13 błędów, które popełniłam w swojej edukacji

 

 

 

1. ZAKŁADAŁAM, ŻE ISTNIEJE „NORMALNE TEMPO NAUKI” (A JA NIE NADĄŻAM)

Nie brałam jednak pod uwagę perspektywy długoterminowej. Sądziłam, że skoro w skali semestru jestem w stanie opanować mniej, niż koleżanka czy kolega, to znaczy, że jestem słabsza. A co, jeśli byłam w stanie opanować tyle samo, co oni, ale w skali 3 lat? Albo 5? Tempo zapamiętywania jest zależne od wielu czynników i nie determinuje naszych ogólnych zdolności czy potencjału. Odzwierciedla jedynie to, co jesteśmy w stanie zrobić w danym momencie, nie ogólnie w danym przedmiocie czy życiu. Z perspektywy wieloletniej kariery, to, czy uczymy się w danym roku 10% szybciej czy wolniej, niż inni, nie ma najmniejszego znaczenia.

 

 

 

 

2. (NICZYM TEMPA DZIDA) BEZMYŚLNIE CZYTAŁAM TO SAMO

Aktywowałam więc wewnętrznego lektora (nasz własny głos, który słyszymy, gdy czytamy), a nie procesy poznawcze (uczenie się i zapamiętywanie). Wmawiałam sobie, że jeśli przeczytam coś X razy, to „spełnię normę” i przynajmniej nie będę mogła sobie zarzucić, że się nie starałam. Bezmyślne czytanie nie jest niczym innym, jak stratą czasu, ponieważ w żaden sposób nie przyczynia się do aktywnej nauki.

 

 

 

3. NIE SPRAWDZAŁAM SWOICH WIADOMOŚCI PRZED SPRAWDZIANAMI

Głównie przez niewiedzę, że powinnam była to robić, a potem z lęku, że wyszłyby przy tym braki i ewentualne nieprzygotowanie. Skąd więc mogłam określić czarno na białym co mi nie szło? Nie zadawałam sobie pytań i nie odpowiadałam na nie. Nie tworzyłam mini powtórek czy testów i nie wyłapywałam luk w wiedzy. Zapis takich sprawdzających pytań na marginesie książki czy samoprzylepnej karteczce zajmuje mało czasu, a za to utrwala materiał i sprawdza naszą wiedzę, gdy już skończymy pierwszy etap nauki.

 

 

 

4. MYLIŁAM POWTÓRNE CZYTANIE Z AKTYWNYM ODTWARZANIEM

Nawet wtedy, gdy czytałam ze zrozumieniem, nie mogło się to równać z odtwarzaniem wiedzy bez jakichkolwiek pomocy. W języku angielskim nazywamy to „active recall” i wielokrotnie lepiej wzmacnia ścieżki neuronowe w mózgu. Bo w końcu jaki jest lepszy sposób na sprawdzenie czy faktycznie coś pamiętamy, aniżeli powtórzenie definicji, wzoru, słówka czy zastosowania czasu z zamkniętym zeszytem?

 

 

 

5. NIE UCZYŁAM SIĘ POD KĄTEM TYPU ZADAŃ NA SPRAWDZIANACH

Informacja zostanie przez Twój mózg odtworzona dokładnie w taki sposób, w jaki została przyswojona. Wykuta na blachę notatka zostanie więc przez nas wyrecytowana, a związki frazeologiczne mogą sprawiać nam trudność w użyciu w wypowiedziach, gdy uczyliśmy się ich jedynie przez tłumaczenie. Inaczej więc powinniśmy się przygotowywać do testu wielokrotnego wyboru, a zupełnie inaczej do napisania eseju.

 

 

 

6. NIE POWTARZAŁAM MATERIAŁU

I z tym walczę po dzień dzisiejszy, choć z biegiem lat i dużą ilością praktyki, jest lepiej. Uczyłam się materiału raz, a potem go powtarzałam przed sprawdzianem. To nie mogło się sprawdzić. 😛 Ażeby informacja trafiła do pamięci długoterminowej, w zdecydowanej większości przypadków, wymaga ona od nas wielokrotnego powtórzenia. W przeciwnym razie zostanie sklasyfikowana przez umysł jako coś nieistotnego, a następnie wyeliminowana. I bardzo nad tym faktem ubolewam, ponieważ jestem pazerna i chciałabym móc od razu nauczyć się czegoś nowego (przecież skoro już raz to przeczytałam, to nagle zrobiło się to taaaakie nudne ;p). A tu się nie da, mózg płata figle i treść, którą znaliśmy wczoraj, dziś może być tylko mglistym wspomnieniem.

 

 

 

7. WIEDZA SŁUŻYŁA MI DO ZALICZEŃ, NIE ROZWINIĘCIA UMYSŁU

Czyli uczyłam się mając z tyłu głowy, że z tej wiedzy korzystać nie będę poza sprawdzianem. W naszym systemie edukacyjnym nie ma miejsca na wyjaśnienie uczniom w jaki sposób ta wiedza może im się przydać w przyszłości, a jeśli nie uważamy czegoś za użyteczne – do kosza.

 

 

 

8. ZA PÓŹNO OPANOWAŁAM TECHNIKI EFEKTYWNEJ NAUKI…

Mnemotechniki, mapy myśli, pamięć przestrzenna, pamięć zależna od kontekstu, Zadkładkowa Metoda Zapamiętywania, myślenie wizualne… Życie byłoby wtedy o tyle prostsze.

 

 

 

9. …I OKREŚLIŁAM SWÓJ PREFEROWANY STYL UCZENIA SIĘ

Moja koleżanka zadawała samej sobie pytania na temat historii, druga przepisywała wszystkie notatki, trzeciej wystarczyło przeczytanie zeszytu, a mój brat, z kolei, powtarzał głośno chodząc po mieszkaniu. Dużo czasu zmarnowałam, nim zrozumiałam, że jestem typowym wzrokowcem, który potrzebuje kolorów, przestrzeni i humoru, żeby coś przyswoić. Jedni potrzebują motoryki, inni uczą się słuchając wykładów, a wszyscy pozostali pamiętają obrazy. Nikt mi wcześniej jednak nie powiedział, że różne mózgi mają różne preferowane kanały informacji i to nie znaczy, że jestem głupsza, po prostu potrzebuje innych metod.

