To nie moja wina

„Jestem za głupia i niedostatecznie utalentowana.”

„Cały czas popełniam te same błędy.”

„Wypadają mi z głowy najprostsze słówka.”

„Zapominam słownictwa, które kiedyś znałam.”

„Mam słabą pamięć.”

„Nie jestem dość inteligentna.”

„Potrafię budować tylko bardzo proste zdania i wolno się uczę.”

„Cokolwiek tworzę jest słabej jakości.”

„Nie jest dostatecznie dobre.”

Nie wychodzi mi i to MOJA WINA.

 

 

WINA

Według słownika PWN:

1. «czyn naruszający normy postępowania»
2. «odpowiedzialność za zły czyn»
3. «przyczyna, powód czegoś złego»

 LOS NA LOTERII

Prawdziwym powodem, dla którego zostałam modelką, było to, że wygrałam genetyczną loterię. (…)
Otrzymałam spuściznę. Może się zastanawiacie: czym jest spuścizna? Cóż, przez kilka ostatnich stuleci definiowaliśmy piękno nie tylko, jako zdrowie i młodość i symetrię, które podziwiamy, ponieważ tak zostaliśmy zaprogramowani biologicznie, ale również wysoką, smukłą figurę oraz kobiecość i białą skórę. I to jest spuścizna, która została dla mnie zbudowana, i to jest spuścizna, z której czerpię korzyści.
– Cameron Russell
Nie jest naszą winą jeśli rodzimy się z wadą serca. Albo cukrzycą. Albo jesteśmy za niscy, żeby pracować w liniach lotniczych jako steward(essa) czy pilot.

Nie jest naszą winą wzrost powyżej 2 metrów, ani też genetyczna tendencja do choroby nowotworowej.

 

Nie jest nią też, czasem wadliwy, system operacyjny (mózg), którym zostaliśmy obdarzeni. Umysł ludzki jest niesamowitym narzędziem pracy, ale na pewno nie doskonałym. Zapomina. Tworzy mocne połączenia neuronowe nie tam, gdzie byśmy sobie życzyli i nie tworzy ich tam, gdzie byłyby mile widziane. Czasem nie kojarzy faktów lub je ignoruje. Pomija istotne dane i wymaga od nas ciągłych powtórzeń istotnych informacji. Pracuje wolniej, niż byśmy chcieli i nie regeneruje dość szybko. Jest zawodny.

I w takie narzędzie zostaliśmy wyposażeni.Nie mamy żalu do siebie o słabe płuca czy krótkie nogi. To jest „sprzęt”, który został nam przydzielony przy genetycznej loterii. Nie mamy więc wpływu na pakiet potencjału, jaki dostaliśmy, mamy jednak wpływ na to czy go wykorzystamy. A jeśli chcemy zasłużyć sobie na prawo do narzekania na swój los, to przyjmijmy też na swoje barki odpowiedzialność wykorzystywania 100% swoich możliwości.

Gdy więc nadchodzi dzień (lub tydzień, a nawet kilka), gdy myślę, że cokolwiek wychodzi spod moich rąk jest po prostu „słabe” (a zdarza się to bardzo często, ponieważ jestem wyjątkowo krytyczna wobec efektów swojej pracy), staram się praktykować dwie filozofie, które ratują moje zdrowie psychiczne 😀

1)
 'Pierwszy szkic jest zawsze g***niany.’

– Ernest Hemingway

I żeby kiedyś było dobrze, najpierw musi być WIELOKROTNIE do du***y.

 

 

2) W taki system operacyjny zostałam wyposażona. Nie ode mnie zależy jego potencjał, ode mnie tylko zależy czy się zatrzymam czy też będę próbować dalej. Moją winą będzie tylko to, jeśli oleję temat i przestanę się starać. Z całą resztą da się żyć.

Powód, dla którego regularnie dostaję „hejt”

„Dziwnie będzie brzmiało jak ktoś przeczyta twoją polską notkę (…)”

” Gdzie transkrypcja fonetyczna jest zbliżona do paru liter skleconych po polsku?”

