Jak wybrać podręcznik do nauki angielskiego

Nie uważam „dobierz go do swojego poziomu językowego” za wskazówkę, ponieważ wydaje mi się to oczywiste 😀 Jeśli jednak planujemy samodzielną naukę, najprostszym sposobem na zidentyfikowanie swojego poziomu jest rozwiązanie w sieci tzw. „placement test”. Jest daleki od ideału, ale lepszej alternatywy na razie nikt nie wymyślił. Podręcznik powinien być wyzwaniem, ale osiągalnym. Jak to mawia moja koleżanka po fachu,
It should be challenging, but achievable.

 

 

DOSTOSUJ SIĘ DO SWOJEGO STYLU UCZENIA

 

To również można sprawdzić dzięki testom online, acz zdecydowana większość społeczeństwa (w granicach 70-paru %) to wzrokowcy. Jeżeli zapamiętujemy przede wszystkim pomoce wizualne, głupotą jest wybrać podręcznik składający się z samego tekstu i odwrotnie – typowemu słuchowcowi obrazki za dużo nie dadzą.

 

 

 

UNIKAJ DUŻYCH SEGMENTÓW

 

Długie lekcje bez możliwości „szatkowania” zwiększają szanse odkładania nauki na potem. I w drugą stronę, jeżeli podręcznik jest zaprojektowany w taki sposób, że prawie w każdym momencie możemy przerwać naukę, łatwiej będzie nam się za nią zabrać.

 

Dodatkowo, umysł ludzki jest tak skonstruowany (zwłaszcza u osoby dorosłej), że nasza zdolność do intensywnej koncentracji sięga zwykle kilkunastu do dwudzistu-paru minut. Materiał musi być więc prosty do podziału.

 

 

 

 

CZY STRUKTURA JEST ZBYT PRZEWIDYWALNA (LUB CHAOTYCZNA)

 

Ta część jest trudna do wyczucia, ponieważ szukamy równowagi między poczuciem stabilności i rytmu, a monotonią i nudą. Fajnie, gdy każda lekcja i rozdział są zakończone powtórką, da nam to możliwość utrwalenia materiału. Jeśli jednak każda lekcja wygląda identycznie i niczym nie zaskakuje kursanta, bardzo łatwo będzie się zniechęcić, ponieważ materiał nie będzie nas w żaden sposób ciekawił.

 

Sprawdzamy więc:
czy rozplanowanie stron jest przejrzyste, a zadania wyszczególnione,
czy są powtórzenia (przynajmniej jedno na końcu każdego UNITU),
czy autor nie przeskakuje od tematu do tematu i nie robi zbędnych wtrąceń – wpadło mi w ręce kilka podręczników, w których takie „bonusy” odnoszą się do kompletnie zbędnych struktur gramatycznych,
czy ma miejsce tzw. „drill”, tzn. czy dane zagadnienie przewija się więcej, niż raz (najlepiej kilka), abyśmy mogli poćwiczyć nową strukturę lub słownictwo.
 

 

 

CZY MUSISZ SIĘ BABRAĆ Z NIEKTÓRYMI ELEMENTAMI (NP. PŁYTĄ CD)

 

Dla niektórych jest to bzdura, dla innych bariera między lekcją, a każda dodatkowa ściana zmniejsza nasze szanse na regularną naukę. Warto sprawdzić w sieci opinie na temat danego produktu i upewnić się, że „odpalenie kursu” nie jest bardziej skomplikowane, niż to konieczne.

 

Ze swojego doświadczenia wiem, że jeżeli ktoś kazałby mi za każdym razem wkładać do laptopa płytę CD, która dodatkowo potrzebowałaby czasu na wczytanie,to taka pozorna bzdura urosłaby w mojej głowie do rozmiarów Godzilli.

 

Ikonka ma czekać gotowa na ekranie mojego komputera. Sprawa ma być tak bezbolesna, a system tak zaprojektowany, że ja jako kursantka powinnam się tylko pojawić gotowa do nauki.

 

 

 

SPRAWDŹ WYDAWNICTWO

 

Wydaje się oczywiste, ale nie dla wszystkich jest. W różnych podręcznikach widziałam bardzo ciekawe „kwiatki”, tj. takie błędy, że nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Naturalnie, we wszystkich materiałach mogą się zdarzyć literówki, jednak błędów merytorycznych być nie powinno, a na ich uniknięcie mamy największe szanse, gdy wybierzemy sprawdzone i rekomendowane źródło wiedzy.

 

Oczywiście fakt , że treść będzie sprawdzona, nie oznacza, że pozostałe aspekty podręcznika przypadną nam do gustu, ale to zupełnie inna historia. Sama korzystam od lat z tego samego elektronicznego słownika znanego wydawnictwa, a za ich podręcznikami średnio przepadam (więc ich nie używam). Ufam im jednak pod względem treści merytorycznej.

 

 

 

EMOCJE LUB PRAGMATYZM

 

Innymi słowy, czy książka uczy w ciekawy i/lub praktyczny sposób. Wielokrotnie o tym wspominałam, mózg zapamiętuje to, co interesujące i/lub użyteczne. Optymalnie powinnyśmy mu dostarczać i jednego i drugiego. Jeżeli spróbujemy przyswajać materiał przydatny, ale w suchej formie, zniechęcimy się do nudnego procesu. Z drugiej jednak strony, czy przeciętnemu Kowalskiemu potrzebna jest budowa komórki w języku angielskim (choćby nie wiem jak była pięknie przedstawiona)?