 

 

 

10. NIE ZOSTAWIAŁAM OKRUSZKÓW SWOJEMU MÓZGOWI

Czyli wczoraj pamiętałam, jutro zapomnę. I nie chodzi tu o materiał „łopatologicznego” sortu, takiego jak tłumaczenie. Mowa tu o ćwiczeniach wymagających zrozumienia i logicznego rozumowania. W poniedziałek mogłam rozwalać system i rozwiązywać konkretny typ zadań z matmy, a w czwartek już sprawiał mi on problem, ponieważ nie pamiętałam skąd brały się konkretne liczby. Nie wstawiałam strzałek czy symboli, które pozwoliłyby mi później odtworzyć tok rozumowania niezbędny do rozwiązania danego zadania. Rozpisane, nawet bardzo szczegółowo, zdanie, może nie być wystarczające do powielenia schematu. Czasem mózg potrzebuje dodatkowych okruszków.

 

 

 

11. POWTARZAŁAM BŁĘDY SWOICH NAUCZYCIELI…

Jeśli wiedziałam, że trafiłam na kompetentnego nauczyciela, takie problemy się nie zdarzały. Nikt jednak nie uczył się TYLKO od świetnych nauczycieli, wręcz przeciwnie, tendencja jest raczej odwrotne. Jeśli więc ufałam korepetytorowi, a on mi kazał samodzielnie ćwiczyć zestawy do ustnej matury, żeby móc wyrobić właściwe nawyki – byłam na dobrej drodze. Jeżeli jednak wiedziałam, że ktoś nie był czempionem edukacji, a kazał mi coś wyryć na blachę, należało użyć własnej głowy i poszukać lepszego sposobu (np. fiszek, zabawnych historyjek czy mnemotechnik).

 

 

 

12. …I WIERZYŁAM W ICH OSĄDY, GDY WE MNIE WĄTPILI

A było takich więcej, niż jestem w stanie zliczyć.

Cudza percepcja nas samych, to tylko opinia drugiego człowieka. Nie Sąd Boży, nie wyrok i nie cholerna wyrocznia, która na stówę ma rację. To tylko omylny umysł oceniający możliwości drugiego umysłu. Nic więcej.

W bonusie należy dodać, że większość nauczycieli ma tzw. fixed mindset, czyli mentalność zafiksowaną (stałą), według której nasz talent i nasze możliwości intelektualne są z góry ustalone przez geny i nic nie możemy z tym zrobić. Jest to tok rozumowania, w którym beztalencie historyczne pozostanie takim przez resztę życia. Zabawne, bo coś, czego nie potrafiłam osiągnąć w liceum, dziś, przy znajomości właściwych technik, nie sprawiłoby trudności.

 

 

 

13. NIE ODDZIELAŁAM AWERSJI DO NAUCZYCIELA OD AWERSJI DO PRZEDMIOTU

Trafiłam w życiu na wielu bardzo dobrych nauczycieli języka angielskiego, było też kilku z innych przedmiotów, którzy w ogromnym stopniu przyczynili się do mojego rozwoju. <3  Byli jednak też tacy, którzy, „zdołali” mnie zniechęcić swoim zachowaniem do danej dziedziny na całe lata, jeśli nie całe życie. Dziś włożyłabym więcej wysiłku w zidentyfikowanie co konkretnie było przyczyną problemu. Wbrew pozorom, niektóre przedmioty okazują się czasem użyteczne nie tylko w szkole, ale też w późniejszym życiu. Szkoda to zaprzepaścić tylko dlatego, że nauczycielka ma problemy z opanowaniem złości i odreagowuje na uczniach. 😛

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nauka słówek – jak tworzyć śmieszne skojarzenia, by bezboleśnie zapamiętywać

 

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=sC8EJmADD5M&feature=youtu.be

 

GDY ANIA MIAŁA 13 LAT

– Nauczyłaś się już na jutrzejszy sprawdzian z historii?
– Tak, wszystko już przeczytałam.
– Przeczytałaś?! I ty się tak przygotowujesz?! To pewnie słabo te sprawdziany piszesz…

I choć w tamtym okresie z historii dostawała czwórki i piątki, głupia Ania wbiła sobie do głowy, że nie umiała się uczyć, a przeczytanie materiału było niedostatecznie dobre, aby go zapamiętać. I tak trwała w tym przekonaniu lat kilka.

 

 

GDY ANIA MIAŁA 18 LAT

– No, siedzę i się uczę…! – koleżanka wydawała się kompletnie nie ogarniać pytania.
– Ale jak to się uczysz? Co konkretnie robisz? Czytasz po cichu? Na głos? Kujesz osobno daty?
– Najpierw wszystko czytam, a potem sama opowiadam tą historię.
– I tak po samym przeczytaniu wszystko pamiętasz…? :O
– No, przecież jak coś przeczytasz, to pamiętasz co czytałaś, nie?!

Teraz już nie.

 

 

 

MĄDRE DZIECKO, GŁUPIE DZIECKO

 

Czyli jakimi nas widzi świat, tacy jesteśmy. Jeśli nauczyciel w podstawówce stwierdza, że jesteśmy z czegoś słabi, to w jaki sposób to wpływa na naszą samoocenę?

Dzieci BARDZO łatwo ulegają sugestii, a opinia dorosłych staje się ich własną. Im więcej razy (w szczególności od ważnej dla nas osoby) usłyszymy, że do czegoś się nie nadajemy, to głębiej się to wgryzie w nasze poczucie tożsamości. Podobnie ma się sytuacja z nauką i każde z nas musi samo odpowiedzieć sobie na to pytanie:

czy oceniam swój intelekt przez własny pryzmat czy ten, który został mi narzucony lata wcześniej?

Jak zacząć kwestionować takie negatywne przekonania? Prosto. Wystarczy opisać najwredniejszego i najsympatyczniejszego nauczyciela z czasów szkolnych. O dziwo, takie rzeczy pamiętamy bardzo szczegółowo. Albo najbardziej udaną imprezę w życiu. Pierwszy pocałunek. Sytuacje, w której byliśmy przerażeni. Stłuczkę samochodową. Dźwięki ulubionej piosenki. Kolor okładki ulubionej książki.

Nie jesteśmy głupi. Jeśli czegoś nie pamiętamy, to tylko dlatego, że nie stosowaliśmy spersonalizowanych technik najbardziej przyjaznych dla naszego mózgu.

Uczyliśmy się w sposób linearny, nudny, łopatologiczny, suchy, mało praktyczny. Czyli nieefektywny, ponieważ prawie 70% społeczeństwa najlepiej przyswaja wiedzę wzrokowo. A wzrokowo to znaczy jak?

 

 

EBOOK – WORKBOOK
PREMIERA 10.06.19 R.

ZAPISY NA LISTĘ OSÓB ZAINTERESOWANYCH 

 

 

POPRZEKLINAJ SOBIE I POBRECHTAJ

 

Mnemotechniki (nazywane również mnemonikami, od angielskiego mnemonics) to techniki zapamiętywania nowych informacji przez jaskrawe, skrajne, żywe i wywołujące emocje skojarzenia (bo, nie wiedzieć czemu, mózg zapamiętuje głównie to, co śmieszne, absurdalne, sentymentalne, wulgarne lub zboczone… 😛 ). Wspominałam już o nich TUTAJ.

