Dlaczego dzieci uczą się języków obcych szybciej

JEDNO WIELKIE KŁAMSTWO

Tak po prawdzie, po przekalkulowaniu liczby godzin spędzonych na przyswajaniu języka, to właściwie moglibyście stwierdzić, że… wcale nie uczą się szybciej.

ZONK.

No, może trochę. Nim wymienię, co działa na ich korzyść, wyjaśnię może co miałam na myśli kwestionując tą powszechną opinię.

Szacuje się, że aby osiągnąć poziom C2 w angielskim, czyli płynność w posługiwaniu się językiem angielskim, trzeba mu poświęcić około 1200 h. Jak to wygląda w przypadku typowego 6-latka?

6 lat życia x 365 dni w roku x 14 h gdy nie śpi (co można by zwiększyć, bo gdy śpimy mózg przecież nadal pracuje, ale OK), daje nam 30 660 h.

Nasze marne 1200 h przeciwko ich 30 000 z hakiem.

Nadaje świeżej perspektywy, prawda?

Nie kwestionuję jednak kilku faktów, które działają na korzyść dzieciaków i które pomagają przyswoić im dowolny język obcy szybciej, a moglibyśmy do nich zaliczyć między innymi to, że…

 

 

 

NIE KWESTIONUJĄ SWOJEJ INTELIGENCJI I ZDOLNOŚCI DO

NAUKI

Nigdy nie spotykamy dzieci, które twierdzą, że nie mają talentu do języków. Nie zastanawiają się czy są w stanie przyswoić wyjątkowo trudne słówko – po prostu od razu przechodzą do procesu nauki. Z zasady, nikt im nigdy nie mówi, że są humanistami czy umysłami ścisłymi, po prostu dostają „czyste konto” i nawet nie moment nie przystają, żeby się zastanowić czy efekt końcowy będzie ich zadowalał. Ot, skupiają się na zadaniu.

 

 

 

NIE CIERPIĄ Z POWODU BARIERY JĘZYKOWEJ

Choć ta część będzie zależała też od naszej definicji bariery językowej. Jeżeli przyjmiemy, że jest nią nieśmiałość, to możemy zostać zmuszeni do zmiany perspektywy.

Moja skromna osoba stukająca teraz w klawisze klawiatury, gdy pierwszy raz weszła do przedszkola, stanęła jak wryta i odmówiła ruszenia się z miejsca, „bo nikogo przecież tam nie znała”.

Nieśmiałość też jest formą bariery językowej, jednak szanse na to, że spotkamy otwarte i ciekawe świata dziecko, są o wiele większe, aniżeli spotkanie osoby dorosłej z takim właśnie podejściem. Dlatego tak ważne jest, żeby zachęcać dziecko do podejmowania kolejnych prób działania, pomimo ewentualnych nieudanych prób. Im bardziej przeżywamy „porażki” i „upokorzenia”, tym trudniej nam się później otworzyć i spróbować po raz kolejny.

 

 

 

UCZĄ SIĘ JĘZYKA, NIE O JĘZYKU

I, żeby było jasne, ja również uczę swoich kursantów zasad gramatyki i tego, jak mówić poprawnie. Uważam jednak, że

1) przedstawienie tych zasad powinno być zrozumiałe dla umysłu, w preferowany przez niego sposób tak, aby nie bolało,

2) gramatyka bez przełożenia na komunikację jest tylko zaśmiecaniem sobie umysłu – język ma służyć do przekazywania informacji, a gramatyka jest tylko jednym ze środków do celu (np. wyrażenie przeszłości, przyszłości, itp.). Sama w sobie nie będzie służyła do niczego, a nawet stanie się kulą u nogi, jeżeli martwienie się o poprawność zacznie nas powstrzymywać przed otwieraniem ust i rozmową z drugim człowiekiem.

Jak więc się uczyć języka? Praktycznie. Pamiętając, że to nieco bardziej złożone narzędzie do komunikacji. Taki klucz, który otwiera nam różne skrytki. „Tajemny kod”, dzięki którymi możemy rozmawiać z ludźmi, z którymi w przeciwnym razie konwersacje byłyby niemożliwa. 😉

 

 

NIE DOŚWIADCZAJĄ PRZEŁADOWANIA INFORMACYJNEGO

Życie w dobie informacyjnej, a nie industrialnej, choć dające ogrom możliwości, ma swoją cenę. Podobno w 2015 roku ilość danych, które dostawały się do ludzkiego umysłu, była pięciokrotnie większa, niż ta, z roku 1986. Nasz mózg nie nadąża za postępem. Projektujemy komputery, które rzekomo mają przetwarzać za nas dane, wiemy jednak, że to za mało.

Tzw. „brain fog” (brain – mózg, fog – mgła) stała się czymś tak powszechnym, że prawie niezauważalnym. Jest to rodzaj kognitywnej dysfunkcji, a wiąże się z problemami z pamięcią i koncentracją oraz brakiem klarowności umysłu. Nasze umysły są już tak przeładowane, że nie są w stanie więcej wchłonąć. Małe dzieci na szczęście (i na razie) nie mają tego problemu.