„Z zapisem fonetycznym lub bez dobrze jest jak uczona jest poprawna wymowa, a nie jej spolszczona wersja.”

 

Czyli dlaczego Panna Efektywna szerzy anglistyczne herezje i „ignoruje” transkrypcję fonetyczną.

 

Często słyszę (od anglistów i nie tylko), że źle uczę języka angielskiego, ponieważ moje fiszki zawierają spolszczoną wersję wymowy, a nie transkrypcję fonetyczną.

Wszak mamy w języku angielskim takie dźwięki, jak np.  ə, uː,  eɪ  czy  æ, więc jak ja śmiem ich nie uwzględniać?

Mówią Ci one coś? Nie? Nie szkodzi. Dziewięćdziesięciu pięciu procentom kursantów, którzy przychodzą pierwszy raz na moje lekcje też nie. I wiesz co? Uważam, że nie powinno to być przeszkodą w nauce angielskiego. Ja się nauczyłam transkrypcji na pierwszym roku studiów i w życiu spotkałam MOŻE 3 licealistów, którzy zostali w tej materii wyedukowani w szkole średniej.

Gdy założyłam bloga i kanał YouTube musiałam podjąć decyzję – czy projektując materiały do nauki słownictwa zapisywać na nich fonetyczną transkrypcję?

Tak zrodziło się kolejne pytanie – czy moi czytelnicy (w większości) posiadają dostateczną wiedzę do tego, aby wiedzieć czym jest np. „schwa”?  Nie, nie mają, więc zapis fonetyczny sam w sobie będzie całkowicie bezużyteczny.

Czy powinnam więc tworzyć fiszki, które będą zawierały: rysunek, historyjkę, kolory, słówko, przykład i do tego jeszcze spolszczony zapis wymowy oraz transkrypcję fonetyczną? Wówczas z czegoś, co miało być przejrzystą fiszką zostałby nieczytelny bazgroł.

 

Początek i koniec zarazem.

 

Czy wizja rozpoczęcie nauki nowego języka obcego od przyswojenia takich „hieroglifów” wydaje Ci się kusząca? Zwłaszcza, że na początku nic Ci nie mówią, bo nie słyszysz jeszcze za bardzo różnicy między  „ə” i „æ”?

(MOIM ZDANIEM) naszym priorytetem, jako nauczycieli, powinno być uczenie Was KOMUNIKACJI. No, chyba, że przychodzi do mnie maturzysta i mówi, że chce zdać rozszerzoną na 85%, to inna śpiewka. Jednak pracuję głównie z dorosłymi, a oni chcą umieć MÓWIĆ. Czasem dlatego, że prowadzą rozmowy telefoniczne po angielsku z klientami w korpo, a czasami dlatego, że nie chcą się zsikać ze strachu na lotnisku w drodze na wakacje za granicę. 😉

Na początku nauki mają więc cel i motyw. Mają energię i entuzjazm.

I ja mam w tym momencie wyciągnąć listę swoich „hieroglifów” i powiedzieć im, że zaczniemy naukę od tej nudy, która wcale nie jest priorytetem w komunikacji?

Seriosulsy?

 

Ostatnio odpowiedziałam na FB na taki właśnie zarzut, że uczę „niepoprawnie”. A odpisałam na niego mniej więcej tak:

 

” (…) że „spolszczona wersja” czyli polski zapis fonetyczny nie jest do końca poprawny.

Oczywiście, że nie jest do końca poprawny. W języku polskim nie mamy dźwięków występujących np. w „think” czy „the”, nie zagrasz idealnie melodii na fortepianie, w którym brakuje kilku klawiszy. Tak samo nie jestem w stanie zapisać w ZROZUMIAŁY sposób dźwięków których w j. polskim nie ma.

Ale na ten „zarzut” już odpowiedziałam – uproszczenie jest całkowicie zamierzone, bo „done is better than perfect” (zrobione jest lepsze od idealnego). Wolę, żeby moi kursanci mówili spolszczonym zrozumiałym angielskim i dogadali się, aniżeli angielskim idealnym, który… nie istnieje, bo będą się bali otworzyć usta przez wysoko postawioną poprzeczkę.