Nowe informacje zagoszczą więc na stałe w mózgu, jeśli

1) będę działać nam na wyobraźnię,

2) zostaną przyłączone do tego, co już wiemy.

I wszystko pięknie wygląda w teorii, tylko jakoś praktyka tworzenia tych mnemotechnik nam nie wychodzi, a im jesteśmy starsi, tym trudniej (dlatego, że dłużej wyrabialiśmy sobie nawyki nieskutecznej nauki). Im bardziej przywykliśmy do bezmyślnego powtarzania słówek na głos, tym większy stawiamy opór przed stosowaniem skojarzeń.Przez to właśnie słyszę na porządku dziennym, że „Pani jest łatwiej„, „nie wychodzą mi te skojarzenia”, „no, nic mi nie przychodzi do głowy” i „Ty masz do tego lepszą głowę”.

Otóż… g**no prawda, wysoki sądzie! 😛 Nie mam ani większego talentu, ani lepszej głowy do głupich skojarzeń, ponieważ zaczynają też miałam takie trudności. Jedyne co mam, to WIĘCEJ PRAKTYKI. 😉

 

Postanowiłam więc podsunąć Wam kilka ćwiczeń, które pomogą wyrobić umiejętność tworzenia zabawnych asocjacji i historyjek. 🙂

 

 

Ania 😉

 

 

 

  1. Szukamy słów, które wyglądają podobnie. Jeżeli dopiero zaczynamy swoją przygodę z nauką angielskiego, skojarzeń będziemy szukać w języku polskim. Jeśli jednak jesteśmy już na nieco wyższym poziomie zaawansowania, możemy mieszać oba języki.

Np. KNOT   /not/ – węzeł

Jak go sKNOcisz, to lina się rozwiąże. 😉

 

 

 

 

2. Skojarzenia możemy tworzyć w oparciu o zapis lub wymowę. Gdy powtórzymy mnemotechnikę kilka razy, dla naszego mózgu nie będzie miało to mniejszego znaczenia. Tak czy siak, powinniśmy się uczyć zarówno jednego, jak i drugiego, więc to od czego zaczniemy, nie ma większego znaczenia. Haczyk to haczyk. 😉

 

Np. RIBBON  /ryben/   –  kokarda

Ryben? Rybny? 😀  Rybna kokardka? Kokardka na rybie? 😀

              +             

 

 

 

Stwórz własne skojarzenie. 🙂 Znajdź w języku polskim słówko, które będzie Twoim haczykiem do następującego słówka. 😉

 

 

Np. RAILING   /rejling/   –  balustrada, poręcz  (np. przy schodach)

Np. Jakie słowo w polskim zaczyna się od „rej…” ???

… 🙂  Nie przewijaj do dołu, zanim nie stworzysz własnego skojarzenia! 😛 🙂

 

 

 

 

… 🙂

 

 

 

 

… 🙂

 

 

 

 

… 🙂

 

Dla mnie jest to REJs  statkiem. 😉 Mogę też wykorzystać drugą część nowego słówka, w tym przypadku jest to „ling”. LING to dla mnie skojarzenie od LINGWISTYKI lub LINGWISTY, czyli człowieka, który zajmuje się językiem. 😉

 

Wyobrażam więc sobie, że na wakacje popłynę w rejs statkiem, na którym będę uczyła się języków obcych. 😀 A statek, jak to statek, musi mieć barierki i balustrady. 😉

 

 

 

 

MATURA PISEMNA Z ANGIELSKIEGO – KURS VIDEO ONLINE

JEST! „My baby”, przy którym spędziłam wiele, wiele nocy. 🙂  Ale wiecie co? Warto było! 🙂 Jestem zadowolona z efektu końcowego, a kurs dał mi możliwość wykorzystania moich kreatywnych ciągot. 😉 Dzięki temu mogłam wykorzystać w praktyce swoją wiedzę jako językowiec i trener efektywnej nauki, ale też pobawiłam się w twórcę filmowego, fotografa, a nawet modelkę. ;p Choć, szczerze mówiąc, wolę chyba pisać książki i podręczniki, niż oglądać się na ekranie. ;P

Pomysł na ten kurs zrodził się kilka miesięcy temu, jak zwykle, podczas biegania. 😉 Na początku kompletnie nie wiedziałam jak ugryźć temat. Wreszcie uznałam, że jedynym logicznym rozwiązaniem jest dostarczyć maturzystom coś, co poprowadzi ich za rękę przez najtrudniejsze zagadnienia: połączenie podręcznika dla wzrokowców z filmem video, w którym zdradzę swoje najmroczniejsze sekrety z zakresu efektywnej nauki. ;p

Nadal niezmiennie wierzę w indywidualne lekcje i niepodzielną uwagę lektora, który wyłapie błędy typowe dla nas. Jednak nie wszyscy mają sposobność uczęszczania na korepetycje, czy to ze względu na brak korepetytora w małej miejscowości, czy też koszty zajęć. I to właśnie z myślą o tych młodych ludziach zaprojektowałam ten kurs online.

 

 

Żeby oebjrzeć darmowy fragment i/lub kupić kurs, kliknij poniższą miniaturkę. 😉

 

 

 

 

Jak regularnie i bezboleśnie uczyć się angielskiego – Matura 2018

CO WIEMY O NAWYKACH

 

Nawyk jest podobno jak druga natura człowieka, a sama jego definicja sugeruje wykonywanie jakiejś czynności automatycznie i bez zastanowienia. Wszyscy znamy podstawy założenia, które zostały po raz pierwszy opisane przez Pawłowa. Jeżeli wielokrotnie połączymy dzwonek z jedzeniem, po jakimś czasie charakterystyczny dźwięk będzie sygnalizował w głowie psa czas na jedzenia (a zwierzak będzie się ślinić niezależnie od tego czy dostanie pożywienie).

