przykrości i uzyskać przyjemność. 
 
A tak na ludzki język przekładając, to wolimy wybrać ciepłe kapcie, piżamy anty-gwałty (dziewczyny, żadna mi nie wmówi, że takich nie posiadacie :P) i pizzę, które dostarczą nam przyjemność, aniżeli spotkanie towarzyskie na imprezie, na której praktycznie nikogo nie znamy, gdzie będziemy w cholerę zestresowani i wrócimy do domu wkurzeni na siebie, że straciliśmy tylko czas w kącie zbierając się na odwagę (lub nie), żeby do kogoś zagadać. Wszystko, co robimy w życiu jest podyktowane tymi dwoma odczuciami: uciekamy od złego i dążymy do przyjemnego. Kruczek tkwi w tym, żeby zminimalizować przykrość i zwiększyć pozytywne odczucia związane z nawiązywaniem nowych znajomości. I nad tym, między innymi, będziemy pracować 😉