Bo, niestety, nasz system edukacyjny doprowadził do tego, że na lekcjach to się robi ćwiczenia z gramatyki i 3 x Z, a opuszczając mury szkoły wszyscy dostają talepawki z lęku przed mówieniem. Zanim więc zaczniemy wymagać pięknej wymowy RP upewnijmy się, że kursanci W OGÓLE coś powiedzą po angielsku.

Świadomie nie uczę tak, aby uzyskać idealne efekty. Uczę tak, aby efekty były dostatecznie dobre. Pedantyzm grozi nienauczeniem wcale.”

 

 

Polerowanie i dopieszczanie wymowy powinno mieć miejsce niemal przez cały okres nauki języka. Jeśli jednak torturowałabym swoich uczniów i czepiała wymowy, zwłaszcza na początku, kładła nacisk na każdy akcent i poprawność każdego dźwięku, coś mi mówi, że klientów miałabym niewielu. Bo kto by się nie zniechęcił czymś takim już na wstępie?

 

I nie zrozum mnie źle – mój system jest daleki od ideału. Wciąż się zmienia, a ja nadal eksperymentuję z zapisem wymowy i swoimi fiszkami dla wzrokowców. Jednak przez te 10 lat nauczania mogę stwierdzić jedno – nigdy nie uda nam się przyswoić WSZYSTKIEGO. Dlatego też powinniśmy się uczyć tego, co jest najważniejsze i WTEDY dopiero mierzyć w stronę ideału. Oczywiście, że powinniśmy dążyć do pięknej wymowy i płynnych wypowiedzi. Tylko czy jest sens w oczekiwaniu sprintu od kogoś, kto stawia dopiero swoje pierwsze kroki?

 

 

 

PRZYDATNE ŹRÓDŁA:

  1. http://macmillandictionary.com/

Ma taki fajny guzik z narysowanym głośnikiem. :>

2) https://www.collinsdictionary.com/dictionary/english

Jak wyżej.

Jak się zmotywować do działania

ZACZĘŁO SIĘ JAK ZAWSZE

 

„Chciałabym mieć Twój zapał. Mi jest zawsze tak ciężko się zmobilizować.”

Spojrzałam na ekran komputera i uśmiechnęłam się pod nosem.

Moje nadgarstki na chwilę zawisły nad klawiaturą, ale tylko na sekundę. Słyszałam to stwierdzenie wielokrotnie i niemal za każdym razem odpowiadałam tak samo.

Kwestia samozaparcia i systemów, nie motywacji.”

„Jak to nie motywacji?”

Motywacja to uczucie trwające 15 min, prawdopodobnie gdzieś w okolicy Nowego Roku  ? EXCITEMENT nowego początku ? Szybko przychodzi i równie szybko znika. Zwłaszcza gdy coś się spapra. To kiepski filar do budowania nowego nawyku. Jak to ujął James Clear – nie rośniemy do poziomu naszej motywacji, spadamy do poziomu naszych systemów. I dlatego ja bardzo świadomie i zamierzenie wprowadzam je do swojego życia. Gdybym miała działać tylko wtedy, gdy czuję się zmotywowana, nigdy niczego bym nie zrobiłam.

 

 

CZYM WIĘC JEST SYSTEM?

Wszystkim, co odgórnie zmusi Cię do działania.

 

Wśród moich można znaleźć m.in.:

SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA: zapisałam się na karate. Intensywność treningów wymusza też na mnie minimum 1-2 dodatkowe sesje poza matą (bieganie, siłownia, DVD, itp.) – cokolwiek, co sprawi, że zrobienie np. 30-50 militarnych pompek mnie nie zabije. 🙂


ROZWÓJ BLOGA I BIZNESU: bardzo publicznie (wiedziało o tym 1700 osób z mojej listy mailingowej ;D)  zobowiązałam się, że będę filmować jedną lekcję każdego dnia przez miesiąc. Tak powstało wyzwanie „30 dni z angielskim”.