 

Są to fundamenty formowania nawyków oraz powszechnie znanej zasady marchewki i kija. Jeżeli chcemy sobie jakiś pozytywny nawyk, powinniśmy
a) nagrodzić się za dobrze wykonaną pracę
b) ukarać się za jej niewykonanie 
c) połączyć oba scenariusze 😉

 

Wszyscy jednak doskonale wiemy, że zarówno formowanie nowych nawyków (m.in. regularnej nauki), jak ich eliminowanie (np. zostawianie zadania domowego na ostatnią chwilę) jest najnormalniej w świecie TRUDNE 😛

 

I choć uważam, że praktykowanie powyższych zasad znacząco może poprawić nasze rezultaty (i dlatego też w przyszłości do nich wrócimy), na razie skupmy się na łatwiejszej drodze 😉 Krótszej 😉

 

 

 
O KROK DALEJ

 

Jak dobrze znacie trasę do szkoły czy pracy, którą poruszacie się codziennie? A o ile trudniej byłoby Wam dotrzeć do całkowicie obcego lokalu znajdującego się w ruchliwym centrum nieznanego miasta? Dużo 😛

 

A o ile łatwiej byłoby Wam gdybyście w drugim przypadku w drodze do celu przyłączyli się do kogoś, kto akurat szedłby w to samo miejsce? 🙂

 

Takim przewodnikiem dla nowego nawyku może stać się stary nawyk. Technikę tą nazywamy „studying triggers”, z języka angielskiego TRIGGER, czyli „spust” w broni palnej lub „wyzwalacz”, tj. coś co wyzwoli jakąś reakcję (u nas akurat bezbolesną i szybką naukę 😉 ). Do najpowszechniejszych triggerów zaliczamy inne regularnie wykonywane czynności, miejsca i pory dnia.

 

Np. Dla mnie takim wyzwalaczem jest jazda samochodem (MIEJSCE), ponieważ wtedy zawsze słucham audiobooków. Podczas malowania się (CZYNNOŚĆ) i biegania wieczorami (CZYNNOŚĆ + CZAS) włączam ulubiony podcast na temat biznesu i przedsiębiorczości lub jakiś wywiad z jednym z ulubionych autorów.

 

A teraz jak to ugryźć: zastanówcie się jakie miejsca codziennie odwiedzanie i jakie czynności każdego dnia wykonujecie (oraz kiedy). Powtarzanie słówek w autobusie jest czymś oczywistym, ale np. przyklejenie karteczek do lustra w łazience, by móc je powtarzać przy myciu zębów – już niekoniecznie 🙂

 

Do moich ulubionych przykładów należą m.in.:

 

1) Położenie zbitka fiszek obok płatków śniadaniowych (albo nawet obok mleka w lodówce) i powtarzanie przy śniadaniu,
2) Przyklejenie karteczek do szafki nad zlewem i czytanie ich przy zmywaniu naczyń,
3) Zawieszenie kartki/małej tablicy przy drzwiach i czytanie jednego słówka przy okazji wyjścia.
4) Mini-fiszki przylepione do obramowania ekranu laptopa/komputera (teoretycznie można wykorzystać sticky notes zainstalowane już w systemie, acz z doświadczenia wiem, że nie są tak skuteczne),
5) Powtarzanie słówek z fiszek ukrytych w kieszeni kurtki za każdym razem, gdy czekamy w kolejce w sklepie/na poczcie/itp.

 

VIDEO O STUDYING TRIGGERS

 

 

ZMIANA POCIĄGA ZA SOBĄ ZMIANĘ

 

Andreasen chciał wiedzieć, dlaczego ludzie odeszli od swoich wcześniejszych nawyków. A to, co odkrył, stało się filarem współczesnej teorii marketingu: nawyki zakupowe ludzi są bardziej podatne na zmianę, kiedy ludzie przechodzą ważne zmiany w życiu. Na przykład kiedy zawierają związek małżeński, są bardziej skłonni do zmiany rodzaju kupowanej kawy. Kiedy prowadzają się do nowego domu, są bardziej podatni na zakup nieznanych wcześniej płatków śniadaniowych. Gdy się rozwodzą, są spore szanse, że zmienią markę kupowanego piwa. Konsumenci przeżywający jakąś poważną zmianę w swoim życiu często nie zauważają albo o to nie dbają, że ich zwyczaje związane z zakupami ulegają transformacji.

 

Siła Nawyku, Charles Duhigg

 

Innymi słowy, wykorzystujemy drugie ekstremum do wyrobienia nowego nawyku. Nie chodzi więc o przyłączenie nowego do starego, a utworzenie „czystej karty” w umyśle, która ułatwi świeży start. Okazuje się, że ludzie przechodzący duże zmiany w życiu są bardziej podatni na inne modyfikacje. 

 

Co to oznacza dla nas?

 

Że jeżeli chcemy zacząć wreszcie się regularnie uczyć, powinniśmy przemeblować pokój (i najlepiej stworzyć kącik przeznaczony wyłącznie do pracy – ułatwi to później mózgowi koncentrację).

 

Jeśli chcemy zamienić słuchanie muzyki w drodze do szkoły na angielskie podcasty, możemy zmienić drogę do szkoły. Nie krzyczcie. 😉 Domyślam się, że musielibyście pójść na około i stracić dodatkowo czas 🙂 Więc… przejdźcie na drugą stronę ulicy 🙂 Może brzmi absurdalnie, ale nawet tak niewielka zmiana wprowadza nową perspektywę i eliminuje stary „wyzwalacz”.

 

Śpiochy (jak ja) mogą się zastanowić nad nowym agresywnym budzikiem, 😉 a ci chcący połączyć fiszki z posiłkiem, mogą zacząć go jadać w zupełnie innej części domu albo chociaż pokoju.

 

Zmiana pociąga za sobą inną zmianę 🙂

 

VIDEO JAK WYROBIĆ NOWY NAWYK

 

Jak opanować czasy w angielskim i ich naturalnie używać :) Matura z angielskiego

W CZYM PROBLEM?

 

Po rozpoczęciu pracy nad kursem przygotowującym do matury podstawowej z angielskiego, postanowiłam zapytać głównych zainteresowanych czego w ich odczuciu brakuje dostępnym materiałom. Odpowiedź, która pojawiała się najczęściej, nikogo nie  szokuje – nie wiemy w jaki sposób uczyć się czasów tak, aby później móc ich w naturalny sposób używać. W języku polskim mamy jeden przeszły, jeden przyszły i jeden teraźniejszy, po co więc sobie komplikować życie jakimś „simplami” i „kontiniusami”? To, że my też mamy np. tryb dokonany i niedokonany jakoś nam umyka, ale mniejsza o to 😉 😀

 

Formalnie to tak naprawdę lingwiści uznają istnienie 2 czasów (teraźniejszego i przeszłego), ale nie o to nam dziś chodzi 😉 . Ogólnie przyjmuje się, że w użyciu mamy 12 struktur gramatycznych, które potocznie nazywamy czasami (choć liczba ta zależy często od źródła). I bądź tu człowieku mądry, bo skąd, u diabła, mamy wiedzieć kiedy którego użyć? 

 

 

CO SIĘ ZOBACZYŁO, TO SIĘ NIE ODZOBACZY

 

Szacuje się, że 65-70% ludzi to wzrokowcy (visual learners). Reszta z nas również uczy się przy pomocy zmysłu wzroku, nie jest on jednak wtedy dominantą, a jedynie „uzupełnieniem” kinestetyki czy słuchania.

