Co robić, gdy nie mam talentu do języków #1

DAWNO, DAWNO TEMU…

 
Siedziałam na podłodze wynajmowanego pokoju i myślałam o tym, jakim jestem beztalenciem. Wspominałam z rozżaleniem poprzedni rok, w trakcie którego przygotowałam się do matury i stwierdziłam, że wyczerpałam już swoje możliwości intelektualne. Nie mogłam się już więcej uczyć, fizycznie było to po prostu niewykonalne. Jak w takim razie miałam wygramolić się z tego dołka pierwszego roku studiów anglistycznych, na początku którego ledwo (jeśli w ogóle) zdawałam kolokwia?

Natura obdarzyła mnie jednak dwiema cechami, które równie często wyciągały mnie z tarapatów, co w nie wpakowywała: tendencję do pyskowania i upór w dążeniu do celu.

O ile z pierwszego w okresie studiów nie korzystałam, o tyle drugie podpowiedziało, że skoro efekty mnie nie zadawalają, należy zmienić technikę. Dziś wiem, że nie mogłam osiągać lepszych wyników, ponieważ metody, które stosowałam były felerne.

Jak to ujął jeden z moich ulubionych autorów, Tim Ferriss: nie ważne jak dobrym jesteś kucharzem, jeśli przepis jest do bani.
 

Jest to fragment tekstu, który napisałam na stronę sprzedażową swojej książki. Z okresu przed studiami nie pamiętam nic poza nauką i zarwany nocami. Przed oczami mam żywy obraz siebie stojącej na chodniku obok domu z saszetką płatków śniadaniowych w jednej ręce (nie było czasu na nic konkretniejszego) i książką w drugiej (każda minuta była wtedy spożytkowana na naukę). Czekałam na tatę, który miał mnie podwieźć na koleje korepetycje. Wtedy prawie codziennie miałam jakieś dodatkowe lekcje, żeby zdać maturę.

 
Anglistyka nie była oczywistym wyborem. Tak naprawdę była „jedynym możliwym” i nie dlatego, że byłam taka zaj***sta, ale dlatego, że byłam bardzo przeciętna z pozostałych przedmiotów. Historyczka mnie nie trawiła, matmę lubiłam, ale było mi BARDZO daleko do umysłu typowo ścisłego, polski szedł mi słabo (ironiczne, biorąc pod uwagę, że napisałam książkę, a teraz czytacie dobrowolnie naskrobany artykuł). Z angielskim byłam odrobinę powyżej przeciętnej z ocenami (co zawdzięczałam wyłącznie regularnym prywatnym lekcjom zaaranżowanym przez moją mamę). I to by było na tyle, jeśli chodzi o mój talent językowy. Choć oczami duszy swojej widzę wiele osób, które się krzywią i patrzą na monitor nie wierząc w ani jedno moje słowo. A jednak.
 
TESTY PREDYSPOZYCJI
 
Jakiś czas temu wpadła mi w ręce książka napisana przez panią Lidię Głowacką-Michejda, „Cała prawda o nauce języka angielskiego”. Z ciekawości postanowiłam rozwiązać zawarty w niej test zatytułowany „Sprawdź, czy masz zdolności językowe”. Osobiście nie przepadam za tego typu testami, bo większość rozwiązujących wyjdzie z założenia, że jak poszło im dobrze, to są genialni, a jak słabo, to są debilami i w efekcie nie ma w ogóle sensu próbować. Ale niech będzie 🙂
 
I wyszło mi, że…. <werble, napięcie rośnie>  moje „zdolności językowe są umiarkowane, czyli takie, jak większości z nas” 😀 i „jeśli chcę osiągnąć lepsze wyniki, muszę się przyłożyć do nauki”, a „systematyczna praca jest środkiem do tego, aby opanować język”. 😀 Należy wspomnieć, że stopień wyżej są osoby „posiadające zdolności do nauki języków obcych”, a stopień niżej ci, którzy „prawdopodobnie w ogóle nie lubią się uczyć”. To by było na tyle, jeśli chodzi o mój naturalny talent językowy, thank you very much 😉
 
TALENT (I BEZTALENCIE)
 
Pani Lidia napisała też, że
Zdolności do przyswajania języka obcego, a także wszelkie inne, nie są przez człowieka dziedziczone i nie są wrodzone, lecz formują się i rozwijają w ciągu życia pod wpływem działalności praktycznej oraz odpowiedniego oddziaływania pedagogicznego.
W pierwszej chwili byłam gotowa się nie zgodzić z autorką, jednak gdy przeczytałam fragment drugi raz stwierdziłam, że to ja nie skupiłam się dostatecznie na przekazie. Mowa o ZDOLNOŚCI do przyswajania języka, nie o tym, z jak dużą łatwością ta nauka nam przychodzi. Bo, choć nie lubię słowa talent, to możemy się chyba zgodzić, że istnieje coś takiego jak „predyspozycje”. Osoby wysokie zwykle szybciej biegają, a te drobne są bardziej gibkie. Są uczniowie, którzy preferują naukę historii i przedmioty humanistyczne, i są umysły, które nie lubią „lać wody”, interesują ich konkretne fakty i przedmioty ścisłe. I czemu, u diabła, mężczyźni stanowili zaledwie 10-20% mojego roku na filologii angielskiej? Tu warto podkreślić, że Pani Lidia wspomina, iż „(…) z reguły chłopcy zaczynają mówić później niż dziewczynki, gdyż kobiety mają lepiej rozwinięte ośrodki mowy w korze mózgowej.”  Predyspozycje, Drodzy Państwo, predyspozycje.
 
Ale, ale 😉 Nie wiem jak Wy, ale ja kocham wyszukiwać perełki – ludzi, którzy „nie powinni” być w czymś dobrzy, a mimo to rozwalają system 😉 Dobrze jest uczyć się od takich jednostek, ponieważ najprawdopodobniej przyswoili techniki, które pozwalają im obejść system. Jeśli więc jesteś naturalnie uzdolniony – brawo ty ;p Jeśli jednak jesteś jednym z nas, szaraczków, którzy mają czasem nieco pod górkę – uszy do góry, cyc wypnij do przodu, jak i ja wypinam i jazda 😉 To, że przy kołysce dobra wróżka nie posypała Cię magicznym pyłkiem talentu językowego wcale nie oznacza, że nie możesz go przyswoić i to efektywnie. Potrzebne Ci tylko będą inne narzędzia (i podejście), ale o tym w drugiej części 😉