Jak się zmotywować do działania

ZACZĘŁO SIĘ JAK ZAWSZE

 

„Chciałabym mieć Twój zapał. Mi jest zawsze tak ciężko się zmobilizować.”

Spojrzałam na ekran komputera i uśmiechnęłam się pod nosem.

Moje nadgarstki na chwilę zawisły nad klawiaturą, ale tylko na sekundę. Słyszałam to stwierdzenie wielokrotnie i niemal za każdym razem odpowiadałam tak samo.

Kwestia samozaparcia i systemów, nie motywacji.”

„Jak to nie motywacji?”

Motywacja to uczucie trwające 15 min, prawdopodobnie gdzieś w okolicy Nowego Roku  ? EXCITEMENT nowego początku ? Szybko przychodzi i równie szybko znika. Zwłaszcza gdy coś się spapra. To kiepski filar do budowania nowego nawyku. Jak to ujął James Clear – nie rośniemy do poziomu naszej motywacji, spadamy do poziomu naszych systemów. I dlatego ja bardzo świadomie i zamierzenie wprowadzam je do swojego życia. Gdybym miała działać tylko wtedy, gdy czuję się zmotywowana, nigdy niczego bym nie zrobiłam.

 

 

CZYM WIĘC JEST SYSTEM?

Wszystkim, co odgórnie zmusi Cię do działania.

 

Wśród moich można znaleźć m.in.:

SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA: zapisałam się na karate. Intensywność treningów wymusza też na mnie minimum 1-2 dodatkowe sesje poza matą (bieganie, siłownia, DVD, itp.) – cokolwiek, co sprawi, że zrobienie np. 30-50 militarnych pompek mnie nie zabije. 🙂


ROZWÓJ BLOGA I BIZNESU: bardzo publicznie (wiedziało o tym 1700 osób z mojej listy mailingowej ;D)  zobowiązałam się, że będę filmować jedną lekcję każdego dnia przez miesiąc. Tak powstało wyzwanie „30 dni z angielskim”.


BRAK CZASU DLA RODZINY I ZNAJOMYCH: obietnica złożona… nawet na tydzień przed odwiedzinami, kawą, piwem czy imprezą urodzinową. Skoro od innych oczekuję słowności, od siebie wymagam jej tym bardziej. Muszę mieć naprawdę dobry powód, by zmienić plany (swoje i cudze).


SAMO-NARZUCONE „NON-NEGOTIABLES”, czyli elementy/rutyny, które nie podlegają negocjacji (nawet gdy negocjuję sama ze sobą 😉 ):
– niedziele dla rodziny, choćby to było kilka godzin (nowość, dla pracoholiczki wyzwanie, ale na razie idzie dobrze ;))
– utrzymanie zdrowej diety 80% czasu
– planowanie całego tygodnia zanim się jeszcze zacznie

 

 

JAKIE SYSTEMY WYBRAĆ?

 

Usłyszałam kiedyś pewną historię o wykładowcy, który przyniósł na swoje zajęcia szklany słój.

Wrzucił do niego dostatecznie dużo kamieni, ażeby  sięgnęły brzegów i zapytał studentów czy słój jest pełny. Odpowiedzieli, że tak.

Wtedy on wsypał na kamienie piasek, który oczywiście uzupełnił pustą przestrzeń między kamykami. Wówczas wykładowca spytał raz jeszcze – „czy słój jest teraz pełny?”. Znów usłyszał twierdzącą odpowiedź.

Na co on wylał na piasek wodę, która została wchłonięta przez piasek.

Te duże kamienie to rzeczy w naszym życiu najważniejsze: zdrowie, partner, dzieci, przyjaciele… Piasek to sprawy mniej istotne – może samochód, a może awans w pracy… Woda to rzeczy bez większego znaczenia. Bzdury, które wypełnią nasze życie, jeśli im pozwolimy.

 

A pointa całej historii jest taka – gdybyśmy zaczęli od wody, tj. spraw nieważnych, nie wystarczyłoby już miejsca na nic innego.

Nim więc ustawisz systemy, które na stałe mają zagościć w Twoim życiu i harmonogramie, zdecyduj co powinno się znaleźć w słoju w pierwszej kolejności. Mądrze wybierz swoje kamienie.

Moje klarują się, gdy życie zaczyna pisać swój scenariusz. Wypadek samochodowy, choroba w rodzinie, śmierć kogoś znajomego… Wtedy przystaję, siadam w fotelu (fizycznie) i, jak zawsze, myślę na papierze. A że jestem osobą, która sama kilka razy otarła się o śmierć, za każdym razem zadaję sobie to samo pytanie – gdyby to wszystko się jutro zawaliło, czego żałowałabym najbardziej?