 

I nie trudno temu dowieść, bo przecież gdy w rozmowie ktoś użyje słowa „NIEBIESKI”, to na monitorze naszego umysłu wyświetli się morze, woda, niebo albo sam kolor, a nie napis.

 

Pointa jest bardzo prosta: myślimy obrazami, nie słowami. Już jako dzieci tak się uczyliśmy. Mama pokazywała na mebel i mówiła „stół”, a my kojarzyliśmy z tym dźwiękiem obraz. Litery przyszły dopiero później.

 

Spytacie więc: skoro od paru ładnych lat używamy na porządku dziennym słowa „wzrokowiec”, to dlaczego wszyscy każą mi uzupełniać luki czasownikami w konkretnej formie według prostego wzoru?

 

Moja odpowiedź: nie wiem. 😛 

 

 

DAWNO, DAWNO TEMU, NA PODŁODZE WYNAJĘTEGO POKOJU…

 

…siedziała sobie załamana Ania i praktykowała mentalne samobiczowanie z tytułu własnej głupoty. Nie potrafiła wydłużyć doby, ani też zwiększyć swojego poziomu IQ. Jedyne, co jej pozostało, to zmienić technikę uczenia się, bo alternatywą było zawalenie wszystkich egzaminów. I tak to roztrzepane dziewczę odkryło mapy myśli pana Tonyego Buzana i uratowała swój studencki tyłek.

 

W jaki sposób połączyłam naukę czasów w języku angielskim z mapami myśli, do dziś nie wiem. Nie potrafię też sobie przypomnieć jak uczyłam się tych struktur wcześniej (choć zauważyłam, że to akurat jest czymś naturalnym dla językowców – często nie pamiętamy własnych początków czy przejścia przez poziom średnio-zaawansowany). Mam jednak przed oczami żywy obraz siebie siedzącej na tym paskudnym dywanie i rozrysowującej zastosowania czasów przeszłych.

 

Na czym więc rzecz polega:

 

Mapy myśli wykorzystują naturalne predyspozycje ludzkiego umysłu, ażeby móc szybciej zapamiętać nowe informacje. Najlepiej zapamiętujemy to:
– co sami zrobiliśmy (wskazane jest własnoręczne rysowanie, a potem odtwarzanie),
– co zobaczyliśmy (stąd rysunki i kolory oraz drukowane litery, które pożerają mniej mentalnej energii przy odczytywaniu),
– gdzie coś zobaczyliśmy (mapy myśli są ustawiane dokładnie tak, jak mamy oczy, czyli poziomo ;p a rysunki lokowane wokół kartki zgodnie z ruchem wskazówek zegara).

 

Dla wzrokowców ;p  krótkie video, darmowy fragment mojego mini szkolenia, demonstrujący jak działają mapy myśli w przełożeniu na naukę angielskiego 🙂

 

 

——————————–> KLIKNIJ NA ZDJĘCIE, A NASTĘPNIE „ZOBACZ DARMOWY FRAGMENT”, ŻEBY OBEJRZEĆ VIDEO 😉

 

W ogólnym rozrachunku nie pamiętamy już listy myślników, a realne sytuacje, w których dany czas może zostać wykorzystany. Z czasem gdy nasza osobista baza danych powiększy się o kolejne mapy myśli, zaczniemy kojarzyć zastosowania z konkretnymi kartkami (najlepiej w konkretnych kolorach), a co za tym idzie – z konkretnymi czasami.

 

Z praktyką i odrobiną wysiłku stworzymy sieć, która po zautomatyzowaniu (czytaj: ĆWICZENIOM I POWTARZANIU ;P) będzie równoznaczna z naturalnym używaniem różnych czasów 🙂 

 

Czy metoda ta nauczy Was płynnego mówienia w jeden dzień? Nie 😛 😛 😛 Czy jest efektywna? Na kilkaset osób, z którymi miałam przyjemność pracować, prawdopodobnie  2-3 były całkiem nieczułe na jej działanie. Pozostali, przy w miarę regularnej pracy, dochodzili do naturalnej komunikacji z wykorzystaniem różnych struktur 😉

Jak wybrać podręcznik do nauki angielskiego

Nie uważam „dobierz go do swojego poziomu językowego” za wskazówkę, ponieważ wydaje mi się to oczywiste 😀 Jeśli jednak planujemy samodzielną naukę, najprostszym sposobem na zidentyfikowanie swojego poziomu jest rozwiązanie w sieci tzw. „placement test”. Jest daleki od ideału, ale lepszej alternatywy na razie nikt nie wymyślił. Podręcznik powinien być wyzwaniem, ale osiągalnym. Jak to mawia moja koleżanka po fachu,
It should be challenging, but achievable.

 

 

DOSTOSUJ SIĘ DO SWOJEGO STYLU UCZENIA

 

To również można sprawdzić dzięki testom online, acz zdecydowana większość społeczeństwa (w granicach 70-paru %) to wzrokowcy. Jeżeli zapamiętujemy przede wszystkim pomoce wizualne, głupotą jest wybrać podręcznik składający się z samego tekstu i odwrotnie – typowemu słuchowcowi obrazki za dużo nie dadzą.

 

 

 

UNIKAJ DUŻYCH SEGMENTÓW

 

Długie lekcje bez możliwości „szatkowania” zwiększają szanse odkładania nauki na potem. I w drugą stronę, jeżeli podręcznik jest zaprojektowany w taki sposób, że prawie w każdym momencie możemy przerwać naukę, łatwiej będzie nam się za nią zabrać.

 

Dodatkowo, umysł ludzki jest tak skonstruowany (zwłaszcza u osoby dorosłej), że nasza zdolność do intensywnej koncentracji sięga zwykle kilkunastu do dwudzistu-paru minut. Materiał musi być więc prosty do podziału.

 

 

 

 

CZY STRUKTURA JEST ZBYT PRZEWIDYWALNA (LUB CHAOTYCZNA)

 

Ta część jest trudna do wyczucia, ponieważ szukamy równowagi między poczuciem stabilności i rytmu, a monotonią i nudą. Fajnie, gdy każda lekcja i rozdział są zakończone powtórką, da nam to możliwość utrwalenia materiału. Jeśli jednak każda lekcja wygląda identycznie i niczym nie zaskakuje kursanta, bardzo łatwo będzie się zniechęcić, ponieważ materiał nie będzie nas w żaden sposób ciekawił.

 

Sprawdzamy więc:
czy rozplanowanie stron jest przejrzyste, a zadania wyszczególnione,
czy są powtórzenia (przynajmniej jedno na końcu każdego UNITU),
czy autor nie przeskakuje od tematu do tematu i nie robi zbędnych wtrąceń – wpadło mi w ręce kilka podręczników, w których takie „bonusy” odnoszą się do kompletnie zbędnych struktur gramatycznych,
czy ma miejsce tzw. „drill”, tzn. czy dane zagadnienie przewija się więcej, niż raz (najlepiej kilka), abyśmy mogli poćwiczyć nową strukturę lub słownictwo.
 