BRAK CZASU DLA RODZINY I ZNAJOMYCH: obietnica złożona… nawet na tydzień przed odwiedzinami, kawą, piwem czy imprezą urodzinową. Skoro od innych oczekuję słowności, od siebie wymagam jej tym bardziej. Muszę mieć naprawdę dobry powód, by zmienić plany (swoje i cudze).


SAMO-NARZUCONE „NON-NEGOTIABLES”, czyli elementy/rutyny, które nie podlegają negocjacji (nawet gdy negocjuję sama ze sobą 😉 ):
– niedziele dla rodziny, choćby to było kilka godzin (nowość, dla pracoholiczki wyzwanie, ale na razie idzie dobrze ;))
– utrzymanie zdrowej diety 80% czasu
– planowanie całego tygodnia zanim się jeszcze zacznie

 

 

JAKIE SYSTEMY WYBRAĆ?

 

Usłyszałam kiedyś pewną historię o wykładowcy, który przyniósł na swoje zajęcia szklany słój.

Wrzucił do niego dostatecznie dużo kamieni, ażeby  sięgnęły brzegów i zapytał studentów czy słój jest pełny. Odpowiedzieli, że tak.

Wtedy on wsypał na kamienie piasek, który oczywiście uzupełnił pustą przestrzeń między kamykami. Wówczas wykładowca spytał raz jeszcze – „czy słój jest teraz pełny?”. Znów usłyszał twierdzącą odpowiedź.

Na co on wylał na piasek wodę, która została wchłonięta przez piasek.

Te duże kamienie to rzeczy w naszym życiu najważniejsze: zdrowie, partner, dzieci, przyjaciele… Piasek to sprawy mniej istotne – może samochód, a może awans w pracy… Woda to rzeczy bez większego znaczenia. Bzdury, które wypełnią nasze życie, jeśli im pozwolimy.

 

A pointa całej historii jest taka – gdybyśmy zaczęli od wody, tj. spraw nieważnych, nie wystarczyłoby już miejsca na nic innego.

Nim więc ustawisz systemy, które na stałe mają zagościć w Twoim życiu i harmonogramie, zdecyduj co powinno się znaleźć w słoju w pierwszej kolejności. Mądrze wybierz swoje kamienie.

Moje klarują się, gdy życie zaczyna pisać swój scenariusz. Wypadek samochodowy, choroba w rodzinie, śmierć kogoś znajomego… Wtedy przystaję, siadam w fotelu (fizycznie) i, jak zawsze, myślę na papierze. A że jestem osobą, która sama kilka razy otarła się o śmierć, za każdym razem zadaję sobie to samo pytanie – gdyby to wszystko się jutro zawaliło, czego żałowałabym najbardziej?

This || that || these || those

TUTAJ masz link do lekcji wideo 🙂

A TUTAJ ćwiczenie z kluczem w formacie PDF. 🙂

Jest to pierwsza z 30 lekcji z serii }30dni z angielskim” – bezpłatny promujący język angielski projekt, który zrodził się w mojej głowie podczas jednego z porannych biegów. 🙂

Chcesz się przyłączyć? TU masz link. Dzięki temu każdego ranka przez cały marzec 2019 będziesz ode mnie dosatwać darmową lekcję angielskiego z ćwiczeniem. 😉

Jak się uczyć 3-5 razy więcej słówek

Nie wiesz czego nie wiesz

 

17 lat temu.

– Na dzisiejszych zajęciach będziemy ćwiczyć słowotwórstwo! Rozdam Wam materiały, a Waszym zadaniem będzie wstawić, na podstawie kontekstu, odpowiednią część mowy, np. czasownik, rzeczownik, przymiotnik czy przysłówek. Są tu też antonimy, czyli przeciwieństwa, utworzone przez prefiksy. Na końcu lekcji sprawdzimy jak Wam poszło.

10 minut później. Konsternacja.
– Proszę Pani! Ale skąd my mamy wiedzieć jak tworzyć np. rzeczownik od czasownika, nawet jeżeli wiemy, że w danej luce ma być rzeczownik? Jakie są do tego zasady?