Najważniejsza rzecz, jaką musisz wiedzieć o swoim IQ

DAWNO, DAWNO TEMU…

 

Profesor Carol Dweck z Uniwersytetu Stanford rozpoczęła swój eksperyment na uczniach amerykańskich szkół. Zadawała im łamigłówki i zadania na nieco wyższym poziomie trudności, niż ten, na który dzieci były przygotowane. Zdecydowana większość z nich zareagowała frustracją, zniecierpliwieniem i rozczarowaniem własnym brakiem umiejętności. Uczniowie mieli poczucie, że ich zdolności były monitorowany i oceniane, w starciu z ćwiczeniem okazały się niedostatecznie, a więc oni oblali i ponieśli porażkę. Druga, mniej liczna, grupa zareagowała zgoła inaczej. Z ich ust padały takie wyrażenia, jak „lubię wyzwania” i „miałem nadzieję, że to będzie pouczające”. Dla Dweck była to inspiracja do dalszych badań. Okazuje się, że mózgi dzieci o różnym podejściu (nie poziomie inteligencji!) reagowały zupełnie inaczej, niż tych, które czuły się oceniane i niedostatecznie mądre.

 

MENTALNOŚĆ ZAFIKSOWANA

 

Czyli założenie, według którego nasze IQ, już raz ustalone, nie ulegnie zmianom. Zgodnie z tym tokiem rozumowania, dysponujemy konkretnym poziomem talentu i inteligencji i nic nie możemy z tym zrobić. Geniusz będzie geniuszem, a idiota pozostanie idiotą. Jeśli więc rodzimy się nie znając zasad perspektywy i proporcji („nie umiem rysować”), po co próbować i się błaźnić? Jeżeli przyswojenie tabliczki mnożenia w młodym wieku przyszło nam z trudnością, oznacza to, że jesteśmy słabi z matmy i pierwiastki czy różniczkowanie po prostu nie są dla nas. W końcu nie mamy smykałki do matmy… Carol Dweck nazywa to podejście „fixed mindset” czy „mentalnością stałą”, określaną w polskiej literaturze mianem „mentalności zafiksowanej”.

Jedno pytanie: skoro nasz poziom intelektu jest ustalony i nie mamy na niego wpływu, a z talentem się rodzimy (lub nie), to dlaczego niektórzy słynni malarze (np. van Gogh czy Monet) rozpoczęli swoją karierę dopiero bliżej 30-stki czy 40-stki (lub później) i jak to możliwe, że słyszymy o 50-paro-latkach, którzy się przebranżowili i założyli własny biznes?

Pierwsza z nich – określana jako teoria niezmiennego bytu (entity theory) – akcentuje nadrzędne przeświadczenie, że inteligencja jest po prostu wrodzoną cechą. Stąd każdy z nas ma jej pewną określoną,większą lub mniejszą, ale niezmienną, niekontrolowaną „ilość”.

 

MENTALNOŚĆ WZROSTOWA

 

Jestem zdolna do rozwoju. Mogę się uczyć nowych faktów i opanowywać nowe umiejętności, a następnie używać ich w praktyce. Punkt startowy nie jest metą, a więc wiedza, z którą rozpoczynam swoją podróż edukacyjną, nie jest tą, z którą skończę. Mam wpływ na to jak jestem inteligentna i czy będę tą cząstkę siebie rozwijać.

 

Druga – wzrostowa teoria (incremental theory) – kieruje się przekonaniem, że inteligencja jest plastyczną jakością, którą można rozwijać, głównie wskutek wysiłku i oddziaływań procesu edukacyjnego

 

ODROBINA NAUKI

Jako narzędzie diagnozy uznawanej „teorii wzrostu” Dweck zastosowała skalę Likerta z możliwościami odpowiedzi od
1 – „całkowicie się zgadzam” do
6 – „zupełnie się nie zgadzam”

 

wobec następujących pozycji:
– „Masz pewną, określoną ilość inteligencji i tak naprawdę, to niewiele możesz zrobić, aby to zmienić”,
– „Twoja inteligencja jest twoją cechą, której nie możesz zmienić”,
– „Możesz nauczyć się nowych rzeczy, ale nie możesz zmienić swojej bazowej inteligencji”

 

W późniejszych pracach Dweck użyła poszerzonych skal, w których uwzględnione zostały wyrażenia powiązane z przekonaniami „wzrostowymi” (na przykład: „Zawsze możesz mieć istotny wpływ na to, jak bardzo jesteś inteligentny”).

 

Co najciekawsze, kolejne lata badań i follow-upu (tj. sprawdzania, co się z tymi dziećmi działo w dalszych etapach życia) ukazały poznawcze i behawioralne konsekwencje kierowania się przeświadczeniami o naturze poziomu inteligencji.

 

 

Okazuje się, że zwolennicy przeświadczenia wzrostowego preferują cele sprawnościowe (tze. learning goals),dzięki którym mogą się rozwijać (zakładają bowiem, iż poziom zdolności jest materią plastyczną).Nierzadko są to cele–wyzwania, gdyż istotnym jest fakt nauczenia się czegoś nowego (oceny wydają się odgrywać rolę drugoplanową).

 

 

Z drugiej jednak strony, osoby przekonane o stałości IQ wolą cele wykonaniowe (performance goals), które prowadzą do demonstrowania wcześniej nabytych kompetencji, a dalszy rozwój często w ogóle nie jest brany pod uwagę.