 

 

CZY MUSISZ SIĘ BABRAĆ Z NIEKTÓRYMI ELEMENTAMI (NP. PŁYTĄ CD)

 

Dla niektórych jest to bzdura, dla innych bariera między lekcją, a każda dodatkowa ściana zmniejsza nasze szanse na regularną naukę. Warto sprawdzić w sieci opinie na temat danego produktu i upewnić się, że „odpalenie kursu” nie jest bardziej skomplikowane, niż to konieczne.

 

Ze swojego doświadczenia wiem, że jeżeli ktoś kazałby mi za każdym razem wkładać do laptopa płytę CD, która dodatkowo potrzebowałaby czasu na wczytanie,to taka pozorna bzdura urosłaby w mojej głowie do rozmiarów Godzilli.

 

Ikonka ma czekać gotowa na ekranie mojego komputera. Sprawa ma być tak bezbolesna, a system tak zaprojektowany, że ja jako kursantka powinnam się tylko pojawić gotowa do nauki.

 

 

 

SPRAWDŹ WYDAWNICTWO

 

Wydaje się oczywiste, ale nie dla wszystkich jest. W różnych podręcznikach widziałam bardzo ciekawe „kwiatki”, tj. takie błędy, że nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Naturalnie, we wszystkich materiałach mogą się zdarzyć literówki, jednak błędów merytorycznych być nie powinno, a na ich uniknięcie mamy największe szanse, gdy wybierzemy sprawdzone i rekomendowane źródło wiedzy.

 

Oczywiście fakt , że treść będzie sprawdzona, nie oznacza, że pozostałe aspekty podręcznika przypadną nam do gustu, ale to zupełnie inna historia. Sama korzystam od lat z tego samego elektronicznego słownika znanego wydawnictwa, a za ich podręcznikami średnio przepadam (więc ich nie używam). Ufam im jednak pod względem treści merytorycznej.

 

 

 

EMOCJE LUB PRAGMATYZM

 

Innymi słowy, czy książka uczy w ciekawy i/lub praktyczny sposób. Wielokrotnie o tym wspominałam, mózg zapamiętuje to, co interesujące i/lub użyteczne. Optymalnie powinnyśmy mu dostarczać i jednego i drugiego. Jeżeli spróbujemy przyswajać materiał przydatny, ale w suchej formie, zniechęcimy się do nudnego procesu. Z drugiej jednak strony, czy przeciętnemu Kowalskiemu potrzebna jest budowa komórki w języku angielskim (choćby nie wiem jak była pięknie przedstawiona)?

 

 

 

CZY SĄ MARGINESY

 

Niektórzy daliby mi pewnie za to po głowie, ale notorycznie piszę po wszystkich (swoich!) książkach. Podkreślam najistotniejsze myśli, a na marginesach parafrazuję, ponieważ informacja przetworzona zostanie ze mną na dłużej. Dlatego też ważne jest dla mnie, abym miała tą przestrzeń do zapisu. Nie jest niezbędna, w końcu od czego są karteczki samoprzylepne 😉 , jest to jednak użyteczny dodatek.

Jedna rzecz, która spowalnia Twoją naukę języka

– Ok, w takim razie do której kategorii należy to zdanie?
– Do pierwszej.
– A to?
– Też.
– To?
– Do drugiej.
– Super. To mamy już poukładane.

 

Moja nowa kursantka ewidentnie chce coś powiedzieć, choć widać, że ma opory.

 

– Hm…

 

– No, co tam? – mówię mając nadzieję, że moja mina ją zachęci. Nie jestem pewna jaki mam wyraz twarzy, bo od kilku dni jeden z moich zębów domaga się uwagi, a ja twardo usiłuję dotrwać do poniedziałku, by odwiedzić dentystę.

 

– Czuję się zażenowana, że mam braki w podstawach.

 

– Niepotrzebnie. Każdego nowego kursanta informuję na początku i Ty nie będziesz wyjątkiem – nie będę od Was wymagać niczego, czego sama Was nie nauczyłam. Wszyscy mają zaległości, WSZYSCY. I z wszystkimi zaczynam w tym samym miejscu, od podstaw, bez względu na poziom, bo u każdego znajdą się jakieś luki. Moim zadaniem jest je znaleźć i załatać, a nie oceniać za nie Ciebie. A nie oceniam za nie Ciebie dlatego, ponieważ nie wiem jak i dlaczego w ogóle powstały. Mogłaś, na przykład, mieć kijowych nauczycieli. A może nikt nie nauczył Cię JAK się uczyć i nie pokazał właściwych technik efektywnej nauki. System mamy felerny, niestety. Oczywiście mogło też być tak, że sama zaniedbałaś naukę, zdarza się, ale nie po to do mnie przyszłaś, żebyśmy szukały kto wcześniej zawinił. Mamy Cię skutecznie nauczyć angielskiego w możliwie najmniej bolesny sposób. W moim odczuciu, naukę zaczynasz w tej chwili, a to, co już wiesz, to tylko bonus.

 

Myślenie „powinnam już to znać” nie ma najmniejszego sensu i tylko przeszkadza. Wymaganie od siebie, że wszystko będzie śmigać, to co najwyżej znęcanie się nad sobą. I nie oczekuj od swojego umysłu, że od razu wszystko zapamięta. A już na pewno nie dochodź do wniosku, że jeśli coś Ci umknie, to masz słabą pamięć. Mózg, jak każdy narząd, ma swoje ograniczenia. W końcu ja nie oczekuję od swojego Peugeota, że w 5 sekund rozpędzi się do 70 km/h, bo nie tak został skonstruowany. I nie chodzi o to, aby oceniać się jako bardziej lub mniej inteligentną, a o znalezienie technik, które na Ciebie działają i wykorzystywanie ich w dalszym rozwoju.

 




 

Odkąd sięgam pamięcią, ucząc się czegoś, zawsze miałam z tyłu głowy lęk przed tym, że coś pominę, czegoś nie zrozumiem czy zaniedbam i zostanę na tym nakryta. Mogłabym podziękować za niego co najmniej kilku osobom (większość z nich mnie uczyła). W końcu nikt nie lubi robić z siebie idioty, a wzmacnianie takiego strachu po prostu nie może nam wyjść na dobre. Oczywiście, wszyscy go mamy, bez względu na doświadczenia. Być może, jak ja, nauczyciel upokorzył Was przy całej klasie i pastwił się, gdy tylko znalazł lukę w (rzekomo) elementarnej wiedzy. A może po prostu, jak każdy człowiek, znacie swoje wady i boicie się, że zalety nie są wystarczające, żeby je zrekompensować. 

 

Jednym z największych przełomów w moim rozwoju osobistym było przyswojenie filozofii „mam prawo nie wiedzieć”. 🙂 I, idąc tym tropem o krok dalej, mam też prawo zapytać.

 

Tak jak ja nie znam przyczyn zaległości moich kursantów, tak i w różnych możliwych sytuacjach moi rozmówcy nie znają zakresu mojej wiedzy (i dlaczego jest taki, a nie inny). Kiedy znajdę się więc w sytuacji, gdy moje kompetencje okażą się niewystarczające, a temat mnie ciekawi lub jest użyteczny, pytam. Mam prawo nie wiedzieć. A ciekawa ze mnie bestia, więc chcę to zmienić i, jeśli kiedykolwiek będę w podobnym położeniu, będę mogła powiedzieć – miałam z tym styczność, wiem, rozumiem, nauczyłam się, opanowałam. Nie próbowałam zawstydzona ukryć swojej niewiedzy za wszelką cenę. ZAPYTAŁAM. 

5 rzeczy, które szkodzą Twojej produktywności

Uroczyście obiecuję, że (będę się starać :D)

 

1) NIE sprawdzać skrzynek email (tak, mam kilka, w zależności od tego do czego mi służą) więcej, niż 2 razy dziennie. Jedyny wyjątek stanowią sprawy niecierpiące zwłoki, np. gdy czekam na dokumentację do szkolenia bądź gonią mnie terminy i muszę szybko zamknąć temat.

 

W przeciwnym razie, odświeżanie, bezmyślne logowanie się do konta i wykorzystywanie takiego monitoringu jako przerwy w pracy, jest SUROWO ZABRONIONE :p Zwłaszcza dwa ostatnie punkty. Nie jest to ani forma odpoczynku, ani nie pojawi się w mojej skrzynce wiadomość, która uratuje świat przed zagładą. Może zaczekać.

 

 

2) NIE zostawiać telefonu w pobliżu łóżka. Dla niewtajemniczonych, dla mnie nastawianie 5 budzików jest normą i często koniecznością (z czego 2, to zupełne osobne urządzenia) wynikającą z kolei z pracy do późnych godzin nocnych. Sorry, taki mamy klimat ;p To znaczy, sorry, jestem typową sową i najlepiej mi się pracuje po 22 (gdy to piszę jest dokładnie 22:07). Pozostawienie budzika pod ręką sprawia, że nazbyt łatwo jest mi go wyłączyć, przewrócić się na drugi bok i znów oddać się w objęcia Morfeusza. 

 

 

3) NIE reagować automatycznie i bezmyślnie na sytuacje stresujące, np. poprzez podjadanie. Zdecydowana większość społeczeństwa odreagowuje trudne sytuacje jedzeniem. I, niestety, problem nie ogranicza się do zbędnych kalorii w okolicy bioder. Najchętniej sięgamy po cukier, czyli węglowodany, które najszybciej poprawiają humor i dodają energii. Sęk w tym, że później równie szybko i gwałtownie doświadczamy jej spadku. Dostajemy kopa na pół godziny, a potem robią się z nas rozlazłe ryby i nic nam się nie chce.

 

Żeby było jasne, z żadnym razie nie hejtuję!

 

Kto bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień.  –>  Ania wymyka się tylnymi drzwiami z opakowaniem lodów pod pachą.

 

Mniam, mniam, mniam…

 

 

4) NIE pracować, NIE rozwiązywać problemów i NIE czytać wymagającej intensywnego myślenia literatury przed snem. Mózg pod koniec dnia powinien dostać odrobinę ciszy i spokoju, żeby bez problemu przejść w tryb odpoczynku. Niestety, za każdym razem, gdy próbuję nadrobić wieczorem zaległości kończy się to tym, że mój umysł nabiera rozpędu i zamiast spać – rozmyśla. Obok łóżka nie powinno więc stać nic poza butelką wody i mało ambitną literaturą 😉

 

 

5) NIE zostawiać ćwiczeń na sam wieczór, gdyż najprawdopodobniej

 

a) nie będzie nam się już chciało ćwiczyć, a konsekwencją będzie mniejsze dotlenienie mózgu, mniejsza liczba szarych komórek, pogorszenie pamięci i ogólnie JEDNA WIELKA KICHA ZDROWOTNA :p

 

b) organizm wyprodukuje dodatkowe pokłady adrenaliny, dotleniony umysł zacznie intensywniej pracować, przez co doświadczymy problemów z zasypianiem

 

Najrzadziej występująca opcja – scenariusz C – jest wyjątkowo rzadki. Ma miejsce, gdy tak bardzo skopiemy sobie tyłek przy ćwiczeniach, że po ich skończeniu od razu padniemy na twarz.

Jak w kilka minut zwiększyć efektywność nauki

MÓJ NAJLEPSZY NAUCZYCIEL

 

Sięgając wstecz pamięcią, po chwili szperania, większość z nas znajdzie (czasem zakurzone) wspomnienia ulubionego nauczyciela. Co ciekawe, zdarza się, że taki nauczyciel wcale nie uczył nas lubianego przez nas przedmiotu. Ba, bywa nawet, że za danym przedmiotem w ogóle nie przepadaliśmy. Czym więc się charakteryzował ten nauczyciel? Poczuciem humoru? Umiejętnością przejrzystego tłumaczenia skomplikowanych zagadnień? Opowiadania historii niczym bajek? Co takiego robił, że był efektywny i ułatwiał zapamiętywanie?

 

MÓJ NAJGORSZY NAUCZYCIEL

 

Bolesny temat, ale też warty pochylenia się nad nim. To, co nie działa, wbrew pozorom, dostarcza równie dużo informacji, co efektywne techniki. Smutne, ale prawdziwe – często to nauczyciel zniechęca do przedmiotu do tego stopnia, że dochodzimy do błędnych wniosków jakobyśmy TO MY byli beztalenciami w danej dziedzinie, a nie nauczyciel w swojej profesji. Ewentualnie stwierdzimy, że jedno i drugie ma miejsce.

 

Osobiście, bardzo średnio wspominam lekcje historii z czasów licealnych: jeden nauczyciel (choć naprawdę świetny w tym, co robił) na każdym kroku porównywał mnie do dwa lata starszego brata, drugi mnie najnormalniej w świecie nie lubił i tępił (wspominałam o tym tutaj: https://effectivemeblog.pl/rozwoj-osobisty/jedynka-robi-roznice/).

 

Nie twierdzę, że teraz pałam ogromną miłością do historii, jednak opanowałam dostatecznie dużo technik efektywnej nauki, żeby dziś wiedzieć JAK W OGÓLE SIĘ TEGO CHOLERSTWA UCZYĆ! Dziś sprawiałyby mi więc mniej problemów. Ale wiecie co? Jakoś nie mam ochoty wracać do starych czasów i przeglądać podręczników z liceum, nawet jeśli ciekawił mnie starożytny Egipt. Morał?

 

Uważajmy więc komu pozwalamy kształtować nasz charakter i nasze podejście. Szkoda stracić zapał do nauki przez niewłaściwego „mentora”. I należy identyfikować ich zawczasu, żeby niepotrzebnie nas nie zniechęcili. Łatwiej wtedy rozgraniczyć niechęć do nauczyciela i niechęć do przedmiotu.

 

NAJEFEKTYWNIEJSZE ĆWICZENIA / LEKCJE

 

Jeszcze w czasach, gdy pracowałam dla szkoły językowej, po kilku miesiącach pracy z jedną z moich grup w firmie, podsunęłam kursantom ankietę ewaluacyjną… mnie samej. Poprosiłam, aby wskazali zajęcia, które zapamiętali jako najbardziej efektywne. Do tego samego zachęcam każdego, kto uczy się języka obcego. Jest to super prosty sposób na zidentyfikowanie tego, CO DZIAŁA. 

 

Wtedy dzięki tym ankietom dowiedziałam się, że zdecydowana większość pamiętała wykorzystywanie trailerów filmowych do ćwiczenia umiejętności mówienia (np. opisywanie co się działo na ekranie w czasie Present Continuous) oraz rozrysowywanie czasów przy pomocy map myśli. Utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że im więcej wprowadzamy elementów wzrokowych, pełnych ruchu, emocji i humoru, tym szybciej przyswajamy materiał. Tak jest przynajmniej w przypadku większości. Inni z kolei być może wymienią np. lekcje biologii i pracę z mikroskopem albo literaturę i czytanie Szekspira. Tak czy siak, intensywne pozytywne odczucia podsuną Wam które ze znanych metod działają na Was najlepiej.

 

 

Jedni z Was zorientują się, że słuchanie wykładów prowadzi w Waszym przypadku do senności (jeśli tak, ewidentnie nie jesteście słuchowcami ;)), a inni, że dzikie poczucie humoru nauczyciela skutecznie przekonało Was do przedmiotu i dobrze byłoby wprowadzić podobne metody we własnym zakresie. Zapominamy o czymś tak prostym jak refleksja – definiowanie co działało, a co nie i dlaczego. A szkoda, bo może nam to oszczędzić dużo czasu 😉

 

Myślcie o tym w ten sposób: zmuszanie się do nauki przy użyciu technik, które nie są dla naszego mózgu naturalne, to jak mycie podłogi przy pomocy malutkiej szmatki. No, da się, tylko pożre więcej czasu, energii i wywoła przy tym masę frustracji. 

Dlaczego potrzebujemy powtórek, żeby pamiętać

W ŚRODKU PUSZCZY

 

Wszyscy uczyliśmy się w szkole o lasach deszczowych – wiecznie zielonej formacji roślinnej w strefie równikowej i umiarkowanej. Gdy wyobrażamy sobie ten obszar, widzimy oczami wyobraźni gęsto zalesione obszary, często mało zamieszkane przez ludzi i o wysoce zróżnicowanej florze i faunie. Co nam NIE przychodzi do głowy, to typowy średniej gęstości las, do którego chodzimy w niedzielę na grzyby i co jakiś czas mamy szansę trafić na ścieżkę.
Otóż mózg ludzki jest niczym dziki las deszczowy nienawiedzony przez człowieka. Wszędzie znajdują się pnącza a o jakimkolwiek szlaku nie ma mowy, bo przecież nie ma komu go zrobić. Gdyby jednak jakiś podróżnik zdecydował się przejść torując sobie drogę i ścinając napotkane rośliny, byłoby ewidentne dla osoby postronnej którędy ten człowiek wcześniej szedł. Jego ślad byłby przejrzysty, choć pewnie nie na tyle, aby bez wysiłku przejść nim jeszcze raz. Gdyby jednak kilkanaście osób pokonało tą samą trasę, ostatni członek z grupy miałby nieporównywalnie prostsze zadanie, niż ten, który ten szlak przecierał.

 

MÓZG JAK AUTOSTRADA

 

Z innej beczki, czy pamiętacie z lekcji biologii co to neurony? Większość moich czytelniczek (lub czytelników, choć jest ich mniej;)) jest już na etapie życia, w którym ma za sobą wątpliwą przyjemność rysowania dendrytów i aksonów. W ramach króciutkiego przypomnienia, neurony to komórki, które przewodzą informacje w postaci sygnału elektrycznego i z takich właśnie neuronów (w dużym uproszczeniu) składa się nasz mózg. Za każdym razem, gdy się czegoś uczymy, mamy z czymś styczność, doświadczamy – komórki te przewodzą między sobą wyżej wspomniany sygnał elektryczny (informację). Im więcej razy podobny impuls przebiegnie między komórkami, tym bardziej naturalna wydaje nam się informacja. Dlatego łatwiej jest rzucić palenie po miesiącu uzależnienia, aniżeli po 5 latach regularnego sięgania po papierosy. I dlatego też musimy powtarzać, by pamiętać na stałe. Połączenia neuronowe muszą być przejrzyste, żeby informacje mogły przepływać swobodnie. A to, niestety, możemy osiągnąć przede wszystkim regularnymi powtórkami.

 

STRZEŻ SIĘ PUŁAPEK

 

A konkretnie jednej. Otóż mózg nie rozróżnia tzw. „recognition” od „recall”, tj. rozpoznawania materiału od jego przypominania sobie. Patrząc więc na stronę z materiałem, jesteśmy święcie przekonani, że jest nam on już znany. 
Jak to powiedział Richard Feynman,
The first principle is that you must not fool yourself — and you are the easiest person to fool.
Według zasady numer jeden, nie możesz sam siebie oszukiwać – a siebie oszukać jest najłatwiej.
Dlatego też zawsze należy sprawdzać czy jesteśmy w stanie odtworzyć przyswajane informacje bez żadnej pomocy. Jeżeli jest to nauka języka, powinniśmy sprawdzać swoją wiedzę na wszystkie możliwe sposoby (np. tłumaczenie PL->ANG, ANG -> PL, z kontekstem, bez kontekstu, itp.). Gdy naszym zadaniem jest zapamiętanie funkcji wszystkich podstawowych parametrów naszego aparatu, powinniśmy być w stanie wyjaśnić osobie trzeciej do czego one służą. Jeżeli nie potrafimy odtworzyć informacji samodzielnie, to tak naprawdę jej nie pamiętamy.