– Nie ma.
– Aha…

 

Czym jest słowotwórstwo

 

Skok, skakać, skoczny, skocznie… Kreatywność, kreatywny, kreatywnie… Komfort, komfortowy, niekomfortowy, komfortowo, niekomfortowo…

To jest właśnie słowotwórstwo i w języku polskim widać bardzo podobne tendencje, co w angielskim. Mogę zagłębiać się w lingwistykę i zacząć tłumaczyć czym jest „root”, „stem”, czym są prefiksy i sufiksy, ale pointa jest taka:

bazując na głównym słowie/członie, jesteśmy w stanie przyswoić słowa pochodne przez modyfikowanie tego głównego.

 

 

 

Nie zbudujesz chatki nie mając drewna

 

Kto by pomyślał, że mając takie pierwsze nieprzyjemne doświadczenie ze słowotwórstwem, dziś będę do niego zachęcać swoich kursantów i czytelników.

Owszem, nie ma zasad. ALE są tendencje. 🙂 W jednym z moich kursów internetowych (tym dla maturzystów) na samym wstępie uprzedziłam widzów, że zadań z słowotwórstwa nie da się rozwiązać przy pomocy logiki. Gdy siadamy do zadania jest już za późno. Na wymyślenie poprawnej formy czasownika, rzeczownika czy przymiotnika bazując na innych częściach mowy, nie znając jej wcześniej, mamy bardzo małe szanse.

Mimo to, uważam słowotwórstwo za jeden z najlepszych sposobów przyswajania nowego słownictwa. Często mawiam, z jest to nieproporcjonalnie niewielka inwestycja energii do liczby słów, jakie jesteśmy w stanie opanować w krótkim czasie.

 

Jak więc nauczyć się wspomnianych słów pochodnych?

Ja najczęściej korzystam z 2 sposobów.

Pierwszy to manualne uzupełnienie tabeli i posiłkowanie się językiem polskim.
1. Więc tworzę tabelę z miejscami na rzeczownik, czasownik, przymiotnik, przysłówek i antonimy lub inne części mowy z prefiksami. To taki standard na początek. Ambitni mogą zostawić więcej miejsc, bo np. prefiksów do danego słowa może być więcej (np. MISuse i OVERuse).
2. Wypisuję polską wersję danego słowa, np. komfort, komfortowy, niekomfortowy, itp.
3. Sprawdzam tłumaczenie i wpisuję do tabeli.

Wygląda to tak.

 

Alternatywa oszczędzająca czas to strona/słownik BAB.LA

Ponieważ jako jeden z nielicznych nie podpowiada nam jednego tłumaczenia, ale od razu cały szereg słów i to już podczas wpisywania pierwszych liter.

 

Można też wymienione sposoby oczywiście połączyć. 🙂

 

I od razu odpowiem na zarzut, który od czasu do czasu zdarza mi się słyszeć – „ale przygotowanie takiej tabeli zajmuje tyyyyyle czasu!”

I moja odpowiedź: „wolisz uczyć się po jednym słówku i za każdym razem otwierać stronę ze słownikiem i indywidualnie każde tłumaczyć czy za jednym zamachem wpisać 5 i mieć z głowy?” 🙂

 

 

A jak ktoś ma chęć i ochotę przyłączyć się do marcowego wyzwania „30 dni z angielskim” (na chwilę obecną weźmie w nim udział 686 osób! :O <3, grafika bardzo szybko zrobiłą się nieaktualna 😀 ),

TUTAJ jest link do zapisów. 🙂

 

 

CIUM, BUM! 🙂 I udanego tygodnia! 🙂
Ania

WYZWANIE – 30 DNI Z ANGIELSKIM

WYZWANIE! 30 DNI Z ANGIELSKIM ‼️

‼️ OFICJALNIE OGŁASZAM MARZEC MIESIĄCEM POSZERZANIA ANGLISTYCZNYCH HORYZONTÓW ‼️

➡️ 30 dni

➡️ 30 tematów

➡️ 30 filmików

➡️ 30 ćwiczeń

I dużo śmiesznych materiałów dla tych, którzy uczą się najszybciej przez obrazy.

Wszystko oczywiście za FREE!

TUTAJ możecie się zapisać na listę chętnych. Dzięki temu przez cały marzec będziecie dostawać ode mnie każdego dnia linki z filmikami i ćwiczeniami, które pomogą Wam się sprawdzić po obejrzeniu mini lekcji

 

WHO IS UP FOR A CHALLENGE ??? 

2 cechy ludzi sukcesu, które są ważniejsze od inteligencji

WCALE NIE TAKI MĄDRY

 

Wydawałoby się, że jeżeli skompletujemy grupę wyjątkowo inteligentnych ludzi, umieścimy ich w tym samym pomieszczeniu jako zespół i poprosimy o wspólne rozwiązanie problemu, to dzięki ich imponującemu IQ, ujmując kolokwialnie – „rozwalą system”. Prawda?

Fałsz.

Okazuje się, że inteligencja indywidualna nie ma związku z realizacją zadań, a co za tym idzie, zadanie zlecone 10 osobom odznaczającym się wysokim ilorazem inteligencji wcale nie musi doczekać się genialnego rozwiązania.

Najciekawsza część jest taka, że grupy złożone z osób o niższym poziomie IQ osiągnęły lepsze wyniki zespołowe podczas tego eksperymentu.

Uwielbiam takie badania. 😀 Pokazują nam jak wiele błędów jest w systemie edukacyjnym (pierwszy krok do ich naprawienia) i jak różnymi rodzajami inteligencji możemy się charakteryzować. 🙂

No, dobra, już nie trzymam w niepewności i tłumaczę czym się różniły te grupy. 😉

 

 

SPÓJRZ MI W OCZY

 

Wiecie na czym polega test „Reading the Mind in the Eyes”? 🙂 Jego autorem jest Simon Baron-Cohen z Uniwersytetu Campridge, a chciał on sprawdzić naszą zdolność do empatii, czyli wczuwania się w stan emocjonalny drugiej osoby. Test polega na obejrzeniu 30 zdjęć ludzkich oczu i określeniu emocji odczuwanych przez osobę ze zdjęcia. Osoby, które lepiej wypadły na tym teście, tj. trafnie interpretowały mimikę, były też bardziej samoświadome swoich uczuć i chętnie rozmawiały o swoich przemyśleniach i wrażeniach. Nikogo więc nie powinno dziwić, że w tych bardziej empatycznych zespołach przeważały kobiety. 😀

I to jest właśnie pierwsza z 2 interesujących nas cech – wysoka średnia wrażliwość społeczna. Brzmi wyszukanie, ale chodzi tak naprawdę o intuicję grupy – rozpoznawanie stanu emocjonalnego jej członków po wyrazie twarzy, postawie i tonie głosu. Innymi słowy czytanie ludzi. 😉

Ciekawe swojego poziomu empatii? 😉 Taki test możecie sobie zrobić m.in. TUTAJ.

 

 

PRAWO GŁOSU

 

Drugie zjawisko zanotowane przez naukowców wśród grup, które wypadły w badaniach na rozwiązywanie problemów lepiej, było dla mnie lekkim zaskoczeniem.

Zostało ono nazwane „równym prawem głosu”. Badania pokazały, że w zespołach, które wypadły najlepiej, statystycznie członkowie grupy mówili mniej więcej tyle samo. Liczba wypowiadanych słów mogła być różna w poszczególnych ćwiczeniach czy zadaniach, ale całkowita suma była bardzo zbliżona.

Zastanawia mnie czy wynika to bardziej z poszanowania cudzego zdania, tolerancji i otwartości na pracę grupową, z tego, że uczestnicy nie bali się zabrać głosu, ich pewności siebie i chęci do działania, obu tych elementów czy może jeszcze czegoś innego. Jeśli kiedyś uda mi się położyć łapki na bardziej szczegółowej analizie tych badań, napiszę Wam o tym. 😉

 

 

 

 

Sekret efektywności. Skąd się bierze motywacja.

BRAMKA NUMER 2?

 

Pewnego wieczoru, jeden z moich kursantów miał w drodze na lekcję ze mną pecha – utknął w korku. Pracuję z ludźmi od lat i już dawno temu nauczyłam się, że rzadko kiedy wszystko idzie zgodnie z planem – za dużo niewiadomych, zbyt wiele czynników niezależnych od nas. Małe spóźnienie. Ot, drobny poślizg. Nic wielkiego.

Całkowicie nieporuszona uśmiechnęłam się w odpowiedzi na jego przeprosiny i wyjaśniłam, że takie sytuacje są całkowicie normalne i że nie powinien sobie tym zaprzątać głowy. Odparł wtedy, że najbardziej frustrującą częścią było bezczynne siedzenie – po stokroć wolałby być w ruchu, nawet gdyby miało mu to zająć dokładnie tyle samo czasu.

Sądziłam wtedy, że takie nastawienie jest efektem nawyku – żyjemy podłączeni do telefonów, w ciągłym trybie akcji i reakcji. Nie lubimy bezczynności i trudno nam usiedzieć w miejscu.

Otóż okazuje się, że to tylko jeden element układanki.Badania pokazują, że jeśli utkniemy w korku na autostradzie i zobaczymy zjazd, dzięki któremu moglibyśmy się z niego wydostać, będziemy mieli nieprzemożną ochotę z tej opcji skorzystać i to NAWET WTEDY, gdy WYDŁUŻYMY sobie w ten sposób drogę do domu.

Czym się więc kierujemy, jeśli nie logiką? Za czym goni nasz mózg?

 

 

TO JUŻ NIE TE CZASY

 

Jak wyglądała rzeczywistość naszych rodziców? Prosto po szkole/studiach szukali jednej pracy, w której mogli spokojnie doczekać emerytury. Jak wygląda nasza? Cóż, według statystyk z 2018 roku, przeciętny Amerykanin w ciągu swojej kariery zmienia pracę 12 razy (średnio co 4 lata). Mało tego, w chwili obecnej ponad 1/3 amerykańskiej siły roboczej to wolni strzelcy, zleceniobiorcy lub wykonawcy innego rodzaju pracy tymczasowej (gdzie kiedyś przecież przedsiębiorcy byli zdecydowanie mniejszością na rynku).

Czym się różnimy od pokolenia „stabilnego zatrudnienia”? Chcąc czy nie, musimy nabyć umiejętność adaptacji, radzenia sobie w nowych sytuacjach, zarządzania swoim czasem i priorytetami, rozwiązywania nieznanych dotąd problemów i podejmowania niezależnych decyzji. Co ciekawe, ci, którzy potrafią modelować własną motywację, zarabiają więcej, są szczęśliwsi oraz bardziej zadowoleni ze swojego życia.

 

 

DIABEŁ TKWI W DECYZJI

 

Wspólny mianownik? Samodzielne podejmowanie decyzji. Tak właśnie powstała teoria motywacji:

(…) wewnętrzna energia rodzi się w ludziach wtedy, gdy mają możliwość dokonywania wyborów – właśnie to daje im poczucie niezależności oraz świadomość prawa do decydowania o własnym losie. W przeprowadzonych eksperymentach naukowych osoby badane chętniej dokańczają trudne zadania, jeśli są one przedstawione w kategoriach wyborów, a nie dyspozycji.

 

Odruch przejmowania kontroli nad sytuacją jest instynktowny i można go zauważyć nawet u dzieci, które uczą się samodzielnie jeść – w chwili, gdy nabywają umiejętność żywienia się bez pomocy rodzica, korzystanie z cudzego wsparcia wydaje im się wyjątkowo nieatrakcyjne.

W czasopiśmie „Cognitive Sience” w Nowym Jorku w 2010 roku ukazał się artykuł przedstawiający badania z Uniwersytetu Columbia. Wykazały one, że gdy ludzie wierzą, iż mają wpływ na własny los, zasadniczo pracują z większą przyjemnością oraz sumienniej. Szybciej też pokonują niepowodzenia, są bardziej pewni siebie i żyją dłużej.

Pointa? Bardzo nie podoba nam się wizja siebie jako ofiar zdarzeń. Nie chcemy być sumą doświadczeń i mieć poczucia, że nie mamy panowania nad własnym życiem. Każdy chce być kapitanem swojego okrętu i wierzyć, że to on sam decyduje dokąd płynie. Jesteśmy wtedy najnormalniej w świecie szczęśliwsi i podejmujemy działania mające na celu kształtowanie naszej własnej rzeczywistości.

Pytanie brzmi: czy można w sobie wykształcić takie przekonanie o panowaniu nad sytuacją, aby w efekcie zapanować też nad własnym poziomem motywacji i satysfakcji z pracy?

 

 

NIE CHOWAJ SIĘ DO SKORUPKI

 

Pewnie, że można. 😀 Tylko trzeba mieć jaja. 😀 Poczucie kontroli i wspomniane przekonaniu o panowaniu nad sytuacją kształtujemy poprzez…podejmowanie decyzji.

Jak ustalili uczeni z Uniwersytetu Columbia

„Każdorazowe dokonanie wyboru – nawet bardzo drobnego – wzmacnia poczucie kontroli, a zarazem własnej skuteczności” (…). Jeżeli nawet podejmowania decyzja nie pociąga za sobą istotnych korzyści, ludzie i tak pragną swobody wyboru.

Lekcja? Musimy czuć, że to my jesteśmy kowalami własnego losu. A to z kolei możemy osiągnąć jedynie przez aktywne i zamierzone podejmowanie decyzji.

 

 

Artykuł napisany w oparciu o książkę Charles’a Duhigg – „Mądrzej, szybciej, lepiej. Sekret efektywności”

Nauka czasów w angielskim dla wzrokowców – KURS

KOCHANI!

 

Nauka czasów w języku angielskim dla wzrokowców doczekała się nowej odsłony! 🙂

Nowy rok, nowy kurs! 😀

A w nim:

– 12 czasów przedstawionych w postaci map myśli (dużo kolorów i jeszcze więcej obrazków ;)),

– system umożliwiający szybki i sprawny wybór czasów w wypowiedziach (żebyście już zawsze wiedzieli kiedy którego użyć ;)),

– szkolenie video oraz ściągawki w formacie pdf kompleksowo opisujące struktury (a w nich masa przykładów),

– ćwiczenia (+ klucz), dzięki którym nabierzecie wprawy. 😉

Jeśli chcecie dostać 10% zniżki na kurs, możecie się zapisać na listę TUTAJ. 😉

BORROW czy LEND?

VIDEO

 

 

Zrozumienie różnicy między BORROW, a LEND nie jest szczególnie trudne.

BORROW używamy, gdy to my pożyczamy coś od kogoś, a LEND, gdy pożyczamy naszą własność KOMUŚ.

Koncepcja nie jest trudna, ale jak zapamiętać co do czego?

Jak zawsze, gdy mam tego typu problem, stosuję mnemotechniki wszelkiej maści. 😉

W tm przypadku zaczynam od słówka BORROW. Buduję zdanie, w którym wspominam o tym, że chcę pożyczyć kilka książek z biblioteki (wszak do tego ona służy, żebyśmy mogli skorzystać z jej zbioru). 😉 Mówię więc, że

I want to borrow a few books.

A teraz zapiszmy to nieco inaczej. 😉

 

I want to
BORROW a few
BOOKS.   😉

BORROW używamy więc, gdy to MY pożyczamy OD KOGOŚ. 🙂

 

LEND będziemy więc stosować, gdy np. oferujemy komuś pomoc.

Załóżmy więc, że ma miejsce taka oto dyskusja:

– I don’t have enough money to pay my rent. (Nie mam dostatecznie dużo pieniędzy, by opłacić czynsz.)

– I can LEND you some. (Mogę ci trochę pożyczyć.)

 

My możemy
BORROW
BOOKS z biblioteki 😉

 

A innym, jeżeli mamy akurat na zbyciu ;p , możemy LEND nieco MONEY. ;D