 

 

 

CZY SĄ MARGINESY

 

Niektórzy daliby mi pewnie za to po głowie, ale notorycznie piszę po wszystkich (swoich!) książkach. Podkreślam najistotniejsze myśli, a na marginesach parafrazuję, ponieważ informacja przetworzona zostanie ze mną na dłużej. Dlatego też ważne jest dla mnie, abym miała tą przestrzeń do zapisu. Nie jest niezbędna, w końcu od czego są karteczki samoprzylepne 😉 , jest to jednak użyteczny dodatek.

Jak w kilka minut zwiększyć efektywność nauki

MÓJ NAJLEPSZY NAUCZYCIEL

 

Sięgając wstecz pamięcią, po chwili szperania, większość z nas znajdzie (czasem zakurzone) wspomnienia ulubionego nauczyciela. Co ciekawe, zdarza się, że taki nauczyciel wcale nie uczył nas lubianego przez nas przedmiotu. Ba, bywa nawet, że za danym przedmiotem w ogóle nie przepadaliśmy. Czym więc się charakteryzował ten nauczyciel? Poczuciem humoru? Umiejętnością przejrzystego tłumaczenia skomplikowanych zagadnień? Opowiadania historii niczym bajek? Co takiego robił, że był efektywny i ułatwiał zapamiętywanie?

 

MÓJ NAJGORSZY NAUCZYCIEL

 

Bolesny temat, ale też warty pochylenia się nad nim. To, co nie działa, wbrew pozorom, dostarcza równie dużo informacji, co efektywne techniki. Smutne, ale prawdziwe – często to nauczyciel zniechęca do przedmiotu do tego stopnia, że dochodzimy do błędnych wniosków jakobyśmy TO MY byli beztalenciami w danej dziedzinie, a nie nauczyciel w swojej profesji. Ewentualnie stwierdzimy, że jedno i drugie ma miejsce.

 

Osobiście, bardzo średnio wspominam lekcje historii z czasów licealnych: jeden nauczyciel (choć naprawdę świetny w tym, co robił) na każdym kroku porównywał mnie do dwa lata starszego brata, drugi mnie najnormalniej w świecie nie lubił i tępił (wspominałam o tym tutaj: https://effectivemeblog.pl/rozwoj-osobisty/jedynka-robi-roznice/).

 

Nie twierdzę, że teraz pałam ogromną miłością do historii, jednak opanowałam dostatecznie dużo technik efektywnej nauki, żeby dziś wiedzieć JAK W OGÓLE SIĘ TEGO CHOLERSTWA UCZYĆ! Dziś sprawiałyby mi więc mniej problemów. Ale wiecie co? Jakoś nie mam ochoty wracać do starych czasów i przeglądać podręczników z liceum, nawet jeśli ciekawił mnie starożytny Egipt. Morał?

 

Uważajmy więc komu pozwalamy kształtować nasz charakter i nasze podejście. Szkoda stracić zapał do nauki przez niewłaściwego „mentora”. I należy identyfikować ich zawczasu, żeby niepotrzebnie nas nie zniechęcili. Łatwiej wtedy rozgraniczyć niechęć do nauczyciela i niechęć do przedmiotu.

 

NAJEFEKTYWNIEJSZE ĆWICZENIA / LEKCJE

 

Jeszcze w czasach, gdy pracowałam dla szkoły językowej, po kilku miesiącach pracy z jedną z moich grup w firmie, podsunęłam kursantom ankietę ewaluacyjną… mnie samej. Poprosiłam, aby wskazali zajęcia, które zapamiętali jako najbardziej efektywne. Do tego samego zachęcam każdego, kto uczy się języka obcego. Jest to super prosty sposób na zidentyfikowanie tego, CO DZIAŁA. 

 

Wtedy dzięki tym ankietom dowiedziałam się, że zdecydowana większość pamiętała wykorzystywanie trailerów filmowych do ćwiczenia umiejętności mówienia (np. opisywanie co się działo na ekranie w czasie Present Continuous) oraz rozrysowywanie czasów przy pomocy map myśli. Utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że im więcej wprowadzamy elementów wzrokowych, pełnych ruchu, emocji i humoru, tym szybciej przyswajamy materiał. Tak jest przynajmniej w przypadku większości. Inni z kolei być może wymienią np. lekcje biologii i pracę z mikroskopem albo literaturę i czytanie Szekspira. Tak czy siak, intensywne pozytywne odczucia podsuną Wam które ze znanych metod działają na Was najlepiej.

 

 

Jedni z Was zorientują się, że słuchanie wykładów prowadzi w Waszym przypadku do senności (jeśli tak, ewidentnie nie jesteście słuchowcami ;)), a inni, że dzikie poczucie humoru nauczyciela skutecznie przekonało Was do przedmiotu i dobrze byłoby wprowadzić podobne metody we własnym zakresie. Zapominamy o czymś tak prostym jak refleksja – definiowanie co działało, a co nie i dlaczego. A szkoda, bo może nam to oszczędzić dużo czasu 😉

 

Myślcie o tym w ten sposób: zmuszanie się do nauki przy użyciu technik, które nie są dla naszego mózgu naturalne, to jak mycie podłogi przy pomocy malutkiej szmatki. No, da się, tylko pożre więcej czasu, energii i wywoła przy tym masę